Na szczycie. K.N. Haner
do dalszych igraszek. Czuję, że jestem opuchnięta i upewniłam się o tym, dotykając się pod wodą dłonią. Jak ja mam mu powiedzieć, że nie chcę dziś więcej?
– Odpuścimy na dziś, dobrze? – zapytał, jakby czytał w moich myślach.
– Dobrze – odetchnęłam z ulgą, chyba zbyt głośno.
– Musisz mi mówić, czego pragniesz, Rebeko, inaczej będziesz cierpiała…
– Jak mnie dotykasz i całujesz, to zapominam o całym świecie, trudno wtedy myśleć o tym, że może mnie zaboleć…
– Nie mówię tylko o seksie, Reb. Jeśli mamy to przetrwać, musisz jasno wyrażać, co czujesz…
– Co przetrwać? – spojrzałam na niego zaskoczona.
– Początkujący związek w rocznej trasie z zespołem rockowym to nie lada wyzwanie.
– Jaki związek? – aż pisnęłam i odwróciłam się, by siedzieć z nim twarzą w twarz.
– To chyba oczywiste – uniósł brew.
– Dla mnie nie, to tylko seks, Sed.
– Tylko seks?
– Tak. Nie chcę związku, nigdy nie byłam w prawdziwym związku i nie chcę być, to same problemy, ograniczenia i wyrzeczenia.
Zrobił zdziwioną minę.
– Myślałem, że coś między nami jest…
– No jest, mnóstwo sprzecznych emocji.
– Można nad tym popracować.
– Nie chcę pracować nad związkiem, który i tak nie ma szans. Nie widzisz, że jesteśmy z zupełnie innych światów? To, że się poznaliśmy, to ironia losu. Wątpię nawet, czy przetrwam ten rok z wami w trasie.
– Więc po co w ogóle się zdecydowałaś?
– Trey wziął dziekankę.
– Mogłaś się wycofać, zanim się zgodził.
– Nie wiedziałam, że tak szybko zadziała. Po wczorajszym wieczorze spałam dziś do południa. Gdy wrócił do domu, było już po wszystkim, dostał od dziekana roczny urlop, w dodatku gdy powiedział, że jedzie w trasę z wami i będzie zdobywał doświadczenie, dziekan zadecydował, że zaliczy mu egzamin zawodowy. Nie mogłam powiedzieć, że jednak nie jadę.
– Robisz to dla niego?
– Tak.
– Dlaczego zawsze myślisz o innych, a nigdy o sobie?
– Nie znasz mnie, Sed.
– Może nie znam, ale zdążyłem się zorientować, że pomagasz wszystkim kosztem własnego szczęścia.
– Wcale nie – zaprzeczyłam ponownie.
– Jak to nie? A twoja matka?
– Muszę jej…
– Nie, Reb! Nic nie musisz! Zrób wreszcie coś dla siebie!
– I robię! – podniosłam głos. – Jadę z wami w tę trasę! Wystarczy?
– Nie robisz tego dla siebie.
– Dla siebie też, wiem, że to ogromna szansa – spuściłam z tonu.
– Skoro nie chcesz związku, to mam nadzieję, że chociaż ją wykorzystasz. Pamiętaj, że ci pomogę, jakbyś miała jakieś wątpliwości.
– Mam mnóstwo wątpliwości, Sed, ale już nie ma odwrotu. Jedziemy z wami.
– Bardzo mnie to cieszy – uśmiechnął się.
– Mogę ci zadać osobiste pytanie?
– Jasne, zawsze.
– Dwa dni temu zostawiłeś przed ołtarzem kobietę, z którą byłeś trzy lata, a teraz proponujesz mi związek… Nie sądzisz, że to dziwne?
– Myślisz, że po prostu szukam pocieszenia i zapomnienia? – zaśmiał się. Nie wiem, co było w tym śmiesznego.
– No, tak to trochę wygląda…
– Nie, Reb. Mówiłem ci już, że to była najlepsza decyzja mojego życia.
– No okej, ale po co ładować się ze związku w związek? Nie chcesz sobie teraz poużywać życia? Trasa to doskonała okazja na wyrywanie panienek, a w sumie to nie musicie ich wyrywać, bo same rozkładają przed wami nogi.
Znowu się zaśmiał. Czy ja jestem aż taka zabawna?
– Z tobą chcę sobie poużywać, nie chcę żadnej innej, Reb. Ty masz to coś, coś co mnie powaliło…
– O nie! – odsunęłam się od niego. – Tylko mi tu nie gadaj, że się zakochałeś albo co! – dodałam piskliwym głosem.
– A jeśli tak? – posłał mi ten swój uśmiech.
– To masz problem! Ja wychodzę! – zerwałam się z wanny i uciekłam z łazienki. Jezu, czy on sobie jaja ze mnie robi? Nie chcę żadnego związku, żadnych problemów. Chwyciłam koszulkę i spodnie, które mi dał. Wsunęłam je w pośpiechu na tyłek i zbiegłam na dół. Jakie było moje zaskoczenie, gdy w holu spotkałam wysoką, piękną blondynkę. Miała nogi do nieba, cudownie długie blond włosy i sztuczne piersi, ale naprawdę super zrobione, no i te niebieskie oczy… Spojrzała na mnie zaskoczona i zrobiła krok w tył, a jej niebotyczne szpilki zastukały na drewnianej podłodze.
– Przepraszam, co robisz w spodniach mojego narzeczonego? – zapytała jakby oburzona moim widokiem. O cholera! To Kara.
– Wychodzę – odpowiedziałam i chciałam jak najszybciej wyjść.
– Hola, dziewczynko! – chwyciła mnie za nadgarstek i szarpnęła.
– Ała!
– Takie jak ty nie robią już na mnie wrażenia, użerałam się z takimi trzy lata i nie dam za wygraną. On jest mój, rozumiesz?! – zasyczała.
– Puść mnie! – szarpnęłam się, ale ścisnęła mnie jeszcze mocniej. Cholera! Ale jest silna.
– Gówno mnie obchodzi, czy zrobiłaś mu loda, czy dałaś dupy, on i tak zawsze wraca do mnie. Wracał i tym razem też wróci, więc nie licz na nic więcej, kochanie.
– Czeka na ciebie w wannie pełnej piany! Miłej zabawy! – uśmiechnęłam się złośliwie.
– Ty mała dziwko! – wymierzyła mi niespodziewany policzek. – Jak śmiesz przychodzić do mojego domu?! – dodała rozwścieczona. Oniemiała dotknęłam piekącego policzka, nie mogąc uwierzyć, że naprawdę mnie uderzyła.
– Kara!
Odwróciłyśmy się jednocześnie w stronę schodów. Zbiegł po nich Sed w samych bokserkach.
– Co ty wyprawiasz, do cholery? – warknął na nią.
– Przyjechałam po resztę swoich rzeczy. Miało cię nie być… – od razu zmienił jej się ton. Złagodniała na jego widok. Musi go naprawdę bardzo kochać.
– Ale jestem, mogłaś zadzwonić… – on też złagodniał. Poczułam się dziwnie, patrząc na intymną, trudną relację tych dwojga.
– Musisz tu przyprowadzać te panny? Nie możesz ich posuwać w autobusie? Tylko w naszej sypialni? – rozpłakała się. Co? Z niedowierzaniem patrzyłam, jak zalała się rzęsistymi łzami.
– Karo, proszę… – podszedł do niej i dotknął ramienia. Chyba trzeba się stąd ulotnić. Szybko!
– Jak możesz mi to robić? Ja tak bardzo cię kocham!