Córki smoka. Andrews William

Córki smoka - Andrews William


Скачать книгу
świeciło nam prosto w oczy, a czas jakby się zatrzymał. Porucznik Tanaka podszedł do Jin-sook z mieczem przy boku. Płakała i prosiła, żeby jej nie bił. Przepraszała i obiecywała, że nie będzie się już odzywać. Wyglądał, jakby jej nie słyszał.

      Stanął przed nią i powoli uniósł shinai. Wymierzył cios w jej uda. Odgłos, jaki temu towarzyszył, przyprawił mnie o dreszcze. Brzmiał jak trzask bicza i uderzenie pałki jednocześnie. Jin-sook zamarła. Otworzyła szeroko oczy i usta, lecz nie wydała z siebie żadnego dźwięku.

      Dopiero gdy porucznik uderzył ponownie w to samo miejsce, krzyknęła długo i przeraźliwie. Szarpnęła z całej siły za sznurek. Tanaka znowu machnął mieczem. Potem jeszcze raz, drugi, trzeci, czwarty… Przy każdym uderzeniu Jin-sook szarpała się rozpaczliwie i wyła z bólu. Wiła się przy słupku jak schwytane w pułapkę dzikie zwierzę. Na jej ciele pojawiały się kolejne czerwone pręgi. Po nogach spływał mocz.

      Uda bolały mnie po każdym ciosie, jakby mnie też bito. Nie marzyłam o niczym innym, jak tylko o tym, żeby zamknąć oczy i zatkać uszy, sprawiając, by koszmar skończył się przynajmniej dla mnie. Ale byłam tak zszokowana i przerażona, że nie potrafiłam tego zrobić. Czułam żółć w gardle i bałam się, że zwymiotuję. Chciało mi się płakać, ale wcisnęłam łzy głęboko do środka, jak kazała Soo-hee.

      Potem porucznik uderzył Jin-sook w kość piszczelową. Dziewczyna znów zesztywniała, otworzyła szeroko usta i chwyciła mały haust powietrza. Po kolejnym ciosie zawyła żałośnie. Rozczochrane włosy przylepiały się do jej twarzy i śluzu wypływającego z nosa. Tanaka bił ją w piszczel raz za razem, a ona straszliwie krzyczała. Wreszcie osunęła się nieprzytomna na ziemię, słupek podparł jej plecy. Czarne włosy Jin-sook stworzyły wokół twarzy upiorny welon. Porucznik opuścił shinai i spojrzał na nas.

      Nie mogłam oddychać. Podwórze, baraki, słońce i niebo wirowały wokół mnie, a ja nie wiedziałam, jak to zatrzymać. Myślałam, że zemdleję. Kątem oka zobaczyłam Sun-hi upadającą na ziemię. Porucznik wymierzył w nią shinai.

      – Zasłużyła na bicie – stwierdził. – Szeregowy, zróbcie notatkę. Nauczkę dostanie jutro.

      Tanaka zaczął przechadzać się wzdłuż szeregu, wciąż z mieczem u boku.

      – Dostałyście porządną lekcję. Co powiecie swojemu kempejowi?

      Żadna z nas nie odważyła się odezwać.

      – Zadałem pytanie! – warknął, uderzając z całej siły mieczem o but. – Któraś ma dać odpowiedź albo wszystkie dostaniecie lanie!

      Nie wiedziałam, co powinnam odpowiedzieć, i bałam się, że zostanę ukarana jak Jin-sook.

      Nagle Soo-hee wystąpiła z szeregu i ukłoniła się nisko.

      – Kempeju – powiedziała swoim słabym japońskim – dziękujemy za lekcję.

      Oficer spojrzał na Soo-hee zza swojego zadartego nosa.

      – Jak masz na imię?

      – Okimi Iwata, poruczniku – odparła, kłaniając się znowu.

      – Nie ma za co, Okimi Iwata. Wracaj na swoje miejsce.

      Soo-hee zrobiła krok w tył.

      – A teraz – poinstruował – macie się wszystkie umyć i przebrać w yukaty. Gejsze zaprowadzą was do pokojów. Dowódcy wracają dziś wieczorem z manewrów.

      Odchodząc, obrócił się jeszcze i rzucił przez ramię:

      – Bądźcie na nich gotowe.

      DZIEWIĘĆ

      Po odejściu porucznika ścisnęłam mocno rękę Soo-hee. Zapytałam, gdzie jesteśmy.

      – Cisza! – syknął szeregowy Ishida, który właśnie szedł w stronę słupka z Jin-sook. – Jeśli porucznik Tanaka was usłyszy, dostaniecie lanie!

