Niespokojna krew. Роберт Гэлбрейт
i jednocześnie o niewierności Matthew, więc postanowiła, że skoro już musi na nie patrzeć albo je wąchać, to na pewno nie w swoim domu.
Zostawiła zatem lilie w agencji, gdzie uparcie odmawiały zwiędnięcia, ponieważ Pat codziennie rano sumiennie zmieniała wodę w wazonie i tak dobrze się nimi opiekowała, że przetrwały prawie dwa tygodnie. Pod koniec nawet Strike miał ich serdecznie dość: raz po raz docierała do niego woń, która przypominała mu jakiś składnik perfum Lorelei, jego byłej dziewczyny, a to skojarzenie nie należało do przyjemnych.
Zanim woskowate różowo-białe płatki zaczęły się kurczyć i opadać, trzydziesta dziewiąta rocznica zniknięcia Margot Bamborough minęła niepostrzeżenie, prawdopodobnie niezauważona przez nikogo, oprócz być może jej rodziny oraz Strike’a i Robin, którzy odnotowali tę pechową datę. George Layborn zgodnie z obietnicą przyniósł do agencji kopię akt policyjnych i odtąd cztery kartonowe pudła stały pod biurkiem wspólników, czyli w jedynym w agencji zakamarku, w którym znalazło się dla nich miejsce. Strike, aktualnie najmniej obciążony innymi sprawami agencji, ponieważ był gotów w każdej chwili do ponownego wyjazdu do Kornwalii, gdyby tylko zaszła taka potrzeba, zabrał się do systematycznego przeglądania dokumentów. Po przetrawieniu ich treści zamierzał pojechać z Robin na Clerkenwell i przemierzyć trasę między dawną przychodnią Świętego Jana, gdzie ostatnio widziano Margot żywą, a pubem, w którym na próżno czekała na nią przyjaciółka.
Ostatniego dnia października Robin wyszła zatem z agencji o pierwszej i z parasolką w dłoni pognała pod złowrogim niebem w stronę metra. W głębi duszy cieszyła się na to popołudnie, pierwsze, jakie mieli ze Strikiem poświęcić wspólnej pracy nad sprawą Bamborough.
Już tylko lekko mżyło, gdy zauważyła Strike’a, który stał, palił papierosa i przyglądał się frontowi budynku w połowie St John’s Lane. Odwrócił się, słysząc stukanie jej obcasów na chodniku.
– Spóźniłam się? – zawołała, podchodząc.
– Nie – powiedział Strike. – To ja przyszedłem przed czasem.
Dołączyła do niego, wciąż trzymając parasolkę, i spojrzała na wysoki wielopiętrowy budynek z brązowej cegły z olbrzymimi oknami w metalowych ramach. Wyglądał na biurowiec, lecz nic nie wskazywało, jakiego rodzaju interesy się w nim prowadzi.
– Była dokładnie tutaj – powiedział Strike, wskazując drzwi z numerem 29. – To dawna przychodnia Świętego Jana. Najwyraźniej wyremontowali front. Kiedyś było jeszcze tylne wejście – dodał. – Za chwilę tam pójdziemy i rzucimy okiem.
Robin odwróciła się, by spojrzeć na St John’s Lane – długą, wąską jednokierunkową ulicę, wzdłuż której po obu stronach wznosiły się wysokie budynki z licznymi oknami.
– Dużo potencjalnych świadków – zauważyła.
– Zgadza się – powiedział Strike. – Zacznijmy od tego, co miała na sobie Margot, kiedy zaginęła.
– To już wiem – odrzekła Robin. – Brązową sztruksową spódnicę, czerwoną koszulę, szydełkowy bezrękawnik, beżowy płaszcz Burberry, srebrny medalion, kolczyki i złotą obrączkę. Miała też torebkę na ramię i czarną parasolkę.
– Powinnaś się zająć kryminalistyką – powiedział Strike z pewnym uznaniem. – Gotowa na treść policyjnych akt?
– Mów.
