Piąta ofiara. J.D. Barker
podszedł do stołu konferencyjnego stojącego przed tablicą i usiadł.
– Po co to wszystko? Namęczył się, żeby umieścić Ellę pod lodem, a potem ubrał ją w ciuchy Lili, co pozwala nam dokładnie ustalić datę śmierci. To nie ma sensu.
– Dla niego ma – zauważył Porter. – Wszystko to ma dla niego jakiś sens. To także…
Porter zapisał „UTOPIONA W SŁONEJ WODZIE” pod nazwiskiem Elli.
– Poważnie? – zapytał Kloz.
– Eisley znalazł słoną wodę w płucach i żołądku ofiary. Jest praktycznie pewny, że przyczyną śmierci było utonięcie – odparł Porter.
– Utonięcie – powtórzyła Clair. – W słonej wodzie.
– Do najbliższego oceanu jest z tysiąc kilometrów – dodał Nash.
– Musimy sprawdzić wszystkie oceanaria w mieście i firmy, które je zaopatrują – stwierdził Porter. – Możemy raczej wykluczyć wycieczkę nad morze. Za mało czasu, ledwie się to spina.
Clair pokręciła głową.
– Za krótko spałam, żeby to wszystko ogarnąć.
– Chyba wszyscy gonimy resztkami – przyznał Porter. – Co nam wiadomo o tej drugiej dziewczynie, Lili Davies?
Nash otworzył notatnik.
– Córka doktora Randala Daviesa i Grace Davies. Najlepsza przyjaciółka Gabrielle Deegan. Chodzi do Wilcox Academy. Ostatnio widziano ją w czerwonej kurtce, jak twierdzi matka, dokładnie w nylonowej pikowanej parce z kapturem. Miała też na sobie białą czapkę, białe rękawiczki, ciemne dżinsy i różowe adidasy. Nie dotarła do szkoły, więc najprawdopodobniej porwano ją dwunastego rano. Matka widziała, jak wychodziła do szkoły około siódmej piętnaście. Lekcje zaczynają się za dziesięć ósma, a do szkoły ma blisko, chodzi pieszo.
– Sama czy z kimś? – zapytał Porter.
– Matka powiedziała nam, że to tylko cztery przecznice, więc Lili chodzi sama – powiedział Nash.
Kloz obrzucił smutnym spojrzeniem pudełka po pączkach, po czym również podszedł do stołu konferencyjnego.
– Cztery przecznice to rzeczywiście bliziutko. Niewiele czasu dla porywacza.
Clair usiadła obok Nasha.
– Przy założeniu, że poszła prosto do szkoły, a nie możemy tego założyć. Może po drodze wpadła na znajomego i wsiadła do auta. Wiem, że to tylko parę przecznic, ale sama często tak robiłam w drodze do szkoły. W tak bliskiej odległości od szkoły wszyscy i tak spotykają się na parkingu, wielu uczniów zostaje tam jeszcze pogadać przed dzwonkiem na lekcje.
– Można?
Wszyscy podnieśli głowy. W progu stała Sophie Rodriguez. Uwagę Portera zwrócił ten sam jasnobrązowy sweter, który miała na sobie u Daviesów. Ona pewnie też nie wróciła jeszcze od tej pory do domu.
– Zapraszamy – powiedział. – Usiądź gdzieś, właśnie omawiamy po kolei wszystkie szczegóły.
– Eee, Sam? – powiedział Kloz, mierząc wzrokiem nowo przybyłą. – Pamiętasz, jak się to skończyło ostatnio, kiedy wpuściłeś obcego?
Clair wymierzyła mu kuksańca w ramię.
– Znam Sophie prawie od czterech lat. Jest sprawdzona. – Wskazała na krzesło po lewej.
Sophie zostawiła torbę koło drzwi, zdjęła kurtkę i usiadła, studiując tablicę.
– Wiem, że sprawą zajmuje się wydział zabójstw, a jak dotąd Lili jest tylko zaginiona, ale mamy dość oczywiste powiązanie. Współpraca to najlepsze rozwiązanie, przynajmniej na razie. Dopóki się nie zorientujemy, o co w tym wszystkim chodzi.
– Witamy w ekipie, Sophie – powiedział Porter.
