Krawędź wieczności. Ken Follett

Krawędź wieczności - Ken Follett


Скачать книгу
Ale ty nim nie jesteś.

      – Znasz numer legitymacji Levisona?

      – Co takiego? – stropił się Hugo.

      – Członkowie partii komunistycznej otrzymują legitymacje partyjne. Każdy ją ma. Jaki jest numer legitymacji Levisona?

      Hugo udał, że szuka tej informacji.

      – Zdaje się, że w teczce nie ma tego numeru.

      – A zatem nie możesz dowieść, że Levison jest komunistą.

      – Nie potrzebujemy niczego dowodzić – odparł zirytowany Hugo. – Nie ścigamy go. My tylko informujemy prokuratora generalnego o naszych podejrzeniach, to nasz obowiązek.

      – Szkalujecie doktora Kinga, twierdząc, że adwokat, z którym się konsultował, jest komunistą, i nie przedstawiacie żadnych dowodów? – rzekł podniesionym głosem George.

      – Masz rację – przyznał Hugo ku zaskoczeniu rozmówcy. – Potrzeba nam więcej dowodów i właśnie dlatego wystąpimy o zgodę na założenie podsłuchu w telefonie Levisona. – Podsłuchiwanie rozmów telefonicznych nie mogło się odbywać bez zezwolenia prokuratora generalnego. – Ta teczka jest dla was.

      George nie przyjął akt.

      – Jeśli założycie podsłuch Levisonowi, będziecie słuchali niektórych rozmów doktora Kinga.

      Hugo wzruszył ramionami.

      – Ci, którzy gadają z komuchami, sami narażają się na podsłuchiwanie. Co w tym złego?

      Zdaniem George’a w wolnym kraju nie powinno tak być, lecz nie skomentował słów Hugo. Zamiast tego powiedział:

      – Nie wiemy, czy Levison jest komunistą.

      – W takim razie musimy się dowiedzieć.

      George wziął teczkę, wstał i otworzył drzwi.

      – Przy następnym spotkaniu z Bobbym Hoover na pewno wspomni o tej sprawie, więc nie próbuj zatrzymywać akt dla siebie – ostrzegł Hugo.

      Taka możliwość przyszła George’owi do głowy, ale po chwili doszedł do wniosku, że to nie jest dobry pomysł.

      – To oczywiste.

      – A więc co zamierzasz?

      – Przekażę informację Bobby’emu, a on zadecyduje – odparł George i wyszedł.

      Wjechał windą na czwarte piętro. Kilku urzędników Departamentu Sprawiedliwości wychodziło z gabinetu Kennedy’ego. George zajrzał do środka. Prokurator generalny jak zwykle był bez marynarki i miał okulary na nosie, rękawy jego koszuli były podwinięte. Wszystko wskazywało na to, że przed chwilą zakończył jakąś naradę. George spojrzał na zegarek: za parę minut rozpocznie się następne spotkanie. Wszedł.

      Robert Kennedy przywitał go ciepło.

      – Cześć, George, jak się masz?

      Zachowywał się w taki sposób od dnia, w którym George odniósł wrażenie, że brat prezydenta ma zamiar mu przyłożyć. Później traktował go jak serdecznego kompana. George doszedł do wniosku, że już tak z nim jest: Bobby musi się najpierw z kimś pokłócić, by się z nim zaprzyjaźnić.

      – Mam złe wieści.

      – Siadaj i opowiadaj.

      George zamknął drzwi.

      – Hoover twierdzi, że namierzył komunistę w kręgu Martina Luthera Kinga.

      – Hoover to podżegacz i lachociąg – zawyrokował prokurator generalny.

      Jego asystent aż się wzdrygnął. Czyżby szef chciał powiedzieć, że Hoover jest pedziem? Wydawało się to niemożliwe. Może chodziło tylko o to, by mu ubliżyć?

      – Niejaki Stanley Levison.

      – Co to za jeden?

      – Adwokat. Doktor King radził się go w sprawie podatków i nie tylko.

      – W Atlancie?

      – Nie, Levison urzęduje w Nowym Jorku.

      – To znaczy, że nie jest bliskim znajomym Kinga.

      – Ja też tak uważam.

      – Ale to bez znaczenia – zauważył z rezygnacją Bobby. – Hoover zawsze może rozdmuchać sprawę.

      – FBI twierdzi, że Levison to komuch, ale dowodów nie chcieli mi przedstawić. Może panu je pokażą.

      – Nie chcę nic wiedzieć o ich źródłach informacji – oznajmił Kennedy, unosząc ręce w obronnym geście. – Później obwinialiby mnie o każdy przeciek.

      – Nie znają nawet numeru legitymacji partyjnej Levisona.

      – Bo, kurwa, nic nie wiedzą – warknął prokurator. – Snują domysły, ale to nie ma znaczenia. Ludzie i tak uwierzą.

      – Co robimy?

      – King musi zerwać z tym Levisonem – powiedział zdecydowanie Bobby. – W przeciwnym razie Hoover zleci kontrolowany przeciek, który zaszkodzi Kingowi, i ucierpi na tym ten zakichany ruch praw obywatelskich.

      George nie określiłby ruchu praw obywatelskich przymiotnikiem „zakichany”, lecz bracia Kennedy tak właśnie myśleli. Chodziło jednak o to, że potencjalny zarzut Hoovera stanowił zagrożenie, z którym należało się uporać, i Robert miał rację: najprościej dla Kinga byłoby, gdyby zerwał kontakty z Levisonem.

      – Ale jak go do tego nakłonimy? – chciał wiedzieć George.

      – Polecisz do Atlanty i mu to przekażesz – odparł Kennedy.

      Taka perspektywa zatrwożyła George’a. Martin Luther King słynął z niepokorności wobec władzy. George wiedział od Vereny, że trudno go do czegokolwiek przekonać, zarówno w prywatnych rozmowach, jak i publicznie. Nie zdradził jednak swoich obaw.

      – Zadzwonię i umówię się na spotkanie – oznajmił i podszedł do drzwi.

      – Dziękuję, George – rzekł z wyraźną ulgą prokurator. – Bardzo się cieszę, że mogę na tobie polegać.

      *

      Nazajutrz po dniu, w którym Maria pływała z prezydentem w basenie, znów usłyszała w słuchawce głos Dave’a Powersa.

      – O siedemnastej trzydzieści jest zebranie personelu. Masz ochotę przyjść?

      Maria zamierzała wybrać się ze współlokatorkami do kina, by zobaczyć Audrey Hepburn i seksownego George’a Pepparda w filmie Śniadanie u Tiffany’ego, lecz młodsze pracownice Białego Domu nie odmawiały Dave’owi Powersowi. Dziewczęta będą musiały zachwycać się bez niej.

      – Gdzie to będzie?

      – Na górze.

      – Na górze? – Tak zwykło się określać prywatne pokoje prezydenta.

      – Przyjdę po ciebie – oznajmił Dave i rozłączył się.

      Maria natychmiast pożałowała, że nie włożyła czegoś efektowniejszego. Była ubrana w plisowaną spódnicę i prostą białą bluzkę z drobnymi złotymi guziczkami. Jej dzisiejsza peruka to były prosto obcięte włosy sięgające szyi, z dwoma dłuższymi kosmykami, które opadały po obu stronach brody. Obawiała się, że nie różni się niczym od pierwszej lepszej pracownicy biurowej w Waszyngtonie.

      Odwróciła się do Nelly.

      – Czy ciebie też zaproszono na wieczorne spotkanie personelu?

      – Nie. A gdzie ma się odbyć? – zapytała koleżanka.

      –


Скачать книгу