Niespokojna krew. Роберт Гэлбрейт
zdarzeniach, pragnęli słyszeć, jak ofiary przemocy i terroru nazywają siebie „szczęściarzami”. Przypomniał sobie zapewnienie zapłakanej ciotki, że nie czuje bólu, gdy leżał w szpitalnym łóżku otumaniony morfiną. To, co powiedziała, ostro kontrastowało z pierwszymi słowami, które skierował do Strike’a Polworth, gdy odwiedził go w szpitalu Selly Oak.
– Trochę przejebane, Diddy.
– No, trochę – przyznał Strike, trzymając przed sobą wyciągnięty kikut, w którym zakończenia nerwowe uparcie twierdziły, że łydka i stopa wciąż są na swoim miejscu.
Po dotarciu na dworzec w Amersham Strike zorientował się, że właśnie uciekł mu pociąg powrotny do Londynu. Usiadł zatem na ławce w słabym jesiennym słońcu późnego popołudnia, wyjął papierosy, zapalił jednego i spojrzał na komórkę. W czasie rozmowy z Guptą, gdy miał ściszony telefon, przyszły do niego dwa esemesy i miał jedno nieodebrane połączenie.
Esemesy były od jego przyjaciółki Ilsy i od jego przyrodniego brata Ala, a zatem mogły poczekać. Osobą próbującą się do niego dodzwonić był George Layborn, do którego natychmiast oddzwonił.
– Strike, to ty?
– No. Niedawno do mnie dzwoniłeś.
– Tak. Mam to dla ciebie. Kopię akt sprawy Bamborough.
– Żartujesz! – powiedział Strike, wydmuchując dym w przypływie wielkiej radości. – George, to fantastycznie, jestem ci winien wielką przysługę.
– Postaw mi kufel piwa i wspomnij o mnie prasie, jeśli kiedykolwiek uda ci się ustalić, kto to zrobił. „Cenna pomoc”. „Gdyby nie on, na pewno by mi się nie udało”. Dokładne brzmienie uzgodnimy później. Może dzięki temu parę osób sobie przypomni, że zasługuję na awans. Słuchaj – dodał poważniejszym tonem – te akta to bajzel. Istny bajzel.
– W jakim sensie?
– Są stare. Zauważyłem też brak pewnych fragmentów, chociaż możliwe, że są po prostu niepoukładane. Nie miałem czasu dokładnie im się przyjrzeć, są tego cztery pudła. Talbot prowadził dokumentację bez ładu i składu, a Lawson w zasadzie niewiele zdziałał, kiedy przejął dochodzenie i usiłował coś z tego wszystkiego zrozumieć. Nie wiem, ile to wszystko jest warte, ale jest twoje. Jutro będę niedaleko agencji, więc jeśli chcesz, to ci podrzucę.
– George, nie masz pojęcia, jak bardzo jestem ci wdzięczny.
– Mój stary byłby szczęśliwy, wiedząc, że ktoś zamierza się temu jeszcze raz przyjrzeć – powiedział Layborn. – Z radością by zobaczył, jak Creed odpowiada za kolejne morderstwo.
Layborn się rozłączył, a Strike natychmiast zapalił drugiego papierosa i zadzwonił do Robin, by przekazać jej dobre wieści, lecz połączenie trafiło prosto do poczty głosowej. Wtedy sobie przypomniał, że Robin jest na spotkaniu z prześladowanym pogodynkiem, więc skupił uwagę na esemesie od Ala.
Cześć brachu – zaczynał się serdecznie.
Al był ze strony ojca Strike’a jedynym potomkiem, z którym Cormoran utrzymywał jakiegoś rodzaju trwałe stosunki, nawet jeśli były one sporadyczne i zawsze inicjowane przez Ala. Oprócz Lucy Strike miał w sumie sześcioro przyrodniego rodzeństwa i choć trojga z nich nigdy nawet nie spotkał, nie czuł najmniejszej potrzeby, by tę sytuację naprawiać, gdyż w zupełności wystarczał mu stres, jakiego doświadczał w relacjach z tymi krewnymi, których znał.
Jak wiesz, w przyszłym roku Deadbeats świętują pięćdziesiątą rocznicę wspólnego grania…
Strike nie miał o tym pojęcia. Spotkał Jonny’ego Rokeby’ego, swojego ojca i zarazem frontmana Deadbeats, dwa razy w życiu i większość tego, co wiedział o rockandrollowym rodzicu, pochodziła albo od Ledy, matki Strike’a i kobiety, z którą gwiazdor nieostrożnie spłodził dziecko w półpublicznym kącie na imprezie w Nowym Jorku, albo z prasy.
