Gambit królowej. Уолтер Тевис
Bradleya i dziesięć centów, żeby kupiła sobie coca-colę.
Pan Bradley obrzucił ją dziwnym spojrzeniem, ale nic nie powiedział. Poszedł z receptą na zaplecze. Beth uważała, żeby nie stanąć obok stojaka z prasą. „Chess Review”, które ukradła wcześniej, było jedynym egzemplarzem. Pewnie szybko się zorientował.
Pan Bradley wrócił z zaplecza, niosąc plastikowy pojemnik z zadrukowaną etykietką. Postawił go na ladzie i schylił się po papierową torebkę. Beth nie mogła oderwać wzroku od zawartości pojemniczka. Wypełniały go podłużne, jaskrawozielone pastylki.
– To moje tabletki na uspokojenie – powiedziała pani Wheatley. – McAndrews uznał, że potrzebuję spokoju.
– Kto to McAndrews? – spytała Beth.
– Doktor McAndrews, mój lekarz. – Zdjęła wieczko i wyjęła z fiolki dwie zielone pastylki. – Kochanie, możesz mi przynieść szklankę wody?
– Tak, proszę pani – powiedziała Beth.
– Dlaczego napełniają je tylko do połowy? – westchnęła pani Wheatley, kiedy Beth szła do łazienki.
W listopadowym numerze opublikowano zapisy dwudziestu dwóch partii z zamkniętego turnieju w Moskwie. Szachiści, którzy w nim grali, nosili bajkowo brzmiące nazwiska, takie jak Botwinnik, Petrosjan czy Łajew. Było tam także zdjęcie dwóch pochylonych nad szachownicą zawodników. Mieli ciemne włosy i zaciśnięte usta, obaj występowali w czarnych garniturach. W tle majaczyła nieostro ogromna, wypełniona ludźmi widownia.
W półfinałowej partii rozegranej przez Petrosjana i kogoś o nazwisku Benkowitz Beth zauważyła, że Petrosjan popełnił błąd. Niepotrzebnie rozpoczął atak pionami. Amerykański arcymistrz, który napisał komentarz, uznał, że była to dobra koncepcja, ale Beth okazała się przenikliwsza. Dlaczego Petrosjan źle ocenił sytuację? Dlaczego Amerykanin nie dostrzegł jego błędu? Obaj mieli dużo czasu na zastanowienie, bo według czasopisma partia trwała pięć godzin.
Margaret zasunęła zasuwkę na szafce, ale nie ustawiła szyfru. Brały prysznic w sąsiednich kabinach i Beth widziała sterczące stożki całkiem już sporych piersi dziewczyny. Klatka piersiowa Beth nadal była płaska jak u chłopca, włosy łonowe dopiero zaczynały jej rosnąć. Margaret nie zwracała na nią uwagi, mydliła ciało, nucąc coś pod nosem. Beth wyszła spod prysznica, owinęła się ręcznikiem i mokra wróciła do pustej szatni.
Pospiesznie wytarła ręce i tłumiąc dźwięk ręcznikiem, cichutko otworzyła szafkę Margaret. Woda kapała jej z włosów, ale to nic, i tak cała podłoga była zachlapana po WF-ie chłopaków. Powoli uchyliła drzwiczki, uważając, żeby nie skrzypnęły. Serce tłukło się w jej piersi jak małe zwierzątko.
W środku leżała piękna brązowa torebka z prawdziwej skóry. Beth jeszcze raz wytarła ręce i wytężając słuch, zdjęła ją z półki. Spod pryszniców dobiegały chichoty i nawoływania kąpiących się dziewcząt, ale nic więcej. Specjalnie pierwsza weszła do łazienki, zajęła kabinę przy drzwiach, a potem szybko się wymknęła. Jeszcze trochę potrwa, zanim skończą się kąpać.
W torebce znajdowały się kolorowe pocztówki, szminka, szylkretowy grzebyk i elegancka chusteczka do nosa. Pogrzebała głębiej. Na spodzie leżały spięte srebrnym klipsem banknoty. Wyciągnęła je. Dwie piątki. Po krótkim wahaniu zabrała obie. Odłożyła torebkę na miejsce i zasunęła zasuwkę.
