Niespokojna krew. Роберт Гэлбрейт
sobie wyobrazić – powiedział Strike, odgryzając kolejny olbrzymi kęs kanapki. – Właśnie dlatego dałem ją tobie.
– Dlatego mi ją…?
– Żartuję. – Skwitował jej minę uśmieszkiem. – A co z Paulem Satchwellem i Glorią Conti?
– Jeśli umarli, to na pewno nie w Wielkiej Brytanii. Ale sprawa wygląda dość dziwnie: po siedemdziesiątym piątym roku o żadnym z nich nie mogę znaleźć wzmianki.
– Zbieg okoliczności. – Strike uniósł brwi. – Zniknął też Douthwaite, ten od bólu głowy wywołanego stresem i od martwej kochanki. Albo jest za granicą, albo zmienił tożsamość. Nie mogę znaleźć jego adresu po siedemdziesiątym szóstym roku, nie ma też aktu zgonu. Na jego miejscu chyba też zmieniłbym nazwisko. Nie miał dobrego wizerunku w prasie, prawda? Był gównianym pracownikiem, sypiał z żoną kolegi, wysłał kwiaty kobiecie, która potem zaginęła…
– Nie wiemy, czy to były kwiaty – rzekła Robin do kubka z kawą.
Istnieją też inne rodzaje prezentów, Strike.
– No więc czekoladki. To niczego nie zmienia. Trudniej zrozumieć, dlaczego z pola widzenia zniknęli Satchwell i Conti – powiedział Strike, przesuwając dłonią po nieogolonym podbródku. – Prasa dość szybko przestała się nimi interesować. A gdyby chodziło po prostu o zmianę nazwiska po ślubie, znalazłabyś Conti w internecie. Na pewno nie ma tylu Glorii Conti, ilu Amand White.
– Zastanawiałam się, czy nie wyprowadziła się do Włoch – powiedziała Robin. – Jej tata miał na imię Ricardo. Mogła mieć tam rodzinę. Skontaktowałam się z kilkoma Contimi za pośrednictwem Facebooka, ale ci, którzy mi odpowiedzieli, nie znają żadnej Glorii. Udaję, że robię badania genealogiczne, bo obawiam się, że mogłaby nie odpowiedzieć, gdybym od razu wspomniała o Margot.
– Pewnie masz rację – powiedział Strike, wsypując do herbaty więcej cukru. – No, Włochy to dobry pomysł. Była młoda, może nabrała ochoty na zmianę otoczenia. Ale zniknięcie Satchwella wydaje mi się dziwne. Facet na tamtym zdjęciu nie wyglądał na bojaźliwego. Pomyślałbym raczej, że przez te lata gdzieś się pokazał, reklamował swoje obrazy.
– Sprawdziłam wystawy dzieł sztuki, aukcje, galerie. Naprawdę wygląda to tak, jakby się zdematerializował.
– No, ja też zrobiłem pewien postęp. – Strike przełknął ostatni kęs kanapki i wyjął notes. – Siedząc w szpitalu, można zaskakująco dużo zdziałać. Znalazłem czterech żyjących świadków i jeden z nich już się zgodził ze mną porozmawiać: to Gregory Talbot, syn Billa, któremu pomieszało się w głowie i zaczął rysować pentagramy w aktach sprawy. Wyjaśniłem, kim jestem i kto mnie zatrudnił, a Gregory okazał się całkiem chętny do rozmowy. Wybieram się do niego w sobotę. Może masz ochotę się przyłączyć.
– Nie mogę – odrzekła z żalem Robin. – Morris i Andy mają jakieś ważne sprawy rodzinne. W weekend muszę podzielić się robotą z Barclayem.
– Aha – powiedział Strike. – Szkoda. Znalazłem też dwie kobiety, które pracowały z Margot w przychodni. – Przewrócił stronę w notesie. – Janice, pielęgniarka, dalej posługuje się nazwiskiem po pierwszym mężu i to ułatwiło sprawę. Adres, który dostałem od Gupty, okazał się nieaktualny, ale pomógł mi ją namierzyć. Teraz mieszka przy Nightingale Grove…
– Bardzo odpowiedni adres[2] – zauważyła Robin.
– …na Hither Green. A Irene Bull to obecnie pani Irene Hickson, wdowa po właścicielu dobrze prosperującej firmy budowlanej. Mieszka przy Circus Street w Greenwich.
– Dzwoniłeś do nich?
– Postanowiłem najpierw napisać. Starsze kobiety, obie mieszkają same… Wyjaśniłem, kim jesteśmy i kto nas zatrudnił, więc mają czas, żeby nas sprawdzić, upewnić się, że jesteśmy niegroźni, może nawet skontaktować się z Anną.
