Czarne ziarno. Marta Zaborowska

Czarne ziarno - Marta Zaborowska


Скачать книгу
do niego i spojrzała mu prosto w oczy.

      – Zrobiłbyś. Dobry z ciebie człowiek.

      Znów przygarnął ją do siebie. Poczuła ten sam zapach wody po goleniu co zawsze. Intensywny Fahrenheit owiał jej policzki. Od rozstania z Maciejewskim, który kiedyś wydawał się mężczyzną jej życia, minęły trzy lata. Długie i koszmarnie samotne. Ilekroć wtulała się w ramiona Adama, pamięć tamtych objęć wracała i przyprawiała ją o szybsze bicie serca, absurdalnie i wbrew zdrowemu rozsądkowi.

      Do Fahrenheita powinna już przywyknąć. A jednak za każdym razem robiła to samo: ocierała twarz, na której gromadziły się pachnące mikrodrobinki, w ramię Górnego, jakby chciała zetrzeć ten ciężki zapach ze swojej skóry. Zwykle robiła to na tyle dyskretnie, że tego nie zauważał, jednak teraz było inaczej. Potarła policzkiem zbyt mocno, jak gdyby ścierała z niego brud. Wypadło niezręcznie, szybko więc uniosła kąciki ust, by Górny mógł uwierzyć, że to tylko niezdarny odruch i że jest jej dobrze.

      – Wszystko gra? – spytał dla pewności.

      – Jasne.

      Nie była pewna, czy jej uwierzył. Pchnął drzwi kawiarni i puścił Julię przodem.

      – Odezwę się, jak coś znajdę – powiedział i domknął za nimi drzwi. – To znaczy, jak uda mi się wejść do plików Jareckiego.

      – Dla ciebie to betka. – Poklepała go po łopatkach, by uniknąć kolejnych przytulanek na do widzenia. Górny potarł dłonie, jakby na ulicy panował mróz. – Przecież wiesz, gdzie szukać – dodała. – I nie bój się, nikogo nie będzie interesowało, że zaglądasz do archiwalnych danych. Sprawa Rawskiej znów jest odgrzewana, wkrótce rusza proces, więc to normalne, że zainteresowany glina chce sobie poczytać co nieco na ten temat. Z czystej ciekawości i dla…

      – …pogłębienia wiedzy? – dokończył Górny z kpiącą miną.

      – Właśnie. A już na pewno nikomu nie przyjdzie na myśl, że robisz to dla mnie.

      – Myślisz, że Sieracka nie przekaże Jareckiemu informacji o tym, że wbijasz się w jego dochodzenie? Że nie skojarzą faktów?

      – Jarecki nie ma pojęcia o tym, że z tobą sypiam. Dlatego przez głowę mu nie przejdzie, że ktoś z Nowolipia może wynosić dla mnie dane. Przecież wiesz, że jestem dla niego parszywą czarną owcą skazaną na banicję. Zresztą, nie tylko on tak myśli – dodała, mając w pamięci żałosne pożegnanie, jakie jej zorganizowano, i wymuszony żal, że zamyka za sobą drzwi komisariatu. Zrzucili się na oprawione w ramki zdjęcie połowy zespołu, który wystąpił z minami, jakby byli wzięci z przymusowej łapanki. Ale podpisy „Powodzenia na nowej drodze” mazakiem złożyli. Kwiaty też dostała, bukiet z gerber przepasany papierową wstążką pogniecioną w artystycznym nieładzie. Padania sobie w ramiona nie było, zastąpiły je szybkie uściski dłoni. Wyrwała się zaraz po pożegnalnym ciastku, nie chciała zostawać tam ani minuty dłużej. – Musimy to rozegrać po swojemu – powiedziała, by umocnić w Górnym sens jego tajnej kolaboracji. – Nikt nie musi o niczym wiedzieć. Gdyby jednak ktoś zaczął węszyć, przerwiemy akcję.

      – Znając ciebie, na krótko.

      – Oczywiście. Do czasu, gdy wszystko się uspokoi.

      – Nie ma dla ciebie świętości.

      – Są – odpowiedziała bez zastanowienia. – Prawda jest święta. I sprawiedliwość.

      Spojrzała na zegarek. Kilka minut temu skończyła się ważność biletu z parkometru. Pożegnała się z Górnym i pobiegła w stronę stojącej w małej zatoczce skody.

