Odrobina czarów. Michelle Harrison
utknęłyśmy, pośrodku mgły, i…
– Nie, Fliss. – Po dotarciu na piętro Betty skręciła do pokoju, po czym zaczęła wyciągać z szafy ciepłe ubrania. – Nigdzie nie utknęłyśmy, właśnie o to chodzi – skoro tamci strażnicy byli oszustami, to nie ma żadnego zakazu! – Wyciągnęła z kieszeni szlafroka Hopsasę i podrzuciła go Fliss. – Łap.
– Fuj! – krzyknęła dziewczyna i wzdrygnęła się, gdy gryzoń próbował uciec jej z rąk. – Przecież wiesz, że nie znoszę takich wiercących się stworzeń! Nie mogę go odłożyć?
– Jasne, ale to ty przekażesz później Charlie, że pożarł go Oj. – O ile jeszcze kiedykolwiek ją zobaczymy, odezwał się upiorny głosik w myślach Betty. Potrząsnęła głową, żeby uciszyć Hopsasę. – Po prostu potrzymaj go przez chwilę, na litość wron!
Fliss skrzywiła się, ale ściskała szczura w dłoniach, które na wszelki wypadek wyciągnęła daleko przed siebie.
– To co właściwie planujesz? – zapytała.
– A jak ci się wydaje? – odparowała Betty, odrzucając na bok szlafrok i koszulę nocną. – Idę szukać Charlie.
Grzebała przez chwilę w szufladzie z wełnianymi pończochami, aż znalazła najmniej dziurawą parę. Gdy usiadła na łóżku, poczuła, że materac ugina się pod niewidzialnym ciężarem Błądki, która słuchała w milczeniu. Błędny ognik zniknął z lampki, ale jego delikatny blask sączył się spod łóżka.
– Zamierzasz w-wyjść w noc? – zająknęła się Fliss. – Ale przecież szukają jej strażnicy, ci prawdziwi. Może warto byłoby zdać się na nich?
– Przecież oni znają tylko połowę prawdy! – rzuciła w złości, wkładając już buty. Naciągnęła na sukienkę gruby sweter, po czym zabrała Fliss Hopsasę i schowała go do kieszeni. – Zresztą wiesz równie dobrze jak ja, że nie należy ufać strażnikom. Połowa z nich jest skorumpowana! Spójrz tylko na Palczastego. A ta dwójka, która przepadła na początku roku jak kamień w wodę? Kto wie, w co się wplątali…
– Nie przesadzaj, nie wszyscy są nieuczciwi – sprzeczała się Fliss. – Poza tym oni mają władzę, mają broń. Nie wspominając o doświadczeniu w tropieniu zbiegów.
Betty skrzywiła się.
– Mnie doświadczenia też nie brakuje. Kto rok temu odnalazł ciebie i Charlie?
– To zupełnie co innego.
– Niby czemu? Jedyna różnica jest taka, że wtedy Charlie została porwana, bo posiadała coś cennego. Tym razem zabrali ją przez nieporozumienie – a kiedy zdadzą sobie z tego sprawę, stanie się dla nich zbędna! I wówczas… – Betty urwała.
– Wówczas znajdzie się w prawdziwym niebezpieczeństwie – dokończyła za nią Fliss, która oddychała coraz bardziej nerwowo. Załamała ręce i podeszła do szafy, żeby się przebrać, chociaż na jej twarzy wahanie wciąż walczyło o prymat ze strachem. – W porządku, załóżmy, że ją nawet znajdziemy. Jak zamierzasz ją odbić? Chyba nie siłą, bo parskną nam śmiechem w twarz.
– To prawda – przyznała Betty – ale może zdołamy ich przechytrzyć. Mamy dwie rzeczy, których nie mają prawdziwi strażnicy. – Zabrała z komody matrioszki. – Po pierwsze, nie będą się z nas śmiali, jeśli nas nie zobaczą. – Gdy tylko otworzyła laleczki, na łóżku pojawiła się Błądka – przycupnięta na krawędzi, jakby po głowie chodziły jej myśli o ucieczce. – Po drugie, mamy ją, a ona ma odpowiedzi. Jeżeli nie wszystkie, to chociaż część.
– Wydawało mi się, że Błądka ma odejść – przypomniała siostrze Fliss. – Nie możemy ryzykować, że złapią nas razem.
