Czarne ziarno. Marta Zaborowska

Czarne ziarno - Marta Zaborowska


Скачать книгу
Leona pojawił się na nim. Kupił nawet wiązankę ze wstążką „Kochanemu synowi, ojciec”. Gdyby to nie było takie tragiczne, byłoby nawet śmieszne.

      – Rozmawiałaś z nim?

      – Nie, nie byłam w stanie. Co właściwie miałabym mu powiedzieć? Że gdyby nie wystawił walizki Leona za drzwi, mój brat nadal by żył? Bo przecież od tego wszystko się zaczęło, od chwili, kiedy Leon wprowadził się do nas. Poza tym ojciec Leona szybko ulotnił się z cmentarza, nie poczekał do końca pogrzebu. Oparł przyniesiony wieniec o sąsiedni pomnik i zwiał. Więc chyba jasne, że nie chciał ze mną gadać.

      Widząc, że Julia znów otwiera usta, Maria pochyliła się nad stołem i spojrzała chłodno w jej oczy.

      – Jeśli kolejne pytanie ma dotyczyć mojego starego, niech je sobie pani daruje. Nigdy go nie widziałam. To pan nikt, wielki nieobecny. – Maria zaszurała po podłodze nogami w wysokich butach. – Pewnie teraz myśli pani, że to, co pisały gazety, porównując nas do społecznej patologii, to żadna przesada?

      Julia sięgnęła po płaszcz i nie wstając z krzesła, zarzuciła go sobie na ramiona.

      – Myślę, że wasza matka narobiła sobie w życiu cholernie dużo problemów.

      Koperta z plikiem banknotów wciąż leżała na stole.

      – Mam do sprzedania jeszcze laptopa… – Na widok zbierającej się do wyjścia Julii oczy dziewczyny powiększyły się. – Jest stary, ale jeszcze na chodzie.

      Julia podniosła się i wsunęła ręce w rękawy płaszcza.

      – Nie trzeba.

      – A więc nic pani nie zrobi?

      Zacisnęła usta i wyćwiczonym ruchem ponownie naciągnęła na dłonie długie rękawy swetra. Oparła łokcie o blat stołu i spuściła głowę. Nie zwracała uwagi na otwierające się i trzaskające drzwi Prasowego ani na pojedyncze pokrzykiwania ludzi ustawiających się do kasy po poranną kawę. Julii wydało się, że ciało tej i tak drobnej dziewczyny skurczyło się i skarłowaciało.

      – Studiujesz?

      Ręce uwięzione w rękawach swetra powoli się wysunęły.

      – Na SGGW. To dopiero pierwszy semestr.

      – Nie wiem, jak ty, ale ja bez laptopa nie przeżyłabym na studiach jednego dnia. Poza tym twoja matka musiała na niego oszczędzać pewnie z rok i nie chciałaby, żebyś się go pozbyła, płacąc komuś za trzy tygodnie roboty.

      Maria popatrzyła na stojącą przed nią kobietę osłupiałym wzrokiem.

      – Czyli że co? – wykrztusiła, nieudolnie powstrzymując uśmiech, który odruchowo cisnął się jej na usta. – Weźmie pani tę sprawę?

      Julia włożyła zdjęcie rodziny Rawskich do kieszeni płaszcza.

      – Pogrzebię, gdzie trzeba, ale jak już powiedziałam, nie mogę ci niczego obiecać.

      Maria poderwała się i stanęła wyprostowana jak struna naprzeciwko Julii. Zgarnęła ze stołu szarą kopertę z pieniędzmi i wyciągnęła przed siebie dłoń.

      – Nie teraz. – Julia pokręciła głową. – Zapłacisz mi całość, jeśli się uda. Jeżeli nie, wezmę połowę.

      – Za stracony czas?

      – Posłuchaj mnie, Mario. To, co dzieje się teraz z twoją matką, być może nie jest dziełem żadnego przypadku ani błędu w śledztwie. Jeśli naprawdę zabiła…

      – Pójdzie siedzieć, a ja pogodzę się z prawdą – dokończyła Maria z kamienną twarzą.

      – Musisz być na to przygotowana. To może boleć.

      – Wiem, czym jest ból – odpowiedziała z goryczą w głosie. – Chcę wiedzieć, kto i dlaczego zamordował mojego brata.

      Chwyciła puste szklanki i talerzyk z okruchami słodkiej bułki i pobiegła do stojaka na brudne naczynia. Julia patrzyła na jej plecy kołyszące się w rytm stawianych kroków i na dziesiątki unoszących się w takt ruchów dziewczyny dredów.

