Zapomniani. Ellen Sandberg

Zapomniani - Ellen Sandberg


Скачать книгу

      – Mnie się wydaje, że to był ojciec Mileny, chociaż ma alibi. W każdym razie należał do związku strzeleckiego i przeszedł szkolenie snajperskie. Albo komuś to zlecił. Gotówki mu raczej nie brakuje.

      – Coś mi się wydaje, że czytasz za dużo kryminałów. – Manolis nie zamierzał pozwolić, by ta rozmowa wymknęła się spod kontroli.

      Ale Christina nie dawała się łatwo zbyć.

      – Nieważne kto i jak, w każdym razie nie uczynił świata lepszym miejscem, tylko postawił się na równi z Huthem. Jak morderca z mordercą. Prawo silniejszego to nie jest prawo.

      – Oczywiście, że jest. Przeżywa silniejszy i lepiej dostosowany. To się nazywa ewolucja.

      – I właśnie z tego powodu cywilizowane społeczeństwa uzgadniają reguły, które chronią też słabszych i umożliwiają współżycie. Nie mieszkamy już w jaskiniach.

      Jego siostra była w błędzie. Obowiązywało tylko jedno prawo. Prawo silniejszego.

      – Tyle że tych reguł się nie przestrzega. W końcu i tak zyskują tylko najpotężniejsi. Wystarczy otworzyć gazetę i już masz potwierdzenie. Dzień za dniem. Naprawdę wolałabyś, żeby Huth chodził sobie wolno i szukał nowej ofiary? To był sadystyczny morderca. Oni nie przestają.

      – Gadasz jak z kumplami przy piwie, braciszku.

      – A ty, jakbyś siedziała w wieży z kości słoniowej.

      – Przyznaję, że ta sprawa potoczyła się źle, wręcz koszmarnie. Ale takie są nasze prawa, a w ekstremalnych przypadkach społeczeństwo musi wytrzymać taką niesprawiedliwość. Nie da się zaprowadzić sprawiedliwości za pomocą kałasznikowa. Niezależnie od tego prawo karne powinno zostać pilnie dostosowane do możliwości nowoczesnych technik kryminalnych. Nawet jeśli to rozwiąże dopiero problemy w przyszłości. Prawa nie można zmieniać wstecz. Będziemy musieli znieść jeszcze kilka takich przypadków.

      To nie był kałasznikow, tylko karabin snajperski. A kto wierzy, że świat da się uczynić lepszym miejscem, ten jest albo ślepy, albo śni na jawie. W przypadku Mileny Veen sprawiedliwość miała swoją szansę i zmarnowała ją.

      Manolis przytrzymał Christinie drzwi do auta.

      – Co z tym Włochem? Spróbujemy?

      – Chętnie.

      W restauracji Christina dużo opowiadała o swojej pracy w stowarzyszeniu, potem o dzieciach, a na koniec wspomniała o Grecie.

      Manolis mieszkał z Gretą przez ponad rok i po raz pierwszy w życiu zastanawiał się, czy nie zweryfikować swojego stosunku do małżeństwa i się nie oświadczyć.

      – Spotkałam ją kilka dni temu przypadkiem na ulicy – powiedziała Christina. – Chyba dobrze jej się wiedzie, w każdym razie wygląda na to, że jest solo.

      – A po czym to widać?

      – Takie odniosłam wrażenie. Nadal pracuje w obsłudze naziemnej na lotnisku. Zadzwoń do niej. Może da się to jeszcze naprawić. Zawsze myślałam, że się pobierzecie.

      Nadzieja prysła i wciąż bolało, gdy myślał o Grecie, choć minęło osiem miesięcy, odkąd po wielu tygodniach bezowocnych dyskusji i wątpliwych argumentów spakowała swoje rzeczy i go zostawiła. Nie mogę żyć z człowiekiem, któremu nie ufam, który ma przede mną tajemnice i jeszcze uważa, że ma do tego prawo.

      Manolis odłożył widelec.

      – Najwyraźniej nie jestem stworzony do małżeństwa.

      – A cóż to ma znaczyć? Jesteś kobieciarzem i rzeczywiście ją zdradzałeś, jak przypuszcza?

      – To znaczy tylko, że nie jestem fanem całkowitego odsłaniania się w związku. Nie trzeba wszystkiego pokazywać i poddawać analizie. Niektóre sprawy są zbyt intymne i osobiste.

