Zabójczy kusiciel (t.4). Kristen Ashley
spokojnie ze wzrokiem w telewizorze.
Vance siadł na drugim fotelu. Wziął ze stolika puszkę napoju, który najwidoczniej pił wcześniej, i umościł się, opierając nogę w kowbojskim bucie na kolanie.
– Jules nie gotuje. Tak cię tylko uprzedzam. Kuchnia plus jedzenie plus Jules równa się rozpacz – zwrócił się Nick do Vance’a.
– Będę pamiętał – odparł Crowe, zerkając na mnie.
W jego oczach miejsce złości zajęło rozbawienie.
– Zamknij się, Nick – odparłam.
W moich oczach na pewno nadal był gniew.
– I potrafi być nieprzyjemna – zwierzył się Nick, nie odrywając wzroku od ekranu.
– Zauważyłem.
Nachyliłam się i wzięłam kawałek pizzy z otwartego pudełka. Ugryzłam wielki kęs i zaczęłam żuć. Postanowiłam obejrzeć mecz, ignorując ich obu.
– Za to robi zabójczą margaritę – kontynuował Nick.
„O Juliet Lawler wiem wszystko i chętnie się tym z wami podzielę”.
– Nie piję – odparł Vance.
To było tak zaskakujące, że oboje na niego spojrzeliśmy.
– Nie? – zdziwił się Nick.
– Trzeźwy alkoholik – odparł Vance; tym razem on patrzył w ekran.
Ja też wróciłam do telewizora. Po pierwsze, byłam zbyt wstrząśnięta tą informacją, po drugie, nie chciałam robić z tego wielkiego halo.
Nie potrafiłam wyobrazić go sobie pijanego, pozbawionego kontroli. Wyglądał na gościa, który panuje zawsze i nad wszystkim.
Ugryzłam drugi kęs, oderwałam kawałek i podzieliłam się z Boo, który wpatrywał się we mnie błagalnie.
– Długo nie pijesz? – zapytał Nick.
– Dziesięć lat. Zacząłem trzeźwieć w więzieniu.
Nick i ja znowu na niego spojrzeliśmy.
– W więzieniu? – powtórzył Nick.
– Dwa lata. Kradzież samochodów.
Przełknęłam ślinę i znów wróciłam do meczu.
– Chryste, człowieku – powiedział spokojnie Nick. – Ile wtedy miałeś, piętnaście lat?
– Dwadzieścia, jak zaczynałem wyrok.
Znowu ugryzłam pizzę i znów dałam kawałek Boo.
Boo był wniebowzięty.
Ja przerażona.
– Masz kontakt ze swoimi rodzicami? – Nick nie planował odpuścić.
– Nick… – wtrąciłam się.
Zaczynało to zakrawać na wścibstwo. Wiem, że był dla mnie jak ojciec, a każdy ojciec dałby popalić człowiekowi, który przyszedł umówić się z jego córką i przedstawił jako trzeźwiejący alkoholik z odsiadką na karku. Ale nie byliśmy w liceum i trochę jednak przesadzał.
– Nie widziałem ich, odkąd skończyłem dziesięć lat – odparł Vance bez wahania.
Odwróciłam gwałtownie głowę i spojrzałam na niego. Siedział w swoim fotelu, ze wzrokiem w telewizorze, swobodny i rozluźniony, jakby to przesłuchanie trzeciego stopnia nie robiło na nim wrażenia.
Przyglądałam mu się intensywnie. Byłam specjalistką od rozgryzania ludzi, taka praca. Nie wyglądało, że mu to w czymś przeszkadza.
– Czemu nie? – zapytał Nick, który ostatecznie dał sobie spokój z meczem i po prostu patrzył na Vance’a.
– Ojciec mnie wyrzucił. To nie było dobre miejsce, więc nie wróciłem.