Drzwi jej własnej szafki były zamknięte, ale też nie na zamek. Otworzyła je teraz i wsunęła dwie piątki z klipsem do podręcznika do matematyki. Zamknęła szafkę, tym razem na szyfr, wróciła pod prysznic i myła się, dopóki pozostałe dziewczyny nie wyszły spod natrysków.
Ubierała się w pustej szatni. Margaret nie zajrzała do torebki. Beth westchnęła głęboko, jak pani Wheatley. Nadal czuła gwałtowne bicie serca. Wyjęła klips do banknotów z podręcznika do matematyki i wsunęła go pod szafkę, w której wcześniej Margaret trzymała swoje rzeczy. Mógł jej zwyczajnie wypaść z torebki, pieniądze mógł zabrać ktokolwiek. Zwinęła banknoty i schowała je do buta. Następnie zdjęła z półki własną plastikową torebkę, otworzyła ją i sięgnęła do kieszonki z lusterkiem. Wzięła dwie zielone tabletki, włożyła je do ust i popiła przy umywalce wodą z tekturowego kubeczka.
Tego dnia na kolację było spaghetti z pulpecikami z puszki, a na deser galaretka. Kiedy Beth zmywała naczynia, pani Wheatley poszła do salonu i pogłośniła telewizor.
– Och, byłabym zapomniała! – wykrzyknęła nagle.
Beth spokojnie szorowała garnek po makaronie. Po chwili pani Wheatley wróciła do kuchni z zalepioną kopertą.
– To do ciebie – powiedziała i wróciła do oglądania wiadomości.
Koperta była zapaćkana, a adres napisany ołówkiem. Beth wytarła ręce i otworzyła list; w środku znajdowało się pięć jednodolarowych banknotów, bez żadnej kartki. Długo stała przy zlewie, ściskając w dłoni pieniądze.
Zielone tabletki kosztowały cztery dolary za fiolkę o zawartości pięćdziesięciu sztuk. Na etykietce widniał napis „Do trzykrotnego napełnienia”. Beth zapłaciła czterema jednodolarówkami. Szybko wróciła do domu i odłożyła receptę do szuflady w biurku pani Wheatley.
Rozdział 4
Przy biurku obok wejścia do sali gimnastycznej siedzieli dwaj mężczyźni w białych koszulach. W środku ustawiono w rzędach długie stoły z zielono-białymi szachownicami. Było już sporo ludzi, niektórzy rozmawiali, parę osób grało w szachy. Głównie młodzi mężczyźni i chłopcy. Beth zauważyła jedną kobietę; nie widziała nikogo, kto nie byłby biały. Po lewej stronie biurka stała tabliczka z napisem „Opłaty turniejowe”. Beth podeszła ze swoimi pięcioma dolarami w dłoni.
– Masz zegar? – zapytał siedzący po lewej mężczyzna.
– Nie.
– Wypożyczamy zegary. Jeśli twój przeciwnik nie będzie go miał, przyjdź do mnie. Zaczynamy za dwadzieścia minut. Jaki masz ranking?
– Nie mam rankingu.
– Grałaś już kiedyś w turnieju?
– Nie.
– Jesteś pewna, że tego chcesz? – Wskazał na jej pieniądze.
– Jestem pewna.
– Nie mamy sekcji kobiecej.
Popatrzyła na niego bez słowa.
– Wpiszę cię do początkujących.
– Nie – powiedziała Beth. – Nie jestem początkująca.
– Jeśli nie masz rankingu, grasz w początkujących, z szachistami z rankingiem poniżej tysiąca sześciuset – odparł drugi mężczyzna, który dotąd w milczeniu przysłuchiwał się ich rozmowie.
Beth nie zwracała większej uwagi na podawane w „Chess Review” rankingi, ale wiedziała, że mistrzowie mają powyżej dwóch tysięcy dwustu.
– Ile wynosi nagroda w początkujących? – zapytała.
– Dwadzieścia.
– A w innych sekcjach?
– Główna nagroda w grupie otwartej to sto dolarów.
– Czy to wbrew przepisom, żebym grała w otwartej?
– Właściwie nie, ale… – Pokręcił głową.
– To niech mnie pan wpisze do otwartej. – Podała mu pieniądze.
Mężczyzna wzruszył ramionami i wręczył Beth formularz zgłoszeniowy.
– Jest trzech facetów z rankingiem powyżej tysiąca ośmiuset. Może się zjawić Beltik, a on jest mistrzem stanu. Pożrą cię żywcem.
Wzięła