Córki smoka. Andrews William
pośrodku dziedzińca i na jego widok natychmiast poczułam przeszywający ból w nogach.
Skierowałam wzrok na Seiko, która przyglądała mi się uważnie.
– Dziękuję, proszę pani – powiedziałam, kłaniając się nisko.
W ciągu kolejnej godziny umyłam się i – pomimo braku apetytu – zjadłam miseczkę rosołu z kilkoma rozgotowanymi fasolkami azuki. Z małego pomieszczenia obok latryny wzięłam parę białych skarpetek tabi i słomianych klapek zori. W oczy rzuciła mi się zielona yukata, ozdobiona białymi i różowymi kwiatkami. Zawsze dobrze wyglądałam w zielonym, więc postanowiłam, że ją zabiorę. Strój był za duży na moją drobną figurę i idąc w stronę podwórza, ciągle się potykałam. Japonki chichotały, nie zasłaniając nawet ust.
– Patrzcie na tego biednego kurczaczka – żartowała jedna z nich. – Będzie skrzeczeć, gdy któryś z oficerów zacznie ją skubać.
Wszystkie wybuchły śmiechem. Oprócz Seiko, która patrząc na mnie, powiedziała:
– Tak. A oni będą tu już niedługo.
Kiedy dotarłam na plac, dziewczęta tkwiły przed swoimi barakami. W yukatach wyglądały dziwnie, do tego miały przerażenie w oczach.
Ubrana na żółto Soo-hee stała na samym końcu. Od razu do niej podbiegłam i powiedziałam, że się boję.
– Jak my wszystkie – odparła. Przebiegła wzrokiem po reszcie i pociągnęła mnie za sobą.
Nie zważając na obserwujących nas szeregowego i Japonki, zebrała dziewczęta wokół siebie i powiedziała ściszonym głosem:
– Trafiłyśmy w to straszne miejsce i musimy być posłuszne, inaczej nas zastrzelą. Ale mamy siebie nawzajem. Musimy się trzymać razem i być silne.
– Ale ja nawet nie wiem, co mam robić! – jęknęła jedna z młodszych dziewcząt.
Soo-hee kiwnęła głową.
– Jak się nazywasz?
– Midori Sato – odpowiedziała.
– Nie, nie. Pytam o koreańskie imię.
– Mee-su.
– Ja też nie wiem, co robić, Mee-su. Lekarz powiedział, że nic nam się nie stanie, jeśli będziemy spełniać ich polecenia. Powinnyśmy tak właśnie postąpić.
– Ale ja nie wiem jak – zapłakała Mee-su.
Soo-hee położyła jej dłoń na ramieniu.
– Postaraj się. Pamiętaj, co powiedziałam. Bądź silna.
Mee-su stłumiła szloch, a Soo-hee spojrzała po kolei każdej z dziewcząt w oczy.
– Musimy wytrzymać. Pomagajmy sobie nawzajem.
Dzięki jej słowom poczułam się trochę lepiej. Wtedy zrozumiałam, że moja siostra była jak niebo i ziemia w jednej osobie, chociaż brakowało jej piękna matki czy bystrości ojca. Pilnowała, żebym stąpała twardo po ziemi, jak matka. Przypomniała mi, że jesteśmy w okropnym miejscu i że muszę się nauczyć dyscypliny, by przetrwać. Ale tak jak ojciec potrafiła tchnąć we mnie wiarę, że potrafię to zrobić.
Mee-su otarła łzy i już więcej nie płakała. Dziewczęta wróciły na schody. Słowa Soo-hee podniosły je na duchu. Tylko Sun-hi trzęsła się tak samo mocno jak wcześniej.
Soo-hee zaprowadziła mnie przed mój pokój. Chwyciła za brzeg mojej yukaty i przyciągnęła do siebie.
– Weź to – wyszeptała. W ręku miała grzebień z dwugłowym smokiem. – Matka powiedziała, że będzie nas chronił.
– Soo-hee, to ty go dostałaś.
– Urodziłaś się w roku smoka – odparła. – To znak dla ciebie. Weź go, mała siostro.
