Czarne ziarno. Marta Zaborowska

Czarne ziarno - Marta Zaborowska


Скачать книгу
będę siedział za biurkiem w mundurze jak jakiś idiota. – Górny okrasił twarz uśmiechem. – Poza tym, jak to mówią u nas w zakładzie, w bordo mi do twarzy. Szkoda psuć efekt uniformem.

      Julia obrzuciła Górnego uważniejszym spojrzeniem i wykrzywiła usta w udawanym rozczarowaniu.

      – Nie wierz ludziom bez gustu, zwłaszcza tym z zakładu. Bordo podbija czerwień z popękanych naczynek przy twoim nosie.

      – Jędza. – Górny odwzajemnił uścisk.

      – Mężczyźni kochają jędze.

      – No, ja na pewno – wyrwało mu się, co zaraz przykrył głośnym chrząknięciem.

      Poklepała go dobrotliwie po łopatkach i poluzowała uścisk.

      Ich stolik znajdował się w rogu sali, z dala od okna wychodzącego na ruchliwą ulicę ze szklanymi ścianami biurowców. Nie chciała kolejnej kawy, wybrała wodę z cytryną. Ktoś kupował kanapki, ktoś inny dopiero co dostarczone ciasto z karmelem. Ekspres do parzenia kawy wypuszczał co chwila kolejne dawki aromatu kawy zmieszanego z zapachem spienionego ciepłego mleka.

      – Mów, o co chodzi, bo nie chce mi się zgadywać. – Adam przygładził włosy pociągnięte grubą warstwą żelu. Nie wyglądało to pretensjonalnie, chociaż Julia dopatrywała się w jego stylu trochę zapożyczonego brytyjskiego looku. – Nie wyciągnęłaś mnie przecież zza biurka z tęsknoty. Byłoby miło, ale zbyt dobrze cię znam, żeby w to uwierzyć.

      – Czyli że ściema nie zadziałała?

      – Ani trochę. Jeśli chodzi o nasz związek, to uczucia działają tylko w jedną stronę – dodał z wyrzutem.

      Nazwał to związkiem? Dwie wspólne noce, tyle mieli za sobą. Pierwsza zdarzyła się przypadkiem i pod wpływem chwili. Było luźno i instynktownie. Najpierw dwa bilety na występ irlandzkiego zespołu stepującego, a potem przypadkowe wejście do klubu z karaoke. Górny próbował swoich sił z She’s Like the Wind, znacząco i z przesłaniem. Zrozumiała, ale nie skomentowała, kiedy wrócił do stolika z nadzieją w oczach. Wypił kilka shotów jeden po drugim, ona zadowoliła się karmelowym carmi. Z klubu wyszli po drugiej w nocy. Suszyło ich, a do mieszkania Adama przy Kredytowej było blisko. Miała być zwykła herbata w kuchni, koniec końców wylądowali w sypialni. Było gorąco i namiętnie. Po tym jak zerwała z Maciejewskim, nastał okres posuchy w seksie, więc postanowiła wreszcie zaszaleć. Zasnęła wyczerpana i bez poczucia winy. Obudziła się otulona jego ramionami, a właściwie jednym ramieniem, z wytatuowaną różą wiatrów.

      – Po co ci to? – spytała, kiedy otworzyła oczy.

      – Żeby wiedzieć, dokąd iść – odparł i pocałował ją w zmierzwione na czubku głowy włosy.

      – Mało kto to wie – westchnęła i wyślizgnęła się spod jego ręki. – I co, przydaje się?

      – Skoro przywiało mnie w twoje ramiona, to chyba tak.

      – Aha – skwitowała.

      Obiecała sobie, że to był pierwszy i ostatni raz. Kolejny przyszedł trzy miesiące później. Nie było żadnego koncertu ani klubu. Po prostu zapukała do jego drzwi i rozpięła bluzkę. Jeśli miała robić to z kimś, komu ufała i kto by jej nie skrzywdził, adres mógł być tylko jeden. Znów było dobrze, nawet lepiej niż wtedy, po irlandzkim stepowaniu. Chciał, żeby została na kolejny dzień. Zadzwoniła do matki i poprosiła, żeby zajęła się Sylwią. Skłamała, że nagle wypadła ważna robota pod miastem i musi zostać na miejscu do niedzieli. Chodziła po jego mieszkaniu w jego koszuli i skarpetach. Potem znów wylądowali w łóżku. Nie myślała o nim jak o kimś na stałe. Potrzebowała jednak, by był przy niej i co jakiś czas mówił w zrozumiałym dla niej języku, czasem rozśmieszył. Jeśli chcesz zdobyć kobietę, to ją rozśmiesz, słyszała to tyle razy i w tym wypadku to się sprawdzało. Zadziwiać też potrafił. Kiedy zobaczyła jego kolekcję modeli okrętów wojennych, zdębiała. W sypialni, naprzeciwko szerokiego łóżka, na półkach stały ich dziesiątki. Nawodne i podwodne, pomalowane na biało, szaro i w cętki moro. Z flagami USA, Polski i Japonii.

