Syn nieskończoności. Adam Silvera
cię nad drzewami – wypala Paker ze śmiechem.
– O co tutaj chodzi? – pytam.
Drugi koleś przestaje nagrywać i chowa telefon.
– To biznes.
– Jaki biznes? – dopytuje Emil.
Tamten odwraca się i mierzy mojego brata wzrokiem, po czym patrzy na niego w milczeniu.
– To się nazywa Wywar – oznajmia Koczek. Sięga do lodówki i wyjmuje z niej fiolkę z jasnozłotym płynem, który przypomina szampana. Nigdy o tym nie słyszałem. – Wykorzystujemy krew iluzjonisty, żeby stworzyć miksturę, która pozwala ludziom doświadczyć jego zdolności. Tania nie jest, ale doznania są niesamowicie realistyczne. Pomaga rozładować trochę napięcia.
Próbowałem już gier z wirtualną rzeczywistością, w których można wcielać się w niebiańskich, ale nawet na chwilę nie zapomniałem, że to tylko gra. Ten eliksir wydaje się bardziej przekonujący.
– Ile kosztuje taka fiolka? – Nie mam przy sobie zbyt dużo gotówki, ani w ogóle zbyt dużo pieniędzy, ale muszę dostać to w swoje ręce.
– Trzysta.
Cała nadzieja runęła. Wciąż jestem stratny po fiasku ze sprzedażą gadżetów, a na YouTubie moje filmy nie generują takiego ruchu, żebym mógł na serio zarabiać na reklamach.
– Mogę dać dwie stówki, jeśli poczekasz, aż podskoczę do bankomatu.
– Czy my bawimy się w targowanie, James? – pyta Koczek.
– Żadnego targowania, Orton.
Orton odkłada fiolkę z powrotem do lodówki.
– Czekaj.
Emil próbuje mnie odciągnąć.
– Nie stać cię na to. Wracamy do domu.
Ignoruję brata.
– Prowadzę kanał Niebiańscy Nowego Jorku. Słyszałeś o nim? – Patrzą na mnie, jakbym zapytał ich o sens życia. – Wypytuję ludzi o ich historie i zdolności, mógłbym wam pomóc wypromować Wywar. Możemy się dogadać na barter. Wy dacie mi fiolkę, a ja załatwię wam promocję. Wykorzystujecie do produkcji twoją krew?
Orton uśmiecha się szeroko.
– Jestem lepszy od niebiańskich. – Nagle jego tęczówki zasłania żarzące się zaćmienie. Za chwilę wracają do normalnego wyglądu. – I lepszy od innych widm.
Rzadko zdarza się podobna okazja. Właśnie czegoś takiego potrzebuję, żeby ożywić mój kanał – wyjątkowego profilu.
– Nigdy wcześniej nie przeprowadziłem wywiadu z widmem – mówię.
– Nie dawaj mu głosu – odzywa się Prudencia. – To tacy jak on niszczą nasz kraj.
– Nie znasz mojej historii – odpowiada Orton.
Szykuję kamerę.
– Opowiedz mi ją. Chcę wiedzieć wszystko: co doprowadziło do tego, że sięgnąłeś po alchemię krwi; w jaki sposób wybrałeś stworzenie; gdzie znalazłeś dobrego alchemika i kiedy zyskałeś zdolności.
– To tyle? – rzuca Orton.
– Nie udzielamy wywiadów – wtrąca James. Jest niższy od Ortona i pomijając jego ton, sprawia wrażenie pomagiera.
– Daj mi dziesięć minut. Góra piętnaście – mówię.
Prudencia staje przede mną.
– Bardzo niewiele widm wykorzystuje swoje zdolności do czynienia dobra. Przestań próbować stawiać w blasku jupiterów kogoś, kto jest w oczywisty sposób zdeprawowany.
– Chcę po prostu lepiej rozumieć widma – odpowiadam.
– Nie, chcesz usłyszeć instrukcję, jak zostać jednym z nich.