Nash posłał mu zmęczone spojrzenie, ale nic nie powiedział.
Sophie rozejrzała się po twarzach wszystkich obecnych.
– Ella też była jedną z moich dziewczyn. Człowiek zawsze stara się mieć nadzieję, ale po czterdziestu ośmiu godzinach od zaginięcia można założyć, że to albo ucieczka z domu, albo coś gorszego. Obie dziewczyny wychowywały się w szczęśliwych rodzinach, więc serce chyba mi podpowiadało, że to „coś gorszego”. Kiedy powiedzieliście mi o ubraniach, tylko potwierdziliście moje przypuszczenia. Mam nadzieję, że znajdziemy Lili, zanim będzie za późno.
– Pokazywałaś rodzicom Lili zdjęcia ubrań? – zapytał Porter. Wysłał je mejlem jeszcze z kostnicy.
Sophie skinęła głową.
– Matka potwierdziła, że należą do Lili. Podobno własnoręcznie wpisała jej inicjały na metce od czapki.
Porter dopisał „ZNALEZIONA W UBRANIU LILI DAVIES” w kolumnie Elli na tablicy. Potem znów zwrócił się do Sophie.
– Co jeszcze możesz nam powiedzieć o Elli?
Przyjrzała się informacjom zebranym na tablicy.
– Kilka tygodni temu, tuż po zaginięciu, zrobiłam coś w rodzaju wizji lokalnej. Wysiadała z autobusu jakieś dwie przecznice od domu, przy Logan Square, ale rodzice powiedzieli mi, że czasem odrabiała lekcje w Starbucksie przy Kedzie Avenue. Sprawdziłam obie trasy. Droga z przystanku do domu zajęła mi cztery minuty, z przystanku do Starbucksa siedem, a ze Starbucksa do domu dziewięć. Wszędzie kręci się sporo ludzi. Nie mam pojęcia, jak ktoś mógł ją stamtąd porwać, żeby nikt nie zauważył.
– Rozmawiałaś z kierownikiem Starbucksa? – zapytał Nash.
Sophie pokiwała głową.
– Rozpoznał Ellę na zdjęciu, które mu pokazałam, ale nie potrafił powiedzieć, czy tego konkretnego dnia u nich była. Zwykle płaci gotówką, więc nie mogłam sprawdzić wyciągów z karty debetowej czy kredytowej.
– Kamery?
– Jedna jest, ale codziennie się resetuje, nie zapisują nagrań. Zanim do nich dotarliśmy, było już za późno.
– Może powinienem to sprawdzić? – zaproponował Kloz. – Nie widziałem jeszcze systemu bezpieczeństwa, który rzeczywiście kasowałby materiał z poprzedniego dnia. Jeśli jest tam jakiś twardy dysk, to fragmenty mogły się zachować, nawet jeśli kierownik sądzi, że wszystko się skasowało.
Porter skinął głową i zapisał na tablicy „NAGRANIE ZE STARBUCKSA (CYKL 1-DNIOWY?) – KLOZ”.
– Co jeszcze?
– Przeszukaliśmy komputer i skrzynkę mejlową, ale nie znaleźliśmy niczego nietypowego – odparła Sophie. – Telefon zniknął razem z nią. Ostatni raz połączył się ze stacją przekaźnikową w pobliżu Logan Square i zniknął z sieci cztery minuty po rozkładowym przyjeździe autobusu.
– Kloz?
Kloz już kiwał głową i notował coś w laptopie.
– Tym też się zajmę.
– Znaleźliście coś w pokoju Lili? – zwrócił się Porter do Sophie.
– Nic szczególnego. Dużo porozrzucanych ciuchów. Niczego nie chowała w szufladach ani pod materacem, czyli w typowych skrytkach. Na lustrze wisiało przyklejone zdjęcie Lili z jakąś dziewczyną. Matka powiedziała, że to Gabby, jej przyjaciółka. Od ojca dowiedziałam się, że miała telefon komórkowy i laptopa, ale w pokoju ich nie znalazłam. Podobno wzięła je ze sobą do szkoły, matka mówiła, że pewnie miała komputer w plecaku. – Urwała na chwilę, żeby przeczytać