Zabójczy kusiciel (t.4). Kristen Ashley
Masz tu jakiś interes? – zapytał Stark, stając za Roxie i dając jasno do zrozumienia, że nie mam.
– Przyszłam po chłopców – wyjaśniłam. A potem, nie odrywając oczu od Starka, powiedziałam do Roama i Sniffa: – Chodźmy.
Nie usłyszałam zgrzytu odsuwanych krzeseł, więc odwróciłam się do nich. Nawet nie drgnęli.
– Powiedziałam: chodźmy – powtórzyłam.
Wstali od razu.
– Nie zapomnij o kawie – zadudnił Tex.
Skinęłam mu głową i rzuciłam do chłopców:
– Hazel stoi przy ulicy. Wsiadajcie. Za chwilę przyjdę.
– Ale Law… – wyjęczał Sniff.
– Za chwilę przyjdę – powtórzyłam i podeszłam, żeby wziąć kawę.
Położyłam dłoń na ciepłym kubku, już mając spytać, ile płacę, gdy dzwonek nad drzwiami znowu zadzwonił. Spojrzałam w stronę wyjścia i zobaczyłam Vance’a.
– Niech to jasna cholera – wysyczałam.
Podszedł do nas, ze wzrokiem utkwionym we mnie, i stanął. Jego spojrzenie było niemal tak intensywne jak jego dotyk; mózg, nieproszony, zaserwował mi wspomnienia z poranka, ciało uruchomiło reakcję.
Roam i Sniff zastygli, a ja zdołałam się otrząsnąć z Efektu Crowe’a.
– Chłopaki, idźcie do samochodu.
– Chcę z tobą pracować – przemówił Roam do Vance’a.
Crowe oderwał wzrok ode mnie, spojrzał na chłopca, ale nic nie powiedział.
– Chcę być twoim uczniem, no, żebyś mnie trenował – mówił dalej Roam.
Patrzyłam na niego i widziałam, ile go to kosztuje.
Twarz Crowe’a pozostała niewzruszona, nie zareagował w żaden sposób na to pełne determinacji wyznanie. Pomyślałam, że zacznie się nabijać z Roama, i serce mi się ścisnęło na tę myśl.
W życiu Roama nigdy nie było tak, żeby dostał to, czego pragnął, a teraz było zupełnie jasne, że najbardziej pragnął właśnie tego, o czym mówił.
– Roam… – wtrąciłam się.
– Jesteś na ulicy? – odezwał się Vance.
Spojrzałam na niego.
Obojętna mina zniknęła. Przyglądał się Roamowi bardzo uważnie.
– Czasami – odparł Roam. – I w King’s.
– Zostań w King’s – odparł Crowe i znów spojrzał na mnie.
Roam był wyraźnie rozczarowany.
– Musimy porozmawiać. – Tym razem Vance mówił do mnie.
– Będę robił, co powiesz! – zawołał Roam, znów przyciągając uwagę; jego głos był teraz wyższy, zdesperowany. Widziałam, jak się spiął, i ścisnęło mi krtań. – Zrobię wszystko, co każesz, i nie będę pyskował. Nie będę robił problemów, przysięgam.
– Roam, tak? – zapytał Crowe, a chłopak skinął głową. – Ucz się. Skończ szkołę. Jak już to zrobisz, pomyślimy.
Roam pokręcił głową, nie chciał odpuścić.
– To musi być teraz.
– Roam, porozmawiamy w samochodzie… – zaczęłam.
Odwrócił się do mnie całym ciałem.
– To musi być teraz!!! – krzyknął.
Wzdrygnęłam się. Jeszcze nigdy nie słyszałam, żeby krzyczał. Jego twarz wykrzywiała wewnętrzna walka.
– Za trzy lata będę martwy – mówił dalej, a mnie serce się zatrzymało.
– Roam, nie mów tak – odezwał się cicho Sniff.
– Chcę ich dopaść, wszystkich. I muszę wiedzieć, jak to zrobić. Jeśli nie będę wiedział, zabiją mnie.
Ruszyłam w jego stronę. Szłam przed pierwszym rzędem zebranych, Roam zaczął się cofać. Gdy mijałam Vance’a, zatrzymał mnie, obejmując w talii, i przyciągnął tyłem do siebie. Nie wyrywałam się i nie próbowałam podejść do odsuwającego się Roama.
A on cofał się, aż uderzył plecami w ścianę.
– Roam. Chodź, pojedziemy do King’s. Pogadamy – przemówiłam łagodnie.
– Nie. Ty już na nich polujesz, już to robisz. Ja też będę. Zabili Parka. Nie zastrzelili go, ale to tak samo. Park był… – Urwał, głos mu się załamał. – Park chciał… – spróbował jeszcze raz i znów nie zdołał.
Oderwałam się od Vance’a, chciałam odsunąć jego rękę i podejść do Roama, ale mięśnie Crowe’a stężały, przycisnął mnie do siebie jeszcze mocniej.
– Roam, najlepszy sposób, żeby ich dopaść, to nie stać się jednym z nich – odezwał się Nightingale, patrząc na chłopca.
Widać było, że też się przejął.
– Nie masz pojęcia, jak to jest – warknął Roam, a ja pomyślałam, że igra z ogniem. Niewielu ludzi odezwałoby się tak do Lee Nightingale’a, a już na pewno nie było wśród nich piętnastolatków. – Kurwa, nic o tym nie wiesz.
– Moim najlepszym przyjacielem jest Darius Tucker – odezwał się Lee. Roam wytrzeszczył na niego oczy, ja również. – Dlatego wiem – dodał Nightingale z przekonaniem.
Widziałam, że na chłopcu zrobiło to wrażenie, widziałam też, że nie odpuszcza. Popatrzył na mnie i Vance’a.
– Chcę być tobą – powiedział cicho do Crowe’a.
– Nie możesz być mną. Musisz być sobą. A teraz jesteś dzieckiem. Bądź nim – wyjaśnił Vance.
– Nie jestem dzieckiem.
– To nic złego, skarbie – odezwała się Daisy.
– Nie jestem dzieckiem! – krzyknął na nią Roam.
Dobra. Wystarczy.
– Roam, nie odzywaj się tak do ludzi, to niegrzeczne – powiedziałam i ruszyłam do przodu, odsuwając się od Vance’a. – Chodź, kupimy po hamburgerze i pojedziemy pogadać. Tylko we trójkę.
– Nie chcę już gadać.
– Roam, no weź, chodź. Pogadamy z Law. – Sniff również do niego podszedł.
Roam spojrzał na mnie.
– Widziałaś, jak tam leżał. W tej jebanej uliczce, w tym całym gównie i śmieciach. W śmieciach, Law. W śmieciach. Ty i ja, i Sniff, wszyscy widzieliśmy, jak Park leży w tych jebanych śmieciach – powiedział i zrozumiałam, że on też ma wypalony w mózgu ten widok.
Przełknęłam ślinę.
– Tak, Roam. Widziałam.
– A my chcieliśmy jechać do Kalifornii, żeby się nauczyć surfować. Chcieliśmy pojechać na Alaskę i mocować się z niedźwiedziami polarnymi – mówił dalej, po raz pierwszy zwierzając mi się z nastoletnich marzeń.
– Niedźwiedzie polarne to straszne skurwiele. Oglądałem w jednym programie – odezwał się Sniff, chyba próbując pomóc.
– Nie przeklinaj – upomniałam go i odwróciłam się do Roama. – Chodź, zjemy burgera. Dawaj.
–