Jak wiesz, w przyszłym roku Deadbeats świętują pięćdziesiątą rocznicę wspólnego grania i (to bardzo poufna informacja) 24 maja zamierzają wydać nową płytę niespodziankę. My (rodziny) organizujemy im tego wieczoru wielką imprezę w Londynie w Spencer House, by uczcić jej premierę. Brachu, wiele by to dla nas znaczyło, zwłaszcza dla taty, gdybyś też się na niej zjawił. Gaby wpadła na pomysł, żeby wszystkie dzieci zapozowały razem do zdjęcia, które damy mu tego wieczoru w prezencie. Pierwszy raz w historii. Oprawione w ramkę, w charakterze niespodzianki. Wszyscy się piszą. Potrzebujemy jeszcze tylko ciebie. Przemyśl to, brachu.
Strike przeczytał esemesa dwa razy, a potem go zamknął i nie pisząc odpowiedzi, otworzył wiadomość od Ilsy, która okazała się znacznie krótsza.
Robin ma dziś urodziny, głąbie.
12
Pochlebnymi słowy długo ją nęcił,
Darami sypał, coby się skusiła,
Jednak ni on sam, ni żaden prezencik
Nie zdołał przełamać jej wielkiej niechęci.
Edmund Spenser
The Faerie Queene
Pogodynek z telewizji przyszedł na spotkanie z Robin razem z żoną. Gdy para rozsiadła się w agencji, okazało się, że trudno jej się stamtąd pozbyć. Żona chciała przedstawić Robin swoją nową teorię, powstałą po tym, jak do studia telewizyjnego dostarczono pocztą najnowszą anonimową pocztówkę. Była to piąta kartka z reprodukcją obrazu i trzecia kupiona w sklepiku w Narodowej Galerii Portretu, co sprawiło, że myśli pogodynka popłynęły w stronę jego byłej dziewczyny, która studiowała w akademii sztuk pięknych. Nie wiedział, gdzie kobieta obecnie przebywa, ale był przekonany, że warto jej poszukać.
Robin pomyślała, że to bardzo mało prawdopodobne, by dawna dziewczyna wybrała anonimowe pocztówki w celu odnowienia więzi z utraconą miłością, bo przecież istniały media społecznościowe, a dane kontaktowe pogodynka były powszechnie dostępne. Przyznała jednak dyplomatycznie, że warto się temu przyjrzeć, i zapisała tyle szczegółów tamtego dawno wygasłego związku, ile pogodynek zdołał sobie przypomnieć. Następnie wymieniała wszystkie środki, jakie wykorzystała dotąd agencja, by namierzyć nadawcę kartek, i zapewniła małżonków, że wciąż trwa nocna obserwacja ich domu w nadziei na to, że Pocztówka w końcu się pokaże.
Pogodynek był drobnym mężczyzną z rudawobrązowymi włosami, ciemnymi oczami i prawdopodobnie zwodniczo skruszoną miną. Jego żona, chuda kobieta wyższa od męża o kilkanaście centymetrów, wydawała się przestraszona nocnymi przesyłkami dostarczanymi przez kogoś osobiście do ich domu i trochę poirytowana zapewnieniami dowcipkującego męża, że jako pogodynek raczej by się czegoś takiego nie spodziewał, bo przecież trudno go uznać za gwiazdę filmową, a zresztą kto wie, do czego ta kobieta jest zdolna.
– Albo mężczyzna – poprawiła go żona. – Nie mamy pewności, że to jest kobieta, prawda?
– To prawda, nie mamy – przyznał jej mąż z uśmiechem powoli znikającym z twarzy.
Gdy para w końcu wyszła, mijając po drodze Pat, stoicko piszącą coś na komputerze przy biurku, Robin wróciła do gabinetu i jeszcze raz przyjrzała się najnowszej pocztówce. Z przodu widniała reprodukcja portretu dziewiętnastowiecznego mężczyzny w wysoko zawiązanym fularze. James Duffield Harding. Robin nigdy o nim nie słyszała. Odwróciła pocztówkę na drugą stronę. Drukowana wiadomość brzmiała:
ZAWSZE PRZYPOMINA MI CIEBIE
Robin odwróciła pocztówkę z powrotem. Niepozorny mężczyzna z bokobrodami rzeczywiście przypominał pogodynka.
Zdziwiła się, gdy nagle ziewnęła. Przez większość dnia porządkowała papiery, podpisywała czeki i wprowadzała drobne zmiany do grafiku