– Do tej pory udawało nam się ją ukryć. – Betty z determinacją sznurowała buty. – Poza tym, czy mamy wybór? Nie wiem, czego oni od niej chcą, ale wygląda na to, że to klucz do odnalezienia Charlie. – I przyprowadzenia jej całej i zdrowej do domu. Naszły ją nagle ponure myśli: a gdyby tak… wymienić Błądkę na Charlie? Zalała ją fala wstydu, nie potrafiła jednak całkowicie odrzucić tego pomysłu. Bezpieczeństwo Charlie stało na pierwszym miejscu, bez względu na cenę.
– A co z tym? – Fliss wskazała na ognik, który wyłonił się spod łóżka i krążył teraz wokół stóp Błądki. – Dziewczynkę ukryjemy. Z nim nie pójdzie tak łatwo.
– Hmm. Co racja, to racja… – Betty wpatrywała się zamyślona w kulę blasku. – Może po prostu wypuścimy go na mokradłach?
– Eee, ale wiecie, że ja was słyszę? – odezwała się milcząca dotąd dziewczynka. Cicho, lecz zdecydowanie. Odgoniła ognik z powrotem do lampki. – Z góry ostrzegam, że nie pozbędziecie się go tak łatwo.
– Ale co to jest? – chciała wiedzieć Fliss. – I dlaczego nie chce się od ciebie odczepić?
Błądka nie odpowiedziała.
– Słuchaj, musisz wreszcie zacząć mówić – zganiła ją ostro Betty. – Będziemy potrzebowały pomocy, żeby odnaleźć siostrę, a nie mamy chwili do stracenia! Z każdą minutą Charlie się od nas oddala. Czy domyślasz się, kim byli ci mężczyźni i dlaczego ją zabrali? Czego mogli od ciebie chcieć?
Błądka przełknęła ślinę przez ściśnięte gardło.
– Wiem, czemu ją zabrali, ale… – Zawahała się. – Jeśli wam powiem, będziecie musiały pomóc także mnie.
Betty popatrzyła na Fliss. W tej chwili były w stanie obiecać cokolwiek – szczerze lub nie – byle tylko zwiększyć swoje szanse na uratowanie Charlie.
– A co miałybyśmy dla ciebie zrobić?
Błądka wpatrywała się w matrioszki z mieszaniną fascynacji i lęku.
– Muszę się gdzieś dostać – powiedziała w końcu. – Ale wątpię, żebym mogła to zrobić w pojedynkę. To daleko stąd, potrzebowałabym łodzi i…
– Mamy łódź. – Betty starała się nie dać po sobie poznać zniecierpliwienia. – Po prostu powiedz, dokąd musiałybyśmy cię zabrać.
– Chyba łatwiej będzie pokazać. – Dziewczynka sięgnęła w fałdy porwanej sukienki i wydobyła z nich kawałek woskowanego papieru, pożółkły ze starości i poprzecierany od wielokrotnego składania i rozkładania.
Betty chwyciła go ostrożnie. Serce znów zabiło jej mocniej – tym razem nie ze strachu, ale z podniecenia. Ostrożnie rozłożyła kartkę, choć zanim to jeszcze zrobiła, wiedziała, że ma do czynienia z bardzo starą mapą. Była narysowana odręcznie czarnym tuszem, w rogu widniała ozdobna róża wiatrów. Jej piękno zapierało dech w piersi, gdy jednak Betty przyjrzała się uważniej detalom, zmarszczyła skonsternowana brwi.
– Przecież to zwykła mapa Wronoskału i okolic – stwierdziła Fliss, która zaglądała jej przez ramię. – Nie masz dokładnie takiej samej?
– Nie bardzo… – mruknęła Betty, solidnie nad czymś główkując. Odwróciła się do Błądki. – To znaczy, jasne, mam różne mapy Wronoskału, ale większe i bardziej szczegółowe. Na tej Wronoskał i Wyspy Żałosne są zbyt małe, żeby pomieścić wiele informacji. Ta mapa skupia się na wodzie, choć nie ma tam niczego prócz tego starego wraku. – Podrapała się po głowie. – Dziwna ta mapa. To gdzie dokładnie chcesz dotrzeć?
Błądka przygryzła niepewnie wargę, aż w końcu przycisnęła drżący palec do papieru.
– Tutaj.
Betty przyjrzała się uważnie wskazanemu miejscu i zaczęła się zastanawiać, czy dziewczynce, jak to czasem mawiała babka, nie brakuje piątej klepki.
– Błądko, tutaj niczego nie ma.
Błądka