Ścisnęłam grzebień w dłoni. Dotykałam go po raz pierwszy. Był ciężki i chłodny. Czułam, że jest wyjątkowy. Jednak po tym, co przydarzyło się Jin-sook, wątpiłam, czy jest w stanie mi pomóc.
– Gdzie go schować? – zapytałam.
– Najlepiej w nocniku – podpowiedziała. – Nikt go tam nie znajdzie. Zrób to od razu.
Wsunęłam grzebień do yukaty i weszłam do pokoju. Zgodnie z radą Soo-hee włożyłam go do nocnika.
Zapadał zmierzch, a my nadal stałyśmy na podwórzu, wymieniając nerwowe spojrzenia. W końcu zobaczyłyśmy porucznika Tanakę z shinajem przy boku. Szeregowy Ishida stał obok ze swoim karabinem. Japonki wciąż nie ruszyły się ze schodów. Słońce już zaszło, więc czułam przyjemny chłód. Powietrze było spokojne, a z wioski dobiegał turkot ciężarówek. Zbiłyśmy się w ciasną grupkę, z wyjątkiem Sun-hi, która stała kilka kroków od nas, wpatrując się w ziemię.
Tanaka wskazał mieczem na punkt w żółtym piachu. Kazał nam utworzyć szereg, stać prosto z rękoma przy ciele i zabronił się odzywać.
– Oficerowie już tu idą – ostrzegł.
Za barakami rozległy się męskie głosy i śmiechy. Były coraz głośniejsze i w końcu ujrzałyśmy grupkę wojskowych. Na środku podwórza porwany przez wiatr piasek wirował niczym trąba powietrzna. Przypomniał mi się żołnierz na motocyklu i ogon węża sprzed dwóch dni. Grupie przewodził oficer o głowę wyższy od reszty. Widziałam wcześniej japońskich dowódców, ale nigdy kogoś takiego. Był barczysty, miał gładką skórę i szerokie kości policzkowe. Biła od niego siła, budził respekt. Sam jego widok mnie przerażał.
– Baczność! – krzyknął porucznik Tanaka.
On i szeregowy wyprostowali się. Rozkaz chyba nie dotyczył Japonek, bo siedziały dalej, niewzruszone.
Barczysty dowódca podszedł do Tanaki.
– Poruczniku, widzę, że przyjechały nowe dziewczyny.
– Zgadza się, pułkowniku – odpowiedział raźno Tanaka, kłaniając się lekko. – Jedna zachowywała się nieodpowiednio i musiała zostać ukarana. Jest w lecznicy. Lekarz zameldował, że wszystkie są dziewicami poza tą na końcu. Wskazał na Sun-hi.
– No dobrze, popatrzmy – powiedział pułkownik. Oglądał każdą z dziewcząt, przechadzając się powoli z rękoma założonymi za plecami. Myślałam, że sprawdza, czy wszystko z nami w porządku. Bałam się, że gdy mnie obejrzy, zauważy moje niedoskonałości i zrobią mi coś strasznego. Kiedy do mnie dotarł, zatrzymał się. Pochyliłam głowę i spojrzałam w dół. Jego buty były wypolerowane i mocno zawiązane. Zaczęły mi drżeć kolana.
– Ta jest bardzo młoda – zauważył. – Jest czysta?
– Tak, pułkowniku. Jest wśród nich najmłodsza. Nazywa się Namiko Iwata.
Pułkownik uniósł mój podbródek i zaczął oglądać twarz, przekręcając moją głowę w lewo i w prawo. Teraz trzęsły mi się już całe nogi. Podwórze wokół mnie wirowało, myślałam, że zemdleję. Wiatr stworzył z piasku kolejny ogon węża.
– Masz piękną twarz, Namiko Iwata – rzekł w końcu, wbijając we mnie wzrok. – Piękną i delikatną. Jak arystokratka.
Odwrócił się do porucznika.
– Ta jest dla mnie – oświadczył.
DZIESIĘĆ
– Zgwałcił mnie – wyznaje moja biologiczna babcia,