      – To od czego zaczynamy? – Maria wróciła do stolika z błyszczącymi oczami.

      Ruszyły w kierunku drzwi, Julia postawiła kołnierz płaszcza i mocniej zawiązała apaszkę pod szyją.

      – Od umowy. Podeślę ci ją do podpisania, taka procedura. Potem zgłoszę się do prokuratury z zawiadomieniem o wszczęciu prywatnego dochodzenia. No a potem… potem będę chciała informacji. Podasz mi nazwiska, adresy i wszystkie kontakty, o które cię poproszę. Listę pytań dostaniesz ode mnie mailem jeszcze dziś. Potem spotkamy się ponownie. Opowiesz mi ze szczegółami, jak wyglądała noc, w której zginął Leon.

      – Powiem wszystko, co wiem.

      Kiedy ucichł ciężki odgłos kroków dziewczyny w martensach, Julia rozpięła zamek torby i wyjęła komórkę. Odszukała nocnego esemesa od Adama Górnego. Nie mogła czekać z ich spotkaniem do piątku, musiała zobaczyć go jak najszybciej. Odpisała krótko: „Dziś w południe w Green Caffè Nero przy Grzybowskiej”.

      Rozdział III

      Pociąg relacji Kraków—Warszawa zatrzymał się na Dworcu Centralnym dwie po dziesiątej. Wysiadła z niego trzydziestopięcioletnia kobieta ubrana w krzykliwie czerwony płaszcz ściśnięty w talii paskiem i wykończony pod szyją farbowanym na bordowo kołnierzem z lisa. Poprawiła zsuwający się na czoło kapelusz z małym rondem, spod którego wypływały blond włosy sięgające ramion, i odgarnęła je od twarzy ostrożnym ruchem. Lekkie fale co rusz wplątywały się w wiszące przy uszach diamentowe kolczyki z białego złota – pamiątkę nabytą u Cartiera podczas jej ostatniej wizyty w Barcelonie. Gdy uznała, że kwestię włosów ma załatwioną, pociągnęła za sobą małą weekendową walizkę na kółkach z przyczepioną lotniczą etykietą i ruszyła w kierunku ruchomych schodów prowadzących do wyjścia z peronu.

      Zanim stanęła na pierwszym stopniu, zatrzymała się jeszcze na chwilę przy betonowym koszu na śmieci. Wyjęła z kieszeni płaszcza chusteczkę z odciśniętym kilka minut temu śladem szminki i rzuciła ją na dno kubła. Z drugiej kieszeni wyjęła puderniczkę. Spojrzała dyskretnie w lusterko, sprawdzając, czy usta pociągnięte pomadką nie rozmazały się. Nie zmieniły kształtu, oblizała je więc tylko koniuszkiem języka, aby nabrały lekkiej wilgoci.

      Kobieta wjechała na górny poziom dworca i przystanęła przy kiosku z gazetami. Wysupłała z portfela monetę i położyła ją przed młodym sprzedawcą w zamian za miętowe drażetki Orbit. Kiedy odświeżyła oddech, spojrzała na zegarek. O tej godzinie wszystkie sklepy w sąsiadującym z dworcem centrum handlowym powinny być już otwarte. Upewniła się, które przejście podziemne doprowadzi ją do Złotych Tarasów, po czym ruszyła tunelem w ich kierunku. Lekka, niemal pusta walizka, załadowana jedynie kilkoma kosmetykami i jedną zmianą bielizny, potoczyła się w ślad za nią.

* * *

      Adam Górny wstał od stolika i pomógł Julii zdjąć płaszcz, po czym odsunął krzesło i eleganckim ruchem wskazał jej miejsce pod ścianą.

      – Nie mogłaś wytrzymać do piątku?

      – Cztery dni to wieczność. Stęskniłam się.

      Wykonał zachęcający ruch ręką.

      – Okej, mów dalej. Podoba mi się.

      – Każdy dzień bez ciebie to męka – dopowiedziała bez zastanowienia. – I bezpowrotnie stracone chwile. Jeszcze?

      – Wystarczy, ale lubię, jak kłamiesz w słusznej sprawie. – Górny pojaśniał.

      Lubiła na niego patrzeć. Dostał dobry zestaw genów, które czyniły go nie tylko przystojniakiem, lecz także człowiekiem z


Скачать книгу