Zabójczy kusiciel (t.4). Kristen Ashley
Tak, spoko.
Siedziałam na łydkach, nadal trzymając dłoń na jego piersi. On też usiadł, przysuwając się i nie odrywając ode mnie oczu. Na jego twarzy malował się teraz niepokój, co, nie wiem czemu, przyspieszyło bicie mojego serca.
Przyjrzałam mu się. Miał na sobie wczorajsze ciuchy; czarny podkoszulek z Hanleyem wyciągnięty z dżinsów i bose stopy.
Nie wiem, czemu to właśnie one zwróciły moją uwagę. Zwykle stopy są mało atrakcyjne, ale te były seksowne. Nie wiem, jak człowiek może mieć seksowne stopy, ale wiedziałam już, że jeśli ktoś takie miał, to właśnie Crowe. Wszechświat, który wszystko w Vansie Crowe uczynił seksownym, w swej niesprawiedliwości obdarzył go również seksownymi stopami. To mi przypomniało, że przecież jestem wkurzona. Poruszyłam się szybko w nadziei, że go zaskoczę. Niestety, nic mi z tego nie wyszło.
Zdjął rękę z mojego biodra i złapał mnie za nogi; ponownie wylądowałam na poduszkach.
Usiadł na mnie okrakiem i znów się szamotaliśmy. Szukałam okazji, żeby kopnąć go w jaja, ale siedział na mnie i mogłam tylko wierzgać nogami, próbując go zrzucić. Chwycił mnie za nadgarstki, podniósł mi ręce nad głowę i nachylił się. Próbowałam się wyrywać, podrzucać biodrami. Ani drgnął.
– Złaź ze mnie! – krzyknęłam.
– Nie. Przegrałaś i teraz mówisz.
– Złaź.
– Co wczoraj robiliście? – spytał, ignorując moje żądanie.
Zagapiłam się na niego. Przestałam walczyć, nie odzywałam się.
– Co to był za dzieciak?
Cisza.
– Jest z King’s?
Serce zabiło mi mocniej, ale moja twarz pozostała obojętna, a przynajmniej taką miałam nadzieję.
– To jeden z twoich ulicznych dzieciaków? – zadawał kolejne pytania, ja milczałam.
– To ma coś wspólnego z Parkiem? – Nie ustępował.
Nie zdołałam pozostać obojętna, zesztywniałam. I odwróciłam głowę, usiłując ukryć reakcję. Skąd miał informacje o Parku, King’s i „ulicznych dzieciakach”, nie wiedziałam i nie chciałam wiedzieć. Ale i tak mi powiedział.
– Znalazłaś jego ciało i jesteś w aktach policji. Złożyłaś zeznania, powiedziałaś, że pracowałaś z nim w King’s. W ostatnich latach życia Park miał akta długie na kilometr. Występuje w nich twoje nazwisko. – Chwila przerwy. – Jules, twoje nazwisko pojawia się tam wiele razy.
Spojrzałam na niego, marszcząc brwi, ale się nie odezwałam.
Zmienił taktykę.
– Powiedz mi o Cordovie.
Zacisnęłam zęby i tylko na niego patrzyłam. Wtedy on też się na mnie zapatrzył. Coś się zmieniło. Zobaczyłam to, wyczułam i znów byłam jak zahipnotyzowana.
Patrzyłam, jak się pochyla, moje serce waliło jak szalone, żołądek wszedł w dzikie wibracje. Gdy znalazł się centymetry od mojej twarzy, powiedział głębokim, jedwabistym głosem:
– Zmuszę cię do mówienia.
– Nie – przemówiłam w końcu, ale było za późno.
Jego usta spoczęły na moich, a mój żołądek wyszedł poza skalę Richtera. Bo musicie dowiedzieć się czegoś, o czym wcześniej nie wspominałam. Otóż nie miałam wielkiego doświadczenia w kwestii facetów. Chodziłam czasem na jakieś randki, całowaliśmy się, obściskiwaliśmy, ale nic poza tym. Tak, właśnie to chcę powiedzieć: byłam dwudziestosześcioletnią dziewicą.
