Na szczycie. K.N. Haner

Na szczycie - K.N. Haner


Скачать книгу
wstał i podał mi dłoń, bym poszła za nim. Wyszłam z basenu i dałam się zaciągnąć do sypialni. W świetle dziennym wygląda inaczej, niż ją zapamiętałam. Z toaletki zniknęły kosmetyki Kary i nie czuć już tego kobiecego zapachu. Rany! To teraz też moja sypialnia.

      – Co dla mnie masz? – zapytałam, oglądając zdjęcia w ramkach na komodzie.

      – To – podał mi moją torebkę, którą zgubiłam w piątek.

      – O, dzięki! Gdzie była?

      – W autobusie pod stertą ubrań, znalazłem przy sprzątaniu.

      – Sprzątałeś bus?

      – Erick i Clark tego nie zrobili…

      – Kibel też przepchałeś?! – parsknęłam śmiechem.

      – Co to to nie! Zadzwoniłem po firmę i zrobili z tym porządek. Nie chcesz wiedzieć, co tam było!

      – Kto to? – zapytałam, pokazując kobietę na zdjęciu w srebrnej ramce.

      – To moja matka.

      – Matka? – wzięłam zdjęcie w dłoń i przyjrzałam się kobiecie. Wygląda tak młodo, że w życiu bym nie powiedziała, że to jego mama.

      – Tak, a to moja siostra.

      Ma siostrę? Dobrze wiedzieć.

      – Wyglądają jak siostry! – pisnęłam.

      – Dobrze się konserwuje, jej chirurg zarobił już na niej fortunę – wywrócił oczami.

      – A to? – wskazałam na inną kobietę.

      – Matka Kary – zdjęcie przedstawia ją i Seda na nartach gdzieś w górach. Chyba ich rodziny były blisko, skoro razem wyjeżdżali. Sed wyjął zdjęcie z ramki i wrzucił do szuflady. To miłe, ale na większości zdjęć jest właśnie z Karą. Wyrzuci je wszystkie?

      – Pokażesz mi dom? – zmieniłam temat.

      – Za chwilę, zajrzyj do garderoby.

      – Gdzie ona jest? – rozejrzałam się po sypialni.

      – Za tamtą ścianą – wskazał na ścianę, która wygląda jak każda inna, ale po dotknięciu rozsunęła się w czarodziejski sposób, ukazując ogromną garderobę. Połowa jest pusta, druga zaś wypełniona po brzegi ubraniami Sedricka.

      – I co? – zapytałam, nie bardzo wiedząc, co to ma znaczyć.

      – To twoja połowa, możesz tu zostawić swoje rzeczy, jeśli oczywiście chcesz.

      – Moje ubrania zmieszczą się na tej małej półeczce – pokazałam na jedną z wielu.

      – W waszym mieszkaniu były stosy ubrań…

      – Większość to Treya, te walizki na dole to jego. Moja jest jedna.

      – Nie lubisz robić zakupów? – otworzył jedną ze swoich szaf i zaczął przebierać w garniturach. Ma ich chyba z piętnaście. Po cholerę komuś tyle rzeczy?

      – Nienawidzę! Chyba, że spożywcze.

      – Przecież ty nic nie jesz!

      – Uwielbiam jeść! – podniosłam głos.

      – Trudno w to uwierzyć, patrząc na ciebie.

      – Co jest ze mną nie tak? – skrzywiłam się i spojrzałam na swój tyłek w lustrze.

      – Jesteś taka…

      – No, jaka?

      – Taka malutka…

      – Nic nie poradzę, że jestem niska.

      – Nie mówię o wzroście, jesteś drobna.

      – Drobna? Mam wielki tyłek i wielkie cycki! – pisnęłam oburzona.

      – Masz śliczny tyłek i cudowne piersi. – Podszedł i stanął za mną, kładąc dłonie na moich biodrach.

      – To co się czepiasz?

      – Nie czepiam, po prostu chciałbym, byś więcej jadła. Jak ty dasz radę tańczyć cały koncert, jedząc banana i popijając go red bullem?

      – Tak już mam, że czasami zapominam o jedzeniu. Przyzwyczaiłam się do tego.

      – Przyzwyczaiłaś się zapominać o jedzeniu? – skrzywił się.

      – Nie. Przyzwyczaiłam się do niezwracania uwagi na uczucie głodu – powiedziałam i już wiedziałam, że znowu zanosi się na rozmowę o mojej matce. Widzę to po wyrazie jego twarzy, a kompletnie nie mam ochoty na tę rozmowę. Na pewno nie dziś i nie teraz. – Przyniesiesz mi walizkę? Wypakuję się – zmieniłam temat.

      – Jasne. Która jest twoja?

      – Ta granatowa.

      Westchnął, bo wiedział, że zrobiłam to specjalnie. Wyszedł, a ja z ciekawością przejrzałam jego garnitury. Po co mu tyle? A jeszcze więcej ma ubrań typu dżinsy, koszulki… A butów… W życiu tyle nie widziałam! Ile biżuterii! O rany! Nie mogłam się powstrzymać i wzięłam do ręki wielkiego rolexa. Całego z białego złota albo platyny… Nie wiem, nie znam się na tym. Tarcza wysadzana diamentami. No, cholera, piękny! Pewnie kosztował z milion dolarów!

      – Podoba ci się?

      Aż podskoczyłam, słysząc głos Seda. Zegarek wypadł mi z ręki i upadł na drewnianą podłogę i… niech zginę… coś od niego odpadło. Prawie dostałam zawału.

      – O Boże, przepraszam! – Rzuciłam się na ratunek zegarkowi za miliard dolarów, chwyciłam go. Szybka. Pieprzona szybka pękła! O ludzie! Spojrzałam na Seda i nie wiedziałam, czy jest zły, czy co?

      – Pękła? – zapytał zaskakująco spokojnie.

      – Jezu, tak! – pisnęłam i poczułam, że chyba zaraz się popłaczę.

      – Wiedziałem, że to podróba – podszedł i wyjął mi zegarek z ręki.

      – Sed, przepraszam… – spojrzałam przerażona. Nigdy mu się za to nie wypłacę!

      – Daj spokój, to jakieś gówno, nie rolex.

      – Nieważne! Zepsułam ci zegarek!

      – Nawet gdyby to był rolex, to nic by się nie stało. Nie przejmuj się.

      – To nie żadna ważna pamiątka czy coś? – zapytałam, próbując uwierzyć w jego słowa.

      – Nie. Dostałem go od jakiegoś sponsora po koncercie, od razu wiedziałem, że to podróba.

      – Rany, kamień z serca! Myślałam, że zniszczyłam ci rolexa za miliard dolarów! – Musiałam mieć niezłą minę bo Sed roześmiał się w głos.

      – Nie mam pojęcia, jak by wyglądał zegarek za miliard, ale taki za pół miliona masz tutaj… – Wyjął drugi zegarek, tym razem był to oryginalny złoty rolex.

      – Mogę przymierzyć? – Oczy zaświeciły mi się jak lampki na choince.

      – Oczywiście. – Wyjął go ze specjalnego miejsca w szufladzie.

      – Albo nie! Bo ci go zepsuję!

      – Daj spokój. – Chwycił nadgarstek mojej lewej ręki i założył mi to cudo.

      – Ale ciężki! – Spojrzałam z podziwem na swoją rękę.

      – Dlatego go nie noszę, są cholernie niewygodne.

      – Skąd go masz?

      – Dostałem od ojca.

      – Tak bez okazji?

      – Z okazji


Скачать книгу