Córki smoka. Andrews William

Córki smoka - Andrews William


Скачать книгу
było tylko gorzej. Miałam wrażenie, jakby oprawca opowiadał mi ze szczegółami, co zamierza mi zrobić. Dzięki butom wiedziałam, w jaki sposób zostanę zgwałcona.

      Po chwili dodaje:

      – A zgwałcono mnie tysiące razy.

      JEDENAŚCIE

Sierpień 1945 r., Dongfeng, Mandżuria

      Kiedy żołnierz w brudnych rozwiązanych butach wychodził z pokoju, kolejny czekał już na schodach. Pod moimi drzwiami zawsze ustawiała się długa kolejka. Kempei powiedział nam, że żołnierze muszą się oczyścić na wypadek, gdyby zginęli na polu bitwy.

      – Wyświadczacie im ogromną przysługę – rzekł. – Służycie Japonii i cesarzowi.

      Tego dnia służyłam Japonii i cesarzowi od południa bez żadnej przerwy, a zaczynało już zmierzchać. Nawet po sprowadzeniu przez porucznika sześciu nowych dziewcząt kolejka do mnie pozostawała najdłuższa. Na każdego poświęcałam dziesięć minut, miałam zatem dzisiaj już trzydzieści odwiedzin. Byłam obolała, a musiałam przyjąć jeszcze jednego – kaprala Kaoriego.

      Był potężnie zbudowany i lubił sprawiać mi ból. Mówił, że chce być ostatni w kolejce, bo wtedy nikt go nie popędza. Ale ja wiedziałam, że chodziło o to, by mógł zrobić ze mną wszystko, na co tylko przyszła mu ochota.

      Kiedy wszedł, ukłoniłam się i zamknęłam drzwi. Miał mocno zawiązane buty, a z jego oczu wyzierała brutalność. Wiedziałam, że muszę uważać.

      W czasie gdy kapral rozpinał spodnie, uklękłam na podłodze i opłukałam prezerwatywę, z której korzystał poprzedni żołnierz. Podałam mu ją, położyłam się na macie i rozchyliłam yukatę. Świeczka powoli dogasała i jak zawsze po południu rzucała słabe światło, dzięki czemu wiedziałam, że tego dnia moja praca z szeregowcami dobiegała końca.

      Usłyszałam cichy tupot nóżek myszy biegających pod barakami, który przypomniał mi, że miałam tej nocy przynieść dla nich ryż. Podczas karmienia przez dziurę w podłodze mogłam poczuć na skórze ich maleńkie łapki. Spojrzałam w górę na szczelinę w suficie. Wiosną, gdy topniały śniegi, kapała z niej woda, a latem zbierał się w środku pył przynoszony przez wiatr. Dzień za dniem, miesiąc za miesiącem fantazjowałam, że przez nią uciekam i – tak jak sobie kiedyś wyobrażaliśmy z ojcem – szybuję w powietrzu niczym sokół, by uwolnić się od ciemności śmierdzącego pokoju oraz tego, do czego byłam w nim zmuszana. Oczywiście nie mogłam tego zrobić, ale musiałam wierzyć, że to możliwe.

      Niestety przy Kaorim moja wiara słabła. Podczas gdy kapral szarpał się ze spodniami, które zawsze ściągał bez zdejmowania butów, próbowałam zapomnieć o wypełniającym pokój zapachu nasienia. W letnim upale ciężko było go znieść. Mój pot kapał na matę, nasiąkniętą potem dziesiątków mężczyzn. Brudne posłanie przylegało mi do pleców. Oparłam głowę o ścianę, by poczuć obecność cierpiących za nią towarzyszek niedoli.

      Kaori wyciągnął dużego penisa, a ja zaczęłam go dotykać, żeby zrobił się twardy, ale na darmo.

      – Szybciej, mała – rozkazał. – Przecież wiesz, co lubię.

      Pociągnął mnie za włosy, aż poczułam kłucie na każdym skrawku głowy.

      Wiedziałam, co muszę zrobić, żeby go pobudzić.

      – No dalej, wielkoludzie – warknęłam. – Chcę poczuć prawdziwy ból.

      Jego oczy rozbłysły i spoliczkował mnie z całej siły.

      – Właśnie tak – powiedziałam, rozcierając miejsce po uderzeniu. – Takie zabawy lubisz. Poruszałam ręką coraz szybciej, a on miał erekcję. Zaczął szamotać się z prezerwatywą. Zabrałam mu ją i założyłam. Zwalił się na mnie i próbował odbyć stosunek, jednak wciąż nie był wystarczająco twardy.

      – Szczyp mnie – wyrzuciłam z siebie wyuczoną kwestię.