Znowu ugryzłam pizzę, zmuszając się do patrzenia w telewizor i dając Boo jego kawałek. Próbowałam pozbyć się wizji dziesięcioletniego Vance’a wyrzuconego z domu, ale nie mogłam. W ogóle nie potrafiłam sobie wyobrazić, że ktoś może wyrzucić dziecko z domu, choć przecież pracowałam w azylu. Zawsze mnie to zaskakiwało, praktycznie każdego dnia. A już na pewno nie chciałam myśleć, że Vance tego doświadczył. A jednak to bolało, niemal fizycznie. Żołądek mi się ścisnął, jakbym miała zwymiotować, ale zmusiłam się i nadal jadłam pizzę, jak gdyby nigdy nic.
– Takie buty. – Nawet Nick nie był w stanie przełknąć tej informacji.
– Możemy wreszcie pooglądać mecz? – spytałam w przestrzeń.
– Się robi, psze pani.
Zapadła cisza. Skończyłam pizzę i poczułam, że mam sucho w ustach, i to nie tylko dlatego, że właśnie wciągnęłam kawał pepperoni. Podniosłam Boo i położyłam go Nickowi na brzuchu.
– Idę po piwo. Przynieść ci?
– Nie, Jules. Nie trzeba.
Spojrzałam na Vance’a; patrzył na mnie, ale nie potrafiłam odczytać tego wzroku.
– Następny napój? – spytałam.
Pokręcił głową, wciąż na mnie patrząc. A ja spojrzałam w podłogę i zaczęłam iść w stronę kuchni.
Żeby się tam dostać, musiałam przejść obok fotela Vance’a. Wtedy zwolniłam, a moja ręka, sama, z własnej woli, podniosła się i przejechała zewnętrzną częścią palców po policzku Crowe’a. Nie pytajcie, czemu to zrobiłam. Nie wiem. A potem, nie patrząc na niego, nie zatrzymując się i nie oglądając, po prostu poszłam do kuchni. A tam skrzętnie zapakowałam wrażenie tego dotyku do kartoteki wspomnień i zamknęłam drzwiczki na klucz.
***
Po meczu pożegnaliśmy się z Nickiem i razem z Boo poszliśmy do mojej części domu. Uchyliłam swoje drzwi, Boo wpadł do środka, a ja odwróciłam się do Vance’a, dając mu do zrozumienia, że nie jest zaproszony. Stąd do mojej kuchni prowadziły schodki, więc teraz mogłam spojrzeć na niego z góry.
– Było przemiło, fajnie się bawiłam, wielkie dzięki – powiedziałam, choć oboje wiedzieliśmy, że skopałam tę „randkę” tak, że nawet nie była randką.
Tak czy inaczej, chciałam dać jasno do zrozumienia, że spotkanie skończone i on ze mną nie wchodzi. Vance patrzył na mnie przez chwilę i na jego twarzy znów rozlał się ten zarozumiały uśmiech. Wyciągnął szybko rękę w stronę mojego brzucha, pchnął mnie do środka i wszedł. Potem zamknął drzwi, zabrał rękę i odwrócił się do panelu alarmu. Wbił czterocyfrowy kod i usłyszałam ciche buczenie, czujniki przy drzwiach i oknach zostały aktywowane.
Rozgniewało mnie, że się tutaj pakuje, ale gdy zobaczyłam, jak włącza alarm, poczułam podziw.
– Skąd znasz kod? – zapytałam, gdy odwrócił się do mnie.
Nie odpowiedział, zaczął do mnie iść, nadal z uśmiechem.
Podziw zniknął. Kurde, nie było dobrze. Zaczęłam się cofać.
– Słuchaj, Crowe, randka skończona.
Pokręcił głową, nie przestając iść w moją stronę.
– Serio, no, zrobiło się późno. Jestem zmęczona.
Nie byłam. Chciałam wyjść z domu, ale przedtem musiałam się go pozbyć.
– Masz dwie opcje – poinformował mnie.
Zatrzymałam się i oparłam ręce na biodrach.
– Co ty powiesz?