– Wiadomo tylko o trzech osobach, które przebywały w tym budynku jedenastego października siedemdziesiątego czwartego roku za piętnaście szósta: o Margot, ubranej dokładnie tak, jak powiedziałaś, tyle że jeszcze nie w płaszczu; o Glorii Conti, młodszej z dwóch recepcjonistek; i o niezarejestrowanej pacjentce z bólem brzucha, która weszła prosto z ulicy. Według tego, co w pośpiechu zapisała Gloria, pacjentka nazywała się „Theo znak zapytania”. Mimo męskiego imienia i twierdzenia doktora Josepha Brennera, że jego zdaniem pacjentka wyglądała jak mężczyzna, oraz usilnych prób Talbota chcącego przekonać Glorię, że Theo był mężczyzną przebranym za kobietę – Gloria do końca twardo obstawała przy tym, że Theo była kobietą. Wszyscy pozostali pracownicy wyszli wcześniej niż za kwadrans szósta, to znaczy wszyscy oprócz sprzątaczki Wilmy, której tego dnia w ogóle nie było w pracy, bo piątki miała wolne. Więcej o Wilmie później. Janice, pielęgniarka, była w przychodni do południa, a na resztę dnia miała zaplanowane wizyty domowe i potem już nie pokazała się w pracy. Irene, recepcjonistka, wyszła o wpół do trzeciej na umówioną wizytę u dentysty i też już się nie pojawiła. Z zeznań wynika, a wszystkie zeznania zostały potwierdzone przez innych świadków, że sekretarka Dorothy wyszła dziesięć po piątej, doktor Gupta o wpół do szóstej, a doktor Brenner za piętnaście szósta. Policja nie miała zastrzeżeń do alibi całej trójki na resztę wieczoru: Dorothy poszła do domu i razem z synem oglądała telewizję. Doktor Gupta był na rodzinnej kolacji dla wielu osób, zorganizowanej dla uczczenia urodzin jego matki, a doktor Brenner spędził wieczór z siostrą, starą panną, z którą mieszkał. Osoba wyprowadzająca psa na spacer widziała ich obydwoje przez okno w salonie. Ostatni zarejestrowani pacjenci, matka z dzieckiem, przyszli do Margot i wyszli z przychodni tuż przed Brennerem. Zeznali, że w czasie wizyty Margot zachowywała się zwyczajnie. Od tej chwili jedynym świadkiem jest Gloria. Według niej Theo weszła do gabinetu Margot i spędziła w nim więcej czasu, niż można się było spodziewać. Piętnaście po szóstej Theo stamtąd wyszła i nigdy więcej nie widziano jej w tej przychodni. Później szukała jej policja, ale nikt się nie zgłosił. Margot nie zostawiła żadnych zapisków dotyczących Theo. Zakłada się, że zamierzała wypełnić kartę następnego dnia, bo od piętnastu minut czekała na nią w pubie przyjaciółka i Margot nie chciała spóźnić się jeszcze bardziej. Niedługo po wyjściu Theo Margot opuściła w pośpiechu swój gabinet, włożyła płaszcz, powiedziała Glorii, żeby zamknęła przychodnię zapasowym kluczem, wyszła na deszcz, otworzyła parasolkę, skręciła w prawo i zniknęła Glorii z oczu.
Strike odwrócił się i wskazał żółty kamienny łuk o zabytkowym wyglądzie, stojący dokładnie naprzeciw nich.
– To oznacza, że szła w tym kierunku, w stronę pubu Three Kings.
Przez chwilę obydwoje patrzyli na stary łuk obramowujący ulicę, jakby mógł się pod nim zmaterializować jakiś cień Margot. Potem Strike zgniótł niedopałek butem i powiedział:
– Chodźmy.
Ruszyli wzdłuż frontu budynku z numerem 28, po czym Strike się zatrzymał, by wskazać ciemne, wąskie przejście zwane Passing Alley.
– Dobra kryjówka – powiedziała Robin, przystając, by przyjrzeć się sklepionemu korytarzowi między budynkami.
– Zdecydowanie tak – odparł Strike. – Gdyby ktoś chciał się na nią zaczaić, to przejście jest w sam raz. Zaskoczyć ją, wciągnąć do środka… ale później pojawiłby się problem.
Przeszli krótkim przejściem i wynurzyli się w zapadniętym ogrodzie z betonu i zarośli oddzielającym dwie równoległe ulice.
– Policja przeszukała cały ogród z psami tropiącymi. Na próżno. A gdyby napastnik chciał ją powlec dalej, tędy – Strike wskazał drogę biegnącą równolegle do St John’s Lane – aż na St John Street, zrobienie tego niepostrzeżenie byłoby raczej niemożliwe. To znacznie ruchliwsza ulica niż St John’s Lane. I to zakładając, że sprawna fizycznie wysoka dwudziestodziewięciolatka nie krzyczałaby i nie próbowała się bronić.
Odwrócił się, by spojrzeć na tylne wejście.
– Pielęgniarka środowiskowa czasami wchodziła od tyłu zamiast przez poczekalnię. Miała na zapleczu małe pomieszczenie, w którym trzymała swoje rzeczy i czasem przyjmowała pacjentów. Sprzątaczka Wilma też czasem korzystała z tego wejścia. Poza tym zazwyczaj było zamknięte.
– Interesują nas osoby mogące