Kobiety w Europie Środkowo-Wschodniej w perspektywie interdyscyplinarnej. Группа авторов
kobiecie przysługuje pełne, bezwarunkowe prawo do nauki. Popierała je gorliwie. Już w numerze trzecim z 1865 roku pisała: „Wykształcenie umysłowe jest dla niej [kobiety] warunkiem nie tylko szczęścia, ale cnoty i godności ludzkiej”214. Dziesięć lat później nie zmieniła bynajmniej zdania, twierdząc dalej, że „Kobieta ma niewątpliwie prawo równej mężczyźnie wiedzy i oświaty […]”215. Nie rozumiała podnoszonych przez konserwatystów zastrzeżeń, że edukacja kobiet zagrozi trwałości rodziny, pytała, „dlaczegoby u kobiety jedynie postęp wykształcenia umysłowego miał stawać do sporu z pojęciami moralności, z obowiązkiem?”216. Uważała wręcz przeciwnie: że wykształcona kobieta będzie lepszą żoną i matką – poglądy Ilnickiej i Orzeszkowej były w tej kwestii zbieżne. Redaktorka „Bluszczu” popierała edukację praktyczną, zakładanie szkół rzemiosła czy gospodarstwa, uczenie dziewcząt zasad pedagogiki i psychologii przydających się potem w wychowywaniu dzieci, ale nadrzędnym celem nauki, jej zdaniem, miało być nie tyle osiągnięcie bezpośrednich korzyści, ile doskonalenie się wewnętrzne jednostki. Głosiła, że „nauka jest przedewszystkiem dla nauki, bo dla podniesienia, uszlachetnienia, rozpromienienia ducha, który w nas mieszka”217, i z tego właśnie powodu nie wolno odmawiać jej kobiecie, nie wolno skazywać płci żeńskiej na pozostanie ciemną i głupią. Na edukacji kobiet społeczeństwo tylko zyska, bo wzmocni ona wszystkie wrodzone cnoty niewieście i jednocześnie uleczy płeć żeńską z wielu wad od wieków zarzucanych kobiecie218. W „Kronice” często donoszono o studiujących na zagranicznych uniwersytetach Polkach, z kolei na przykład w artykule O wyższem wykształceniu kobiet we Francyi Ilnicka pisała, że najwyższym osiągnięciem cywilizacyjnym w XIX wieku nie jest „para i lokomotywa”, lecz powszechny dostęp do nauki, wielka liczba ludzi uczących się i że zamieszcza sprawozdanie z postępów, jakie w pierwszym roku swojego istnienia zrobiło wyższe wykształcenie kobiet we Francji, bo to „może zda się niejednej czytelniczce BL na moralne podparcie jej własnych chęci, na odwagę jej własnych usiłowań”219. Popierając studia uniwersyteckie kobiet, Ilnicka optowała jednak za ideą uczelni-uniwersytetu wyłącznie dla kobiet. Już w 1867 roku pisała: „Na kolendę dobrych nowin, niech czytelniczkom Bluszczu posłuży wiadomość z tamtego zamorskiego świata o pierwszym uniwersytecie dla kobiet”220. Nie można jednak zgodzić się z twierdzeniem Magdaleny Micińskiej, że „Aż do schyłku wieku nawet pisma kobiece, w tym redagowany przez Marię Ilnicką «Bluszcz», nie decydowały się na propagowanie uniwersyteckiego wykształcenia kobiet […]”221.
