Niespokojna krew. Роберт Гэлбрейт
pracowała Margot Bamborough.
Jeszcze bardziej sugestywna była relacja naocznego świadka, kierowcy, który widział na ulicy dwie kobiety: jedna z nich z trudem trzymała się na nogach albo nawet omdlewała, a druga ją podtrzymywała. Talbot natychmiast skojarzył to zarówno z pijaną Verą Kenny, którą widziano wsiadającą do vana prowadzonego przez, jak się zdawało, drugą kobietę, oraz z zeznaniami Peggy Hiskett. Ta druga zgłosiła się na policję, by opowiedzieć o mężczyźnie przebranym za kobietę, który na odludnym przystanku autobusowym próbował ją namówić, by wypiła z nim butelkę piwa, a potem stał się agresywny. Na szczęście udało jej się zwrócić uwagę przejeżdżającego tamtędy kierowcy.
Przekonany, że Bamborough padła ofiarą seryjnego mordercy okrzykniętego Rzeźnikiem z Essex, Talbot […].
Zadzwoniła komórka Strike’a. Starając się nie zgubić strony, pomacał ręką w poszukiwaniu aparatu i odebrał połączenie, nie sprawdzając, kto dzwoni.
– Strike.
– Witaj, Bluey – zabrzmiał miękki kobiecy głos.
Strike położył książkę na łóżku okładką do góry. Nastąpiła chwila ciszy, w której słyszał oddech Charlotte.
– Czego chcesz?
– Porozmawiać z tobą – powiedziała.
– O czym?
– Bo ja wiem? – roześmiała się lekko. – Sam zdecyduj.
Strike znał ten nastrój. Była w połowie butelki wina albo może uraczyła się paroma szklaneczkami whisky. W jej alkoholowym upojeniu – nawet nie w upojeniu, raczej w wywołanej alkoholem łagodności – był taki moment, kiedy Charlotte stawała się ujmująca, wręcz zabawna, jeszcze nie zaczepna ani płaczliwa. Raz, pod koniec ich związku, gdy wrodzona uczciwość zmusiła go do zmierzenia się z faktami i zadania sobie trudnych pytań, zastanawiał się, czy pragnienie, by przyszła żona była zawsze lekko wstawiona, jest realistyczne albo przynajmniej zdrowe.
– Nie oddzwoniłeś – powiedziała Charlotte. – Zostawiłam wiadomość twojej Robin. Nie przekazała ci?
– Przekazała.
– Ale nie zadzwoniłeś.
– Charlotte, czego chcesz?
Zdrowa część jego umysłu nakazywała mu zakończyć tę rozmowę, lecz mimo to trzymał komórkę przy uchu, słuchał, czekał. Charlotte długo była dla niego jak narkotyk: narkotyk albo choroba.
– Interesujące – powiedziała rozmarzonym głosem. – Myślałam, że może postanowiła ci nic nie mówić.
Milczał.
– Jesteście już razem? Wygląda całkiem nieźle. I zawsze jest pod ręką. Na zawołanie. Jak wygod…
– Po co dzwonisz?
– Już mówiłam, chciałam z tobą porozmawiać… Na pewno wiesz, jaki dziś dzień. Pierwsze urodziny bliźniaków. Cała famille Ross zjechała się, by się nimi zachwycać. Dopiero teraz znalazłam chwilę dla siebie.
Oczywiście wiedział, że urodziła bliźnięta. Ogłosili to w „The Times”, ponieważ wyszła za arystokratę, a arystokratyczne rodziny rutynowo ogłaszają na łamach tej gazety narodziny nowych członków, śluby i zgony. Tak naprawdę wolał czerpać informacje z innych źródeł, lecz akurat tę wiadomość przekazała mu Ilsa, i Strike natychmiast przypomniał sobie słowa, które skierowała do niego Charlotte przy stoliku w restauracji, gdy ponad rok temu zwabiła go tam podstępem.
Jedyne, co pozwala mi przetrwać tę ciążę, to myśl, że kiedy je urodzę, będę mogła odejść.
Dzieci jednak urodziły się przedwcześnie i Charlotte ich nie opuściła.
Dzieci wychodzą z naszego ciała. Mężczyźni nie rozumieją, jak to jest.