      – Jesteś wariat – powiedziała, zadzierając głowę. – Serio, świrus.

      Stanął za jej plecami i objaśniał, że to Bismarck, a to USS Gerald R. Ford, najdroższy okręt świata. Oczy mu płonęły, kiedy wskazywał palcem, gdzie mieści się moduł ogniw paliwowych, a gdzie wyrzutnia torped. Był w swoim świecie ręcznie sklejanych modeli pachnących farbami i klejem. Największe dziwo stało w salonie za kanapą. Półtorametrowe akwarium z zatopionym w wodzie 941 Akułą/Tajfunem.

      – Rosyjskie monstrum w miniaturze. Jakby postawiło się oryginał na dziobie, byłby taki jak Pałac Kultury – westchnął z rozkoszą. – Większego nie ma. Cudo.

      Gdy to powiedział, zmienił kolor oświetlających statek reflektorów z ciepłego żółtego na chłodny biały.

      Był miły, wręcz słodki, i do tego sfiksowany. Tak go określała. Nic poza tym, przynajmniej na razie. Jeśli poczuje coś więcej, sama mu o tym powie.

      – Zatem nie z tęsknoty? – upewnił się, wypatrując z nadzieją jakiegokolwiek sygnału mówiącego, że jest inaczej. Była myślami gdzie indziej, nie mógł mieć pojęcia, że nawet dość blisko, w jego mieszkaniu z szerokim łóżkiem, zaciągniętymi zasłonami, które odgradzały ich od świata, i kolekcją sklejanych modeli okrętów.

      – Co mówisz?

      – Nic, nieważne – odparł, widząc jej rozkojarzone spojrzenie. – Mam mało czasu, więc mów, co cię przygnało. Muszę zaraz wracać do roboty, mam raport do skończenia na wczoraj.

      Julia obróciła się przez ramię dla pewności, że mogą rozmawiać swobodnie.

      – Chodzi o sprawę Rawskiej.

      Górny uniósł brwi.

      – Rawskiej?

      – Kobiety z Michałowic. Oskarżono ją o zabicie syna w Nowy Rok. Głośna sprawa z zeszłej zimy.

      Górny wypuścił powietrze z płuc.

      – Wiem, kim jest Rawska.

      – Sprawę prowadził Jarecki pod skrzydłami prokurator Sierackiej.

      – Zgadza się. Ty odprawiałaś wtedy pokutę.

      – Za grzechy, których nie popełniłam.

      – Nigdy w to nie wątpiłem. Ale koniec końców to on wygrał i poprowadził sprawę roku. Wypłynął na śmierci tego dzieciaka, do tej pory trzyma na ścianie nad biurkiem artykuł o tym zabójstwie.

      – Psychol. Powinien wytapetować cały komisariat swoim własnym zdjęciem w różnych pozach. To go najbardziej podnieca.

      Julia odgarnęła włosy z czoła. Zbyt gwałtownie, by Górny miał uznać, że był to zwykły odruch.

      – Odpuść wreszcie. Upadek z tronu na bruk na pewno cię zabolał, ale po co w tym tkwić.

      Zaśmiała się nerwowo.

      – Już dawno się podniosłam. Poza tym nie jestem dzieckiem, żeby płakać z powodu guza.

      – Po co więc pytasz o sprawę Rawskiej?

      Julia wyciągnęła przed siebie ręce i położyła je na stole. Gdy zmełła papierową serwetkę, odrzuciła ją na bok i zabrała się do kręcenia młynka palcami.

      – Potrzebuję informacji – powiedziała przyszpilona niecierpliwym wzrokiem Górnego. – Chcę, żebyś pomógł mi je zdobyć – dodała.

      W pierwszym odruchu chciał się roześmiać, ale zamiast tego zatrzymał rozkręcone palce Julii, nakrywając je swoimi dłońmi, i przycisnął je do blatu stolika.

      – O czym


Скачать книгу