Wiele artykułów Ilnicka poświęciła kwestii idei emancypacji, lansując własną jej koncepcję222. Równouprawnienie było dla redaktorki „Bluszczu” przede wszystkim równouprawnieniem w prawie do nauki i pracy, i jako takie stanowiło przejaw postępu cywilizacyjnego223. Miało pozwolić kobiecie wznieść się na wyższy poziom człowieczeństwa: kobieta „usamowolniona, posunięta na wyższą godność ducha, musi trzymać się wyżej i pracować lepiej, to jest myśleć podnioślej, czynić poważniej, kochać lepsze i piękniejsze”224. Dzięki temu pojmie ona lepiej swoje obowiązki w rodzinie, lepiej będzie spełniać funkcję wychowawczyni nowego pokolenia, o co szczególnie zabiegała Ilnicka. „Tak zwana emancypacya kobiety, zaprzątająca dziś umysły na Zachodzie, nie sprzecza się bynajmniej z pojęciem jej rodzinnych obowiązków, a raczej pilniej za niemi obstaje, nadając im charakter wyższy, stanowisko podnioślejsze”225. Taka właśnie emancypacja odróżniała się zdecydowanie od ruchu, który zdaniem Ilnickiej występował kilkanaście lat wcześniej we Francji pod kłamliwą nazwą „emancypacyi kobiety” i przywództwem osławionej George Sand. Ilnicka tę „fałszywą emancypację” tłumaczyła błędnie pojmowanymi przez część kobiet ideałami Oświecenia dotyczącymi równości. Ideały te same w sobie były słuszne i wielkie ale, zdaniem redaktorki, zostały źle zinterpretowane. Pomysł emancypacji podchwyciły wówczas kobiety „zimne i płoche”, dla których „Równouprawnienie kobiety było szumnym frazesem, którym barwiono niedotrwanie w obowiązku, a nierzadko nawet w zacności niewieściej”226 (to aluzja do burzliwego życia osobistego francuskiej pisarki, zwłaszcza jej rozstania się z mężem). George Sand, którą Ilnicka uważała za swego rodzaju głos i przywódczynię poprzedniego pokolenia pseudoemancypantek, „zdeptała najpierw świętość obowiązku, a potem przelększy się poziomu, na jaki zeszła, rzuciła się pysznie w sofizmaty […]”227. To przez nią i przez jej naśladowczynie opinia publiczna nastawiła się wrogo wobec idei równouprawnienia kobiet, widząc „w nieszczęśnie nadużytym wyrazie emancypacyi kobiecej zarazę rozkładającą rodzinę”228. Ale, pisze dalej Ilnicka:
idea nie ginie dlatego, że ktoś zrobił ją chwilowo posługiwaczką celów nizkich, albo stroikiem próżniaczej nudy swojej. Szalony legion, płocha falanga wietrznic przepadła gdzieś z przepływem chwili a myśl tymczasem dojrzała i po ruchu kobiet lekkich przyszedł czas na ruch kobiet poważnych229.
Zdaniem Ilnickiej część kobiet nadal nie rozumiała, na czym polega prawdziwa emancypacja i przez owo niezrozumienie zniechęcała do szczytnej idei ludzi skądinąd zdrowo myślących. Sądząc, że emancypacja polega na przejęciu męskiego stroju, jak to zrobiła George Sand, męskiego zachowania oraz śmiałego występowania na forum publicznym, wystawia się ją na śmieszność i czyni obiektem drwin. Przykładem takiej winowajczyni jest w „Bluszczu” niejaka doktor Maria Walker, której to postaci poświęcono na łamach tygodnika sporo miejsca. Pierwsza wzmianka z 1867 roku jest pozytywna: „[…] panna Walker mówiła o powołaniu niewiast do praktyki lekarskiej, zbijała przeciwne przesądy i skreśliła swoją biografię”230. Później jednak, opierając się na relacjach z angielskich gazet (nie była przecież osobiście na odczycie Marii Walker w Londynie), Ilnicka poczuła się rozczarowana tą postacią:
Ta to publiczność czekała w interesie poważnym i rozumnym na rozumną i poważną kobietę, lecz niestety – ukazała się tylko jakaś istota mieszana, cóś brzydkiego, cóś antypatycznego jak nienaturalność: amfibia kobiety i mężczyzny. Miss Walker ukazała się na estradzie z obciętemi włosami, w krótkiem obcisłym paletocie, przechodzącym zaledwie kolana, w męskim stroju Blumerystek, a mimoto z wieńcem kwiatów na głowie i wytworną koronkową krawatką na szyi. […] Od razu złożyła popis lekkomyślności i niedojrzałości umysłowej, stanęła w postaci kobiety płochej i awanturniczej. […] zniewagi i gorycze jakich doświadcza w osamotnieniu upokarzającem, nie dosięgają jej bynajmniej dla tego, że obrała sobie zawód życia naukowy i poważny, zawód będący nowem jeszcze polem pracy kobiecej, ale że go pogodzić nie umiała ze skromnością i delikatnością niewieścią, z przystojnością układu kobiety zacnej231.
Dla porównania Ilnicka przytacza przykład innej kobiety-lekarki, Elżbiety Blackwell, która doczekała się uznania i szacunku ponieważ:
[…] ta kobieta uczona, ta kobieta torująca w ludzkości drogi nowe, nie przekroczyła nigdy, nawet na linią jednę poza granicę demarkacyjną płci swojej […]. Szanowano w niej kobietę, bo się nie wyrzekła praw i zaszczytów kobiety. Gawiedź nie zarumieniła jej nigdy
214
M. Ilnicka,
215
Eadem,
216
Eadem,
217
Eadem,
218
Eadem,
219
Eadem,
220
Eadem,
221
M. Micińska,
222
Np. M. Ilnicka,
223
Eadem,
224
Eadem,
225
Ibidem.
226
Eadem,
227
Ibidem.
228
Ibidem.
229
Ibidem.
230
231
M. Ilnicka,