      Schyliłam głowę.

      – Seiko! Maori! – krzyknął żołnierz. – Idźcie po resztę i chodźcie pomóc z nowymi dziewczętami.

      Japonki wychyliły się z baraków. Wszystkie poza dwoma, które zawołał szeregowy Ishida, zajęły swoje miejsca na schodach i wachlowały się, jakby nic się nie stało. Naga i nieprzytomna Jin-sook nie robiła na nich żadnego wrażenia. Nie mogłam uwierzyć, że coś tak okropnego było tutaj normalne.

      Sun-hi jęknęła i złapała moją siostrę za nogę. Ta pomogła jej wstać. Podnosząc się, zobaczyła Jin-sook leżącą przy słupku i zaczęła histerycznie szlochać.

      – Nie! – wyszeptała stanowczo Soo-hee. – Nie możesz płakać.

      Dziewczyna złapała niepewnie oddech i ucichła.

      Szeregowy kazał Maori przynieść wodę dla pobitej dziewczyny.

      – Trzeba ją zabrać do lecznicy – powiedział. Ukląkł obok Jin-sook i odwiązał ją od słupka. Kazał pozostałym gejszom pokazać nam pokoje i łazienkę. – Potrzebują yukat na dzisiejszy wieczór z dowódcami – dodał.

      Japonka w ciemnoniebieskim stroju chwyciła mnie za ramię.

      – Jestem Seiko – przedstawiła się. – Chodź ze mną.

      Była przynajmniej siedem lat starsza od Soo-hee. Włosy sięgały jej do ramion, miała długie rzęsy i filigranowy nos. Zdziwiło mnie, że była umalowana. Do tej pory widziałam makijaż tylko na scenie podczas obchodów Nowego Roku. Jej stopy w japońskich zori stawiały kroki krótkie i ostrożne. Zaprowadziła mnie do wąskich drzwi na końcu jednego z baraków.

      – Posłuchaj mnie uważnie – zaczęła wyjaśniać. – To twoje miejsce pracy. Od trzynastej do siedemnastej będziesz przyjmować zwykłych żołnierzy. Na każdego poświęcisz dziesięć minut. Od siedemnastej do dziewiętnastej przychodzą podoficerowie. Oni mają po pół godziny. O dwudziestej będziesz odwiedzać jednego z oficerów w jego kwaterze i zostaniesz tak długo, jak będzie sobie tego życzył. Masz szczęście, bo dzisiaj pracujesz tylko u oficerów. Reszta wojska wróci z manewrów jutro. Wtedy czeka cię dzień pełen pracy. Możesz się umyć w latrynie koło lecznicy. W pomieszczeniu obok są yukaty. Weź jedną i zakładaj zawsze, gdy zaczynasz pracę. Posiłki przygotowujemy w kuchni przy barakach gejsz. Jutro powiedzą ci, kiedy masz sprzątać, gotować i prać. A, i jeszcze jedno. – Postukała mnie palcem w klatkę piersiową. – Nigdy nie zapominaj, że jesteś Koreanką. Rób, co każemy, bo pobiją cię jak tamtą. Zostaw rzeczy w pokoju, pokażę ci latrynę.

      Weszłam z nią do pomieszczenia, w którym miałam mieszkać. W maleńkim pokoju śmierdziało toaletą i było strasznie ciemno. Wpadające przez dziury w deskach słońce tworzyło na podłodze paski światła. Drzwi zwisały na skórzanych zawiasach. Na podłodze leżała mała wąska mata. W jednym kącie stał nocnik, a w drugim stołek. Na małej półce dostrzegłam świeczkę. To było najbardziej obrzydliwe miejsce, jakie w życiu widziałam. Kurnik za naszym domem miał więcej uroku.

      Położyłam worek na macie i odwróciłam się do Seiko.

      – Jak wygląda praca tutaj?

      Na jej twarzy zobaczyłam drwiący uśmieszek.

      – Głupia Koreanko. Jesteś ianfu – kobietą do towarzystwa. Masz służyć żołnierzom.

      Ianfu. Usłyszałam to słowo raz w życiu, podsłuchując kiedyś dyskusję rodziców o tym, co przytrafiło się jednej z dziewcząt z naszej okolicy. Nie wiedziałam nic na temat ianfu, więc poprosiłam Soo-hee o wyjaśnienie. Pouczyła mnie, bym zapomniała o rozmowie, ale ja ciągle myślałam o tej historii.

      Teraz zaczynałam rozumieć i ścisnęło mnie w żołądku. Nigdy wcześniej nie byłam z mężczyzną.


Скачать книгу