      Ścisnął moje sutki i ponownie uderzył. Oczy zaszły mi łzami. Ale wciąż go dotykałam. W końcu udało mu się we mnie wejść. Przygniatał mnie swoim ciężarem, a ja wzdrygałam się przy każdym pchnięciu. Wymierzył mi kolejny policzek i chwycił za szyję. Wytrzeszczył oczy, uśmiechając się lubieżnie.

      Dusił mnie. Mocno. Sapnęłam, czując, jak moja twarz czerwienieje. Chciałam zawołać, żeby mnie puścił, ale jego silny uchwyt mi nie pozwalał. Złapałam kaprala za przedramię i usiłowałam się spod niego wydostać, ale był zbyt ciężki, a moje próby pobudziły go jeszcze bardziej. Zobaczyłam gwiazdy przed oczami, a potem wszystko zaczęła ogarniać ciemność.

      Wtedy szarpnięcie, na skutek którego uderzyłam głową w ścianę, uświadomiło mi, że kapral skończył. Puścił mnie i wstał. Przewróciłam się na bok, kaszląc. Łapczywie chwytałam powietrze. Po chwili gwiazdy znikły. Przytrzymałam się ściany i zmusiłam, żeby stanąć w kącie. Kaori zdjął prezerwatywę i wrzucił ją do nocnika. Gdy podciągał spodnie, zdołałam wykrztusić ciche „dziękuję”. Kapral odchrząknął i wyszedł z pokoju.

      Chwyciłam za hak na ubrania, żeby się nie przewrócić. Minęło kilka minut, zanim zaczęłam normalnie oddychać. Podniosłam swój pas obi i znowu zerknęłam na wieszak. Przyznaję, myślałam, czy tego nie zrobić. Jeden koniec obi na haku, a drugi wokół mojej szyi. Sun-hi tak postąpiła niecały tydzień po naszym przyjeździe do stacji komfortu. Zawiązała węzły, ugięła nogi i uwolniła się od udręki. Musiała mieć w sobie niezwykłą siłę i odwagę, by nie wyprostować nóg, kiedy się dusiła. Roztrząsałam w myślach, czy też bym tak potrafiła.

      Otarłam pot z czoła i rozmasowałam bolącą szyję. Związałam yukatę pasem. Sięgnęłam do nocnika, by spomiędzy prezerwatyw oraz nasienia wyjąć grzebień ze złotym grzbietem i wytrzeć w posłanie. Spojrzałam na smoka. Matka powiedziała, że nas ochroni. Wciąż ukrywałam go przed Japończykami, ale – jak dotąd – w niczym mi nie pomógł.

      Wsunęłam grzebień pod matę i ściągnęłam nasiąkniętą potem pościel. Wyszłam z nocnikiem na zewnątrz. Słońce raziło mnie w oczy. Było bardzo gorąco, a niebo miało odcień szarego błękitu. Wśród baraków latały roje wielkich czarnych much. Śliskie wiosenne błoto pokrywające podwórze stwardniało od słońca i butów tysięcy mężczyzn. Po okolicy jak zawsze hulał wiatr.

      Seiko i inne gejsze rozsiadły się na schodach i wachlowały twarze. Gdy przechodziłam, powiedziała:

      – Kolejna noc z pułkownikiem. Nie rozumiem, dlaczego woli taką koreańską dziwkę, skoro mógłby mieć mnie, porządną japońską gejszę. Chyba lubi, gdy robisz użytek z tej swojej kamiennej twarzy.

      Japonki zareagowały głośnym śmiechem.

      Zaczerwieniłam się, bo ta uwaga zabolała. Pułkownik zmusił mnie do tego tylko raz. Właśnie wrócił z Japonii, gdzie odwiedził rodzinę, i był ogromnie zdenerwowany. Nigdy nie dowiedziałam się, o co wówczas chodziło. Kiedy już go rozebrałam, przycisnął moją twarz do swoich genitaliów. Opierałam się, ale był zbyt silny i bałam się, że skręci mi kark. Więc to zrobiłam. Nie miałam wyboru.

      Potem zrobił się dziwnie cichy, jakby było mu wstyd. Wtedy po raz pierwszy zostałam u niego na całą noc. Od tamtej pory spędzaliśmy więcej czasu na rozmowie niż uprawianiu seksu. Podczas długich przerw, gdy żołnierze opuszczali bazę, dawał mi do czytania japońskie książki. Myślę, że gejsze mi zazdrościły, tak samo jak pozostałe dziewczęta.

      Gdy wracałam do pokoju, zobaczyłam odpoczywającego w cieniu szeregowego Ishidę. Ukłonił się na mój widok, a ja zrobiłam to samo. Bardzo go lubiłam. Był przystojny, ale nigdy nie korzystał z usług dziewcząt. Gejsze go kokietowały i próbowały zwabić do pokojów. Flirtował z nimi, lecz nigdy nie chwycił przynęty.


Скачать книгу