      – Nie, gdy ludzie się kochają.

      Kochał Gretę. Ale… Zmusił się do uśmiechu. Wszystko ma swoją cenę. Może ta, którą on zapłacił, była jednak zbyt wysoka.

      – Romantyczka z ciebie.

      – I znowu się wykręcasz. Ale proszę bardzo, ja się nie zamierzam wtrącać. – Wzruszyła ramionami. – W każdym razie saltimbocca jest pyszna.

      Po jedzeniu pożegnali się, obejmując się przed lokalem. Christina poszła do metra, a on pojechał z powrotem do Schwabing, do swojego salonu samochodowego.

      Podczas jego nieobecności kierownik Max Hillebrand sprzedał jaguara F-type agentowi nieruchomości, który wcześniej wziął go na dwie jazdy próbne i wypożyczył na weekend za symboliczną opłatą. Inwestycja się zwróciła, tak jak przewidział to Max. – Po weekendzie będzie chciał go mieć. – I tak się właśnie stało. Poza tym byli inni zainteresowani jazdami próbnymi, tylko w warsztacie praktykant stwarzał jakieś problemy, ale Max uważał, że dadzą sobie z nim radę. Dobrze zarządzał salonem i Manolis postanowił pójść do domu.

      Wkrótce spodziewał się kuriera od Köstera.

      ===bFRiUWJRYld4SX9Nfkt/THtJcF8zRzVqUmtZalNjUGRSch5qGEd/RnRHfk59SX8=

       3

      Vera Mändler kliknęła, by zamknąć plik. Artykuł o jodze hormonalnej dla kobiet w trakcie menopauzy był gotowy. Margot Classen, redaktor naczelna, już na niego czekała. Vera napisała w mailu, że wydłużyła tekst do wymaganej liczby znaków, i wspomniała nazwę sieci centrów jogi, która sponsorowała konkurs dla czytelniczek. Nie było to może bezpośrednie promowanie produktu, ale z pewnością balansowanie na granicy dziennikarskiej niezależności. Oczywiście firma w rewanżu wykupiła u nich reklamę.

      – Gotowe? – zapytała Jessica, która siedziała naprzeciwko Very i dokonywała właśnie korekty rubryki z aktualnymi plotkami o celebrytach.

      – Na szczęście. – Vera rozluźniła spięte plecy. Joga hormonalna. Dobry Boże! Gdyby ktoś jej kiedyś powiedział, że pewnego dnia będzie pisać na takie tematy, wyśmiałaby go. Ale tak właśnie było i powinna się cieszyć, że ma stałą pracę, choćby w „Amélie”, czasopiśmie dla pań po pięćdziesiątce.

      Zadzwonił telefon. To była Nicole z recepcji.

      – Ktoś do ciebie. Masz chwilę czy odesłać?

      – A kto to?

      – Och, przepraszam, zapomniałam powiedzieć. Christian Wiesinger. Twierdzi, że jest twoim kuzynem.

      Vera z trudem zdusiła jęk. Właściwie mogła się spodziewać, że Chris kiedyś zjawi się tu po tym, jak dwukrotnie spławiła go przez telefon.

      – Powiedz mu, że już wyszłam. I tak zaraz idę na spotkanie.

      Jeśli chciała zdążyć na spotkanie z Viktorem Brachtem, to powinna się pośpieszyć. Tych pięciu minut, które jej jeszcze zostały, potrzebowała na poprawienie makijażu. Z każdym dniem musiała się coraz bardziej starać, by w wieku czterdziestu trzech lat wyglądać, jakby ich miała trzydzieści pięć. Nie żeby był to problem. Człowiek się starzeje i powinien być za to wdzięczny. Kto chce umrzeć młodo? Jednak w czasopismach dla kobiet obowiązywały niepisane reguły, w każdym razie jeśli chodzi o pracownice. Panowie mogli sobie siwieć, dorabiać się zmarszczek i hodować brzuszki. Te oznaki upływającego czasu były niczym patyna doświadczenia, godności i mądrości, ale gdy pojawiały się u kobiet, od razu stwierdzano, że się zapuściły.

      Vera pożegnała się z Jessicą i sprawdziła makijaż przed lustrem w damskiej toalecie. Odrobina pudru i szminka. Na więcej nie miała już czasu i właściwie


Скачать книгу