Zapomniani. Ellen Sandberg

Zapomniani - Ellen Sandberg


Скачать книгу
i dlatego auto wpadło w poślizg na mokrej jezdni.

      Dlaczego babás nigdy nie zrobił nic, by przywrócić równowagę na szali sprawiedliwości? Przez długi czas można było jeszcze coś zrobić. Po cichu. Niepostrzeżenie.

      Manolis znał odpowiedź. Tylko się nie wychylać. Nie reagować. Pozostać niewidocznym. Płynąć z prądem. Odwieczna mantra ojca. Jego strategia przetrwania.

      – Wszystko u ciebie w porządku? – Christina przyglądała mu się z troską.

      – Oczywiście.

      – Przynajmniej oszczędzony mu został wyrok Międzynarodowego Trybunału Sprawiedliwości. Przewróciłby się w grobie, gdyby się o nim dowiedział.

      – Nie myśl o tym. Nie da się tego zmienić. – Zniecierpliwienie w jego głosie było wyraźniejsze, niż zamierzał. – Przepraszam.

      Pogładziła go po ramieniu.

      – Nie szkodzi.

      Przez chwilę stali jeszcze przy grobie rodziców, każde zatopione w myślach, a potem Christina wzięła go pod rękę.

      – Pójdziemy coś zjeść, czy musisz od razu wracać do salonu?

      – Dobry pomysł. Poza tym ja tam jestem szefem i daję sobie wolne.

      – Mam nadzieję, że twój salon prosperuje na tyle dobrze, że możesz zafundować pizzę swojej siostrze, której zawsze doskwiera brak kasy?

      Ucieszył się, że zmieniła temat, i z ulgą podchwycił żartobliwy ton.

      – Jak wygrzebię ostatnie grosze, to powinno wystarczyć – stwierdził ze śmiechem.

      – Czy najbogatsze dziesięć tysięcy obywateli nie kupuje już luksusowych samochodów?

      – Ależ jak najbardziej. Nie mogę narzekać. Aż mi się w głowie kręci, jak pomyślę, ile będę musiał w tym roku zapłacić podatku.

      Christina gwizdnęła z uznaniem.

      – Skoro tak dobrze ci się wiedzie, to pewnie przekażesz darowiznę na moje cierpiące nędzę stowarzyszenie? Mamy pustki w kasie.

      – A ile potrzebujesz?

      Odpowiedziała mu śmiechem.

      – Lepiej nie pytaj.

      – Pięć tysięcy by ci pomogło?

      Na moment przyłożyła głowę do jego ramienia.

      – Nawet bardzo. Dziękuję, Mani. Dobry z ciebie człowiek.

      Dlaczego wszyscy tak uważali? Mimowolnie parsknął.

      – Co takiego? To prawda.

      – Jeszcze dziś przeleję ci pieniądze. Masz ochotę spróbować tego nowego Włocha przy Wittelbacher Platz? Ponoć jest tam bardzo smacznie.

      Zanim Christina odpowiedziała, w kieszeni marynarki rozdzwoniła się jedna z jego komórek. Ta niezarejestrowana.

      ===bFRiUWJRYld4SX9Nfkt/THtJcF8zRzVqUmtZalNjUGRSch5qGEd/RnRHfk59SX8=

       2

      Manolis wyciągnął komórkę, której numer znało oprócz niego tylko dwoje ludzi. Poczuł lekki niepokój, gdy zobaczył na wyświetlaczu smartfona nazwisko Bernda Köstera. Sprawa z Huthem przebiegła bez zakłóceń. Wszystko to kwestia dobrego przygotowania. Nie pozwolił sobie na żaden błąd. A może jednak?

      – Wybaczysz mi na chwilkę? To ważne.

      – No pewnie – powiedziała Christina. – Pójdę przodem. Spotkamy się na parkingu.

      Patrzył za nią, aż znalazła się poza zasięgiem głosu.

      – Cześć, Bernd. Jakiś problem?

      – Nie, nie. Wszystko zgodnie z oczekiwaniami. – W barytonie Köstera słychać było lekki frankfurcki akcent. – Oczywiście mają rodzinę Veenów na oku. Ale wszyscy dysponują alibi i z tego, co słychać, nie ma żadnych tropów. Dobra robota.