* * *

      – Powiedz swojej matce, że tego nie popieram. – Emilia zakręciła się przy kuchence, na której stała patelnia ze świeżo wylanym ciastem naleśnikowym. – Może choć ty, jako córka, będziesz umiała przemówić jej do rozsądku, może choć ciebie posłucha.

      Wyjęła z lodówki słodki serek i postawiła go na kuchennym stole tuż przed nosem Sylwii. Odchyliła wieczko i włożyła do środka łyżkę.

      – Innego w domu nie ma, musisz zjeść ten. – Wskazała nosem waniliową maź, niezbyt lubianą przez wnuczkę. – Twoja matka zawsze miała zwariowane pomysły, a rzucenie pracy to już w ogóle… – Zamachała w powietrzu rękami. – Porządni ludzie pracują na etacie, zamiast bawić się w podchody, jak jacyś harcerze. Rozumiesz?

      Sylwia kiwnęła odruchowo głową znad otwartego opakowania z serkiem.

      – Harcerstwo jest dla dzieci, ja tam wolę subkulturę. Punki albo emo, a najlepsi są goci. Kupisz mi czarne rajstopy z dziurami?

      Smażący się naleśnik powoli nabierał złocistej barwy, Emilia poruszyła żywiołowo patelnią, by podpieczone ciasto oderwało się od teflonu.

      – Ale ona woli eksperymenty – ciągnęła matka Julii, nie podejmując kwestii rajstop. – Jestem bardzo ciekawa, jak to się wszystko skończy. Gdyby posłuchała mnie choć raz w życiu… ale nie, ona musi po swojemu. Sprzeda mieszkanie i wróci do mnie. Znów będziemy musiały cisnąć się tutaj we trzy.

      – Mama sprzedaje mieszkanie? – Brwi Sylwii uniosły się wysoko.

      – Do tego dojdzie. – Babcia wycelowała w głowę małej widelcem. – Bank zajmie mieszkanie, a komornik wyrzuci was na bruk. A potem… no cóż, wiadomo.

      Pierwszy placek wylądował na talerzu. Sylwia rozsmarowała po nim grubą warstwę serka i rozejrzała się po kuchni za słoikiem z dżemem.

      – Znowu to samo. – Emilia uchwyciła spojrzenie wnuczki i sięgnęła do lodówki. – Dżem do wszystkiego. Nie kładź za dużo, popsujesz zęby.

      Wlała kolejną porcję ciasta na patelnię.

      – Nic z tego, babciu. Mama nie sprzeda mieszkania – powiedziała Sylwia, nie odrywając oczu od słoika z dżemem. – Dziś miała spotkać się z jakąś panią. Mówiła, że to klientka i że dostanie nową sprawę.

      Emilia skrzyżowała ręce na obfitych piersiach.

      – I dlatego znów po szkole trafiłaś do mnie? Biedne dziecko – westchnęła. – Już się zaczęło. Tyle razy mówiłam, że powinna pracować jak inne matki od ósmej do czwartej, ale ona wie lepiej. Chcesz jeszcze jednego?

      Ochocze kiwnięcie głowy Sylwii umknęło jej uwadze. Wrzuciła przypalonego naleśnika na swój talerz i złożyła w trójkąt. Po chwili zniknął w całości w jej ustach.

      – Żebyś chociaż ty wyszła na ludzi. – Emilia przełknęła głośno. – Musisz znaleźć solidny zawód i, przede wszystkim, męża. Wiesz o tym?

      Szeroko otwarte oczy wnuczki wpatrywały się w rozemocjonowaną twarz Emilii.

      – Mam jedenaście lat, babciu…

      – Czas szybko płynie. Ani się obejrzysz, jak zostaniesz starą panną.

      Sylwia zlizała resztkę dżemu ze swojego talerza.

      – Będę gotką i będę żyć w komunie, razem z Jagodą.

      – Nie wiem, o czym mówisz. Ta cała Jagoda znów namieszała ci w głowie. Wyjście za mąż to podstawa. Twoja matka wypuściła z rąk takiego mężczyznę! Gdybym to ja była na jej miejscu…

      – Mama nikogo nie potrzebuje.

      – Bzdura! Każdy kogoś potrzebuje, nawet ona. Wciąż uważa, że jest samowystarczalna, ale szybko przekona się, że samemu na świecie źle. Zwłaszcza w chorobie. Nikt nie wie tego lepiej niż ja. Ledwie wywinęłam się śmierci.

      – Mama mówiła, że wtedy nic ci nie było. – Sylwia podniosła się


Скачать книгу