Są kobiety, które czułyby się z tym nieswojo – ja nie. Nie interesował mnie seks, związek ani romans, nie miałam na to czasu. Chciałam uratować świat, a przynajmniej kilkoro dzieciaków. Poza tym ważni dla mnie ludzie mieli przykry zwyczaj umierania, jak ostatnio Park. Dlatego pilnowałam swojego serca, działałam jak dobrze wytresowany rottweiler. Spięłam się i naprawdę chciałam nie reagować, ale pocałunek Crowe’a był przyjemny. Chciałam czuć na sobie jego dłonie, nawet jeśli mnie przytrzymywał, chciałam czuć jego ciepło.
A gdy jego język dotknął moich warg, poczułam mocne, przyjemne mrowienie między nogami. Rozchyliłam usta, żeby coś powiedzieć, żeby zrzucić go z siebie, ale wtedy wsunął mi język, przechylił głowę i zaczął całować na poważnie.
Nie mam zbyt dużego porównania, ale czułam, że był w tym dobry – głównie dlatego, że się rozpływałam. Moje usta dopasowały się do jego ust, oddałam pocałunek. Jego wargi oderwały się od moich, ale wciąż mnie całował, delikatnie, leciutko.
– Powiedz mi o Cordovie – powiedział.
Pokręciłam głową; trochę, żeby zaprzeczyć, a trochę, żeby rozjaśnić umysł, a Crowe pocałował mnie znowu. Mrowienie między nogami nabrało mocy, rozchodziło się po całym ciele, umysł znów mi się zaćmił, skupiony wyłącznie na pocałunku. Wcisnęłam nadgarstki w jego dłonie, nie żeby się wyrwać, ale żeby móc go jeszcze bardziej poczuć.
Musiałam go dotknąć, potrzebowałam tego. Ścisnął mniej mocniej, jakby myślał, że próbuję się szarpać, choć przecież oddawałam pocałunki. Odsunął usta na milimetr i powiedział w moje wargi:
– Kto nauczył cię strzelać?
Oddychałam ciężko i patrzyłam na niego, próbując zebrać myśli.
– Kto siedzi w tym razem z tobą?
Cisza.
– Na kogo polujesz? – naciskał.
– Puść mnie – powiedziałam miękko.
Pokręcił głową i znowu mnie pocałował.
Cała jasność umysłu, którą udało mi się uzyskać, gdy się odsunął, znów przepadła bez śladu; pocałowałam go również. Sunął teraz wargami po moim policzku w stronę ucha i powiedział:
– Będę to robił cały dzień. Musisz ze mną pogadać, Jules.
Przekręciłam głowę i powodowana czymś, nad czym nie panowałam, liznęłam jego szyję czubkiem języka. Nie pytajcie, dlaczego to zrobiłam. To spowodowało ciekawą reakcję. Crowe opuścił się niżej i prawie na mnie leżąc, uwolnił moje nadgarstki. W tej samej chwili objęłam go; jego wargi znów znalazły się na moich, ale pocałunek był teraz inny. Nie chodziło już o to, żeby zmusić mnie do mówienia i namieszać mi w głowie. To było coś zupełnie innego. Moje ciało zareagowało od razu, wtapiając się w jego ciało. Wsunęłam mu dłoń pod T-shirt, błądziłam palcami po twardych mięśniach i gładkiej skórze pleców tuż nad dżinsami, powędrowałam w górę po kręgosłupie.
W jego gardle zrodził się niski pomruk; od tego dźwięku przeszył mnie dreszcz i wylądował między moimi nogami.
Crowe przekręcił się na bok, ciągnąc mnie za sobą, całował mnie mocno i łapczywie, jego dłonie sunęły po satynowej koszulce. Czułam, jak odciski na palcach zahaczają o cieniutki materiał i z jakiegoś powodu mnie to wzruszyło.
Poruszył się, wsuwając twarde udo między moje nogi, dłonią zszedł w dół moich pleców, na tyłek, udo, wreszcie uniósł mi nogę w kolanie i zarzucił ją na swoje biodro. I wtedy zadzwonił mój telefon przy łóżku.
Zignorowaliśmy go. Nadal byliśmy złączeni w pocałunku, Vance to używał swojego zręcznego języka, to muskał moje wargi swoimi, lekko, szybko; moje dłonie powędrowały w górę jego pleców, przyciskałam go teraz do siebie.
Nie