      – Dzięki.

      – Miałbym dla ciebie nowe zlecenie, nic wielkiego.

      – O co chodzi?

      – Trzeba tylko mieć na kogoś oko. Christian Wiesinger. Mieszka w Monachium i szuka dokumentów, które należą do jednego z moich klientów. Gdy je znajdzie, odbierzesz mu je. To wszystko.

      – Bułka z masłem. Jest jakiś haczyk?

      – Żadnych haczyków. To prosta robota. Wyślę ci jeszcze dziś kurierem niezbędne informacje. Do salonu?

      – Lepiej na adres mieszkania.

      – Okej. Zadzwoń, jak je otrzymasz.

      Manolis schował komórkę i ruszył ku wyjściu z cmentarza.

      Nawet jeśli Christina widziała to inaczej, sprawiedliwość bywała ślepa. Na przykład w przypadku zamordowanej Mileny Veen. Zaginięcie bez śladu siedemnastoletniej córki przedsiębiorcy z Düsseldorfu wywołało przed pięcioma laty spore zamieszanie. Jej zwłoki znaleziono w końcu na hałdzie odpadów. Przez wiele dni była torturowana, gwałcona, a w końcu została zamordowana i wyrzucona niczym śmieć. Okrutny czyn, który pozostał niewyjaśniony i którego sprawcy nie ukarano, choć był podejrzany i postawiono go nawet przed sądem.

      Peter Huth był znajomym rodziny, wobec którego już kiedyś toczyło się postępowanie. Jego ówczesna partnerka oskarżyła go o ciężkie uszkodzenie ciała. Nie postawiono mu wtedy zarzutów z powodu braku dowodów. Podejrzenie padło na niego, ponieważ jakiś czas wcześniej molestował Milenę na imprezie, a analiza danych od operatora wykazała, że jego komórka łączyła się w tym samym czasie z tą samą bazą co komórka Mileny, zanim została wyłączona. Milena nigdy nie wyłączała telefonu. Huth zaprzeczał i wziął sobie pierwszorzędnego obrońcę. Pod koniec procesu zwątpiono w jego winę, przede wszystkim dlatego, że nie ustalono miejsca zbrodni. Z braku dowodów został zwolniony.

      I przyszedł czarny dzień dla sprawiedliwości, przed ośmioma miesiącami bowiem robotnicy budowlani podczas burzenia nieczynnej cegielni natrafili na loch z zakrwawionym materacem i zaginionym naszyjnikiem Mileny z motylem. W końcu znaleziono też miejsce zbrodni. Istotne dla sprawy ślady przypisano co prawda po analizie DNA Peterowi Huthowi, lecz zapadł już prawomocny wyrok, czyli postępowanie karne zostało zakończone. Hutha nie można było postawić przed sądem drugi raz za ten sam czyn. Chyba że by się przyznał, czego nie uczynił. Wręcz przeciwnie. Przedstawiał się jako ofiara kampanii oszczerstw, udzielał wywiadów i zasiadł nawet jako gość w telewizyjnym talk-show, w którym zarzucił śledczym błędy podczas analizy DNA, a na koniec uniósł palce w znaku zwycięstwa. Gest nie do zniesienia dla ojca Mileny, który w swej bezsilności zwrócił się do Köstera. Manolis wcale się Veenowi nie dziwił.

      Dotarł do parkingu, gdzie Christina siedziała na ławce, czytając gazetę. Spojrzała na niego, gdy się dosiadł.

      – Słyszałeś o tym mordercy dziewczyny, którego musieli wypuścić?

      – Pewnie. Mówili na każdej stacji. Ktoś go zastrzelił.

      Uniosła brew.

      – Brzmi tak, jakbyś uważał, że to w porządku.

      Nie miał ochoty kontynuować tej rozmowy.

      – Właściwie jest mi to obojętne, choć nie przeczę, że jest to pewien rodzaj zadośćuczynienia.

      – Tak. Też tak w pierwszej chwili pomyślałam. Jednak dostał karę, uznałam. Ale kara śmierci mu mimo wszystko nie groziła, przynajmniej nie w Niemczech. Do czego byśmy doszli,


Скачать книгу