W poprzednim roku podchmielona Charlotte dzwoniła do Strike’a dwa razy, zawsze późnym wieczorem. Pierwsze połączenie zakończył po kilku sekundach, ponieważ jednocześnie próbowała się do niego dodzwonić Robin. Po kilku minutach drugiego Charlotte niespodziewanie rozłączyła się sama.
– Wiesz, nikt nie przypuszczał, że przeżyją – powiedziała teraz. – To cud – wyszeptała.
– Jeśli są urodziny twoich dzieci, nie powinienem cię zatrzymywać – powiedział Strike. – Dobranoc, Char…
– Nie rozłączaj się – powiedziała z nagłym naciskiem. – Nie rozłączaj się, proszę.
Rozłącz się – zabrzmiał głos w jego głowie. Nie posłuchał go.
– Już śpią, głęboko śpią. Nie wiedzą, że są ich urodziny, całe to świętowanie jest śmiechu warte. Upamiętnianie rocznicy tego pieprzonego koszmaru. Było potwornie, rozcięli mnie…
– Muszę kończyć – powiedział. – Jestem zajęty.
– Proszę – prawie jęknęła. – Bluey, jestem taka nieszczęśliwa, nie masz pojęcia, jak mi źle…
– Jesteś mężatką i matką dwojga dzieci – odparł brutalnie – a ja nie jestem redaktorem rubryki porad osobistych. Istnieją telefony zaufania, pod które w razie potrzeby można anonimowo zadzwonić. Dobranoc, Charlotte. – Rozłączył się.
Deszcz rozpadał się na dobre. Bębnił o ciemne okna. Strike zobaczył odwróconą do góry nogami twarz Dennisa Creeda na okładce odłożonej książki. Okolone jasnymi rzęsami oczy mordercy wydawały się jednak zwrócone we właściwą stronę. Efekt był niepokojący, jakby te oczy żyły.
Strike ponownie otworzył książkę i wrócił do lektury.
9
Szlachetny Panie, o przyjaźń cię proszę,
Bom w twych przygodach rad był uczestniczyć,
I byś za blizny, które po nich noszę,
Zechciał mnie wkrótce sowicie rozliczyć.
Edmund Spenser
The Faerie Queene
George Layborn nie zdołał zdobyć akt sprawy Bamborough przed urodzinami Robin.
Obudziła się rankiem dziewiątego października. Gdy przypomniała sobie, jaki jest dzień, pierwszy raz w życiu nie poczuła dreszczyku podekscytowania, lecz przygnębienie. Kończyła dwadzieścia dziewięć lat, a dwadzieścia dziewięć lat brzmiało dziwnie. Ta liczba zdawała się oznaczać nie kamień milowy, lecz stację przesiadkową: „Następny przystanek: TRZYDZIEŚCI”. Leżąc przez chwilę samotnie w szerokim łóżku w wynajętym pokoju, przypomniała sobie, co Katie, jej ulubiona kuzynka, powiedziała podczas ostatniej wizyty Robin w domu, gdy ta pomagała jej dwuletniemu synkowi lepić z plasteliny potwory mające jeździć w jego ciężarówce Tonka.
– Zupełnie jakbyś podróżowała w innym kierunku niż reszta z nas.
Po chwili, widząc na twarzy Robin coś, co sprawiło, że pożałowała swoich słów, Katie prędko dodała:
– Nie miałam na myśli nic złego! Wydajesz się naprawdę szczęśliwa. To znaczy wolna! Mówię poważnie – zapewniła nieszczerze Katie. – Czasami naprawdę ci zazdroszczę.
Robin nawet przez chwilę nie żałowała zakończenia małżeństwa, które w ostatniej fazie głęboko ją unieszczęśliwiało. Wciąż wracały tamte emocje, na szczęście już niedoświadczane, przez które wszystko zdawało się tracić wszelkie kolory, mimo że wokół było tak ładnie: wiedziała, że znajdujący się w Deptford dom kapitana żeglugi, w którym ostatecznie rozstała się z Matthew, był niezwykle atrakcyjnym miejscem, lecz teraz wydawało jej się dziwne, że pamięta tak niewiele związanych z nim szczegółów. Jej jedyne