– Dobry pomysł – powiedziała Robin.
– To samo zamierzam zrobić w wypadku Oonagh Kennedy, kobiety, która tamtej nocy czekała na Margot w pubie, ale najpierw muszę się upewnić, że znalazłem właściwą osobę. Anna powiedziała, że Oonagh mieszka w Wolverhampton, a kobieta, którą znalazłem, jest zameldowana w Alnwick. Jest w odpowiednim wieku, tylko że to emerytowana pastorka.
Robin uśmiechnęła się na widok miny Strike’a, wyrażającej podejrzliwość połączoną z odrazą.
– Masz coś przeciwko pastorom?
– Nie – powiedział, a po chwili dodał. – Niewiele. To zależy od pastora. Ale w latach sześćdziesiątych Oonagh była króliczkiem Playboya. Stała obok Margot na zdjęciu wykorzystanym przez prasę, wymieniona w podpisie pod nim z imienia i nazwiska. Nie wydaje ci się, że przemiana z króliczka Playboya w pastorkę jest mało prawdopodobna?
– Interesująca trajektoria życia – przyznała Robin – ale właśnie rozmawiasz z tymczasową sekretarką, która została pełnoetatowym detektywem. A skoro mowa o Oonagh – dodała, wyjmując z torebki swój egzemplarz Demona z Paradise Park. – Chciałam ci coś pokazać. Spójrz – powiedziała, podsuwając mu książkę. – Przeczytaj fragment, który zakreśliłam ołówkiem.
– Przeczytałem już całą książkę – powiedział Strike. – Który fragment masz na…?
– Proszę – nalegała Robin – po prostu przeczytaj to, co zaznaczyłam.
Strike wytarł rękę w papierową serwetkę, wziął od Robin książkę i przeczytał akapity, obok których narysowała ołówkiem grubą kreskę.
Tuż przed swoim zniknięciem Margot Bamborough umówiła się na wizytę w prywatnej klinice przy Bride Street na Islington, w której w 1974 roku przeprowadzano dyskretne aborcje.
Prywatna klinika przy Bride Street zakończyła działalność w 1978 roku i nie istnieją żadne dane archiwalne mogące potwierdzić, że Bamborough usunęła ciążę. Autor Co się stało z Margot Bamborough? rozważa jednak ewentualność, że pozwoliła przyjaciółce, by ta posłużyła się jej nazwiskiem, i zwraca uwagę na to, że Irlandka będąca króliczkiem Playboya, czyli przyjaciółka, z którą Bamborough miała się rzekomo spotkać tego wieczoru w pubie, mogła mieć dobry powód, by nawet po śmierci Bamborough obstawać przy wersji o spotkaniu w pubie.
Prywatna klinika przy Bride Street znajdowała się zaledwie osiem minut spacerem od sutereny Dennisa Creeda przy Liverpool Road. Pozostaje zatem ewentualność, że Margot Bamborough wcale nie zamierzała iść tamtego wieczoru do pubu i skłamała, by chronić siebie albo inną kobietę, oraz że być może została uprowadzona nie z ulicy na Clerkenwell, lecz niedaleko od domu Creeda w pobliżu Paradise Park.
– O, a to co…? – zaczął Strike, robiąc minę, jakby raził go piorun. – W moim egzemplarzu nie ma tego fragmentu. Masz trzy dodatkowe akapity!
– Przypuszczałam, że ich nie czytałeś. – Robin wydawała się zadowolona. – Na pewno nie masz pierwszego wydania. Ja, owszem. Spójrz – powiedziała, otwierając książkę na końcu, mimo że Strike wciąż ją trzymał. – Widzisz przypis? „Co się stało z Margot Bamborough? C.B. Oakden, 1985”. Tylko że tej książki wcale nie wydano – ciągnęła Robin. – Poszła na przemiał. Ten, kto to napisał – zastukała w Demona z Paradise Park – musiał zdobyć egzemplarz sygnalny. Trochę poszperałam – powiedziała. – Oczywiście to wszystko działo się przed epoką internetu, ale w dostępnych w sieci publikacjach prawniczych na temat wniesienia pozwu o zniesławienie w celu niedopuszczenia do wydania książki znalazłam kilka wzmianek. Mówiąc w skrócie, Roy Phipps i Oonagh Kennedy wnieśli wspólny pozew przeciwko C.B. Oakdenowi i wygrali. Książka Oakdena poszła na przemiał, a Demona z Paradise Park prędko przedrukowano, usuwając obraźliwy fragment.
– C.B.