Prostuję się, chociaż jej oskarżenie mną poruszyło.
– Mój ojciec stracił życie przez alchemię krwi. Nigdy bym sobie czegoś takiego nie zrobił. Ale nawet gdyby, Bautista był widmem, a utworzył jedną z największych grup bohaterskich w naszym mieście. Dlaczego wszyscy o tym zapominają?
Prudencia wskazuje Ortona.
– On jest dilerem mikstur, nie bohaterem.
– Ej, ja mam uczucia – wypala Orton.
– Miało je też stworzenie, które skrzywdziłeś – odzywa się Emil, wbijając wzrok w ziemię.
Orton nie zwraca na niego uwagi.
– Spełniam marzenia ludzi.
Prudencia zaciska dłoń w pięść.
– Musisz naprostować swoje życie. Żegnam.
Odchodzi i chociaż ten wywiad mógłby być przełomem dla mojego kanału, ruszam za nią.
– Powinieneś był mnie wesprzeć – mówi do mnie.
– Chciałem nagrać wywiad.
– Masz obsesję i…
– Chciałbym zrozumieć psychikę każdego człowieka, który ryzykuje swoje życie, żeby zdobyć moc, chociaż alchemia krwi zbiera ogromne żniwo. Zwłaszcza po tym, co się stało z moim ojcem…
– Ej, ej! – przerywa nam Emil, który wydaje się jeszcze bardziej spanikowany niż wtedy, gdy zobaczyliśmy egzekutorów. – To widmo idzie za nami.
7
SZARO-ZŁOTY
EMIL
To jedna z tych rzadkich chwil, kiedy żałuję, że nie mam żadnych zdolności. Zamiast pędzić na stację metra, mógłbym teleportować się stąd razem z Brightonem i Prudencią. Wystarczyłaby nawet moc defensywna, na przykład generowanie ochronnej tarczy. Nie mogę uwierzyć, że istnieje realna szansa ataku, a my nie mamy nawet pojęcia, jakich zdolności spodziewać się po Ortonie. Czy uderzy w nas jak bazyliszek? Podpali jak feniks? Sparaliżuje nas jak zjawa?
– Szybko, szybko – ponaglam ich, gdy nadjeżdża pociąg. Wciskamy się do przedziału pełnego ludzi.
Drzwi zamykają się za nami, zanim Orton i James zdążą wejść. Orton uśmiecha się, gdy pociąg rusza.
Łapię oddech i spoglądam na Brightona.
– Mógłbyś następnym razem nie kumplować się z egomaniakiem?
– Nic nam nie robił, dopóki go nie sprowokowaliście – broni się Brighton.
– Nie zwalaj winy na nas – wtrąca Prudencia.
– Dokumentuję życie ludzi, a jego historia mogła wielu otworzyć oczy!
Brighton się zamyka, gdy dociera do niego, że ich kłótnia przyciąga uwagę współpasażerów. Ktoś z drugiej strony wagonu stoi na ławce z telefonem skierowanym w naszą stronę. Już mam im powiedzieć, żeby się uspokoili, kiedy rozsuwają się drzwi łączące wagony i przechodzą przez nie Orton z Jamesem.
Serce wali mi jak szalone. To niemożliwe, przecież pociąg już ruszał.
– Nie odwracajcie się, ale oni tu są – mówię i oczywiście Brighton, jak ostatni idiota, patrzy na nich. – Co ja powiedziałem?
– Jak im się udało wsiąść? – pyta Prudencia.
– To i tak nie ma znaczenia – zauważa Brighton. – Zachowajcie spokój, nic nam nie mogą zrobić. Za dużo tu ludzi.
Nie wierzę w to. Skoro poszedł za nami aż tak daleko, najwyraźniej obecność świadków mu nie przeszkadza. Jeśli wysiądziemy z tego pociągu i wrócimy do domu cali i zdrowi, przysięgam, że już nigdy nie wyjdę ze swojego pokoju. Nie chcę stać się częścią