Zabójczy kusiciel (t.4). Kristen Ashley
wybierzesz, ja to zrobię i wybiorę rżnięcie. Pogadamy potem.
Serio przeginał.
– Nie wybieram się z tobą do łóżka – wyjaśniłam.
Znowu uśmiech.
– Przepraszam, ale czy nie poznaliśmy się wczoraj? Nie jestem taką dziewczyną!
Odchylił głowę i zaczął się śmiać.
– I co, kurwa, jest takie śmieszne? – Zmarszczyłam brwi, powstrzymując się, żeby go nie palnąć.
Spojrzał mi w oczy.
– Byłaś dokładnie „taką dziewczyną” jeszcze dziś rano.
Dobra, tutaj miał rację. Gdyby rano potrwało to jeszcze z dziesięć minut, byłoby po mnie. A to nie byłoby dobrze z różnych względów. Na przykład, wcale nie chciałam, żeby wiedział, że jestem dziewicą; to by nadszarpnęło mój uliczny wizerunek.
– Przejściowa niepoczytalność – odpaliłam.
– Jules, wybieraj.
– Nie.
Szybki ruch i już mnie miał, już obejmował i przyciągał do siebie. Naprawdę, widziałam to już tyle razy, że mogłabym się wreszcie nauczyć, jaki jest szybki.
– Co powiesz na to? – Spojrzał na mnie. – Porozmawiamy, a bzykanko zostawimy sobie na później, może na drugą randkę, kiedy uda mi się jednak dokądś cię zabrać.
Nie wybierałam się na żadną drugą randkę, więc uznałam tę propozycję za błogosławieństwo.
– Zgoda.
Uśmiechnął się tak, jakby mnie przejrzał.
A potem mnie puścił. Szłam korytarzem, ale gdy mijaliśmy łóżko, złapał mnie za rękę i zatrzymał. Odwróciłam się do niego.
– Co?
Wskazał wzrokiem podest.
– Właź.
Szczęka mi opadła.
– Przecież chciałeś rozmawiać.
– Tak, ale na górze.
Zwariował.
– Nie będziemy gadać w łóżku.
– Pakuj się, Jules.
– Możemy porozmawiać w salonie.
– Właź.
– Nie gada się w łóżku.
– Jules. Na górę.
Odwróciłam się, żeby pójść do salonu. I nie zdołałam zrobić nawet kroku.
Crowe Błyskawica znów chwycił mnie za rękę, odwrócił, a potem pochylił się, podniósł mnie i zarzucił sobie na ramiona, jedną dłonią trzymając mnie za rękę, drugą kładąc na moich udach.
– Ja pierdzielę, Crowe, zdejmij mnie! – wrzasnęłam.
Przecież nie da rady wejść tak ze mną po schodach; jest za nisko, wyrżnę głową w sufit! Sufit na korytarzu był niżej, podest z łóżkiem stanowił podniesioną alkowę, z wyższym sufitem. Była tylko niewielka przerwa, żeby wejść, a większość przestrzeni i tak zajmowało łóżko. Mieszkałam tutaj pięć lat, a i tak waliłam czołem w sufit na korytarzu przynajmniej raz w miesiącu. Niepotrzebnie się martwiłam. W końcu to był Vance Crowe.
Wchodził po schodach, prawie zgięty wpół, i przecisnął się ze mną na ramieniu tak, że nawet nie musnęłam sufitu. Zdjął mnie i przerzucił, a gdy znalazł się za mną, złapał mnie pod pachy i wciągnął na łóżko. Potem położył się na plecach i przyciągnął mnie do swojego ciała.
Byłam zbyt wstrząśnięta, żeby się ruszyć, i tylko gapiłam się na niego z niedowierzaniem.
Rany, był w tym naprawdę dobry.
– Teraz możemy gadać – oznajmił, obejmując mnie w talii.
– Czemu chciałeś rozmawiać tutaj?
– Lubię to miejsce.
Przewróciłam oczami. Dobra, nieważne. Pora to kończyć, żebym mogła wyjść i powkurzać dilerów.
– Skąd znasz mój kod? – zapytałam.
Uśmiech.
– Crowe! Muszę to wiedzieć!
– Jak będziesz chciała, to ci pokażę, ale nie dziś, później.
– Serio?
Zaskoczył mnie. Tak bardzo chciałam się dowiedzieć, jak to zrobił, że z wrażenia prawie zapomniałam: to nasz jedyny wieczór, nie będzie żadnego „później”. Jutro miałam w planach rozkminić, jak pozbyć się go z mojego życia.
– Będziesz chciała, to ci pokażę – powtórzył.
– O rany. Dzięki.
– Lubię Nicka – zauważył mimochodem.
Musiałam się uśmiechnąć.
– Ja też.
– Jak na niego mówisz? – spytał.
Dziwne pytanie.
– Nick – odparłam.
– Nie. Nie jest twoim tatą, ale jednak jest, więc jak na niego mówisz?
Wytrzeszczyłam oczy.
– Skąd to wiesz?
– Rozmawialiśmy.
Zastygłam.
– O czym?
– O tym, jak cię wychowywał, i o tym, że zmarli twoi rodzice, twój dziadek i twoja ciotka.
Zatkało mnie. Trochę dlatego, że Nick faktycznie sporo o mnie nagadał, ale głównie, że o cioci nigdy nie rozmawiał z nikim prócz mnie.
– Opowiedział ci o cioci Rebie?
– Tak.
Nie wiedziałam, co mam powiedzieć. To, że Nick zaufał mu na tyle, żeby o tym rozmawiać, sporo mówiło o Vansie. Kurde, co tu się działo? Otrząsnęłam się i poszłam za ciosem.
– O czym jeszcze ci mówił? – Nie czułam się komfortowo, że tyle o mnie wie.
– Że jestem pierwszym facetem od pięciu lat, który wyciąga cię na randkę.
– O rany boskie – szepnęłam.
Zabiję go.
– I że w czwartek masz urodziny.
Postanowiłam się nie odzywać. To w końcu nie potrwa długo, za dwie minuty będzie po wszystkim, będę mogła znów się otrząsnąć i wyrzucić Vance’a z głowy, ostatecznie.
Crowe przyglądał mi się. Ja nic nie mówiłam.
– Powiedz mi o Parku – poprosił.
– Nie – odparłam szybko i odsunęłam się.
Rozmowę możemy uznać za zakończoną.
Podniósł się, przekręcił mnie na plecy, znalazł się na górze i przygwoździł mnie do łóżka. Zajrzał mi w oczy.
– Wiesz, że cię sprawdziliśmy.
– Tak.
– Jesteś zajętą kobietą.
Spojrzałam szybko na niego, nie komentując.
– Jeszcze przed tą zjebaną sytuacją z Parkiem twoje nazwisko pojawiło