Alopecjanki. Marta Kawczyńska
myśl, że najgorsze wróci, znowu będę leżeć i cierpieć bez końca. Bardzo się tego boję – wyjaśnia.
Mocno wierzy, że to, co teraz robi, jest wartościowe i może być ciekawe dla innych. Bez problemu pokazuje na zdjęciach w mediach społecznościowych łysą głowę i nagie ciało.
– Jeszcze w gimnazjum lubiłam przeprowadzać sama ze sobą wywiady. Mam potrzebę atencji, choć równocześnie bywam nieśmiała. Nie widzę w potrzebie atencji nic złego, o ile coś za nią stoi. Przerażają mnie kariery takich osób, jak Kim Kardashian czy patocelebrytki Marty Linkiewicz. Czy kocham swoje ciało? Różnie, czasami kocham, czasami nienawidzę. Bywa, że ciało i jego potrzeby ciążą mi, przeszkadzają, a jeśli je zaspokajam, czuję się zażenowana.
Zuzanna przyznaje, że zawsze czuła się w domu akceptowana. Dzięki temu ze swojej odmienności uczyniła znak rozpoznawczy.
– Mama nigdy nie dała mi odczuć, że jestem gorsza. Od początku choroby traktowała mnie tak samo jak wcześniej. Owszem, chciała, i pewnie do dziś chce, żebym była całkowicie zdrowa. Nie pozbędzie się tego pragnienia nigdy, ale takie są mamy. Jestem silna, bo pogodziłam się ze swoją chorobą, zaakceptowałam odmienność. Tak mi się wydaje – mówi.
Do chodzenia bez turbanu i „oswojenia” łysej głowy namówił ją kolega, dziś również artysta, Mikołaj Tkacz.
– Miałam zacząć, gdy skończę osiemnaście lat. Tak się umówiliśmy. Nie dotrzymałam słowa, zaczęłam chodzić bez chusty wcześniej – wspomina.
W procesie samoakceptacji pomogła jej bardzo pierwsza miłość.
– To było wielkie uczucie o terapeutycznej mocy. Mieliśmy oboje po czternaście albo piętnaście lat. Był zafascynowany moją odmiennością. Sam miał również bardzo oryginalny styl. Nie był ze mną „pomimo tego”, ale między innymi właśnie dlatego, że traciłam włosy – mówi Zuzanna. – Pamiętam chwilę, gdy pierwszy raz zdjęłam przy nim chustę. Zrobiłam to pod kołdrą, żeby mniej się wstydzić. W ciemności głaskał mnie po głowie i całował łyse placki. Było to bardzo wzruszające.
Nie tak dawno na instagramowej poczcie Zuzi pojawiła się wiadomość od jednego z obserwatorów. Zwierzył jej się, że intensywnie namawia swoją ukochaną, aby ogoliła się na łyso.
– Pisał, że jego dziewczyna nie chce się zgodzić, ale on nie odpuszcza. Chce, żeby chociaż nosiła tzw. łyski – nakładki na głowę, używane w charakteryzacji. Nie zazdroszczę tej dziewczynie, ale myślę, że dla wielu samotnych alopecjanek istnienie takich fetyszystów to dobra wiadomość – Zuzanna się śmieje.
Wbrew pozorom jest wielu mężczyzn, którzy nie uciekają z krzykiem na widok „łysej baby”. Zadałam kilku z nich pytanie, dlaczego podobają im się kobiety „bez fryzury”. Odpowiedzi były różne. Jedni mówili, że takie dziewczyny kojarzą im się z uwielbianymi artystkami, takimi jak Sinead O'Connor czy Skin z zespołu Skunk Anansie, inni tłumaczyli, że taka kobieta wydaje im się bardziej zadziorna, drapieżna. Byli też tacy, u których widok kobiety bez włosów uruchamiał opiekuńcze instynkty.
– Moim chłopakom zawsze podobała się moja łysa głowa. Nie wyobrażam sobie innego związku – mówi Zuzanna.
Wzruszające czerwone plamki
Jej obecny partner, Wojciech Bąkowski, to artysta wizualny, autor filmów animowanych i muzyk. Jest od niej starszy o czternaście lat. O ich trwającym już osiem lat związku powstał film „Serce miłości” w reżyserii Łukasza Rondudy. W postać Zuzanny wciela się Justyna Wasilewska, Wojtka zagrał Jacek Poniedziałek.
– Nasza relacja jest gwałtowna, miłosna, pełna sprzeczności, dlatego też pewnie nadawała się na film. – Zuzia się śmieje.
Kiedy ktoś pyta ją, czy to jest miłość, odpowiada, że trudno jej to zdefiniować. Między nią a Wosiem, bo tak zwraca się do swojego partnera, jest rodzaj symbiozy, która w kilka minut może zamienić się w rywalizację.
– Mimo tych sprzeczności, mimo walki, kłótni i niesamowicie dziwnych akcji, po których inne pary dawno by się rozstały, my nadal jesteśmy razem i żyć bez siebie nie możemy – mówi.
Na randki chodzą do zoo albo spacerują po centrach handlowych, które podobają im się zwłaszcza tuż przed zamknięciem. Przy wspólnym śniadaniu zamiast wiadomości czy muzyki słuchają odgłosu trzaskającego drewna w kominku, który zagłusza irytujący ich odgłos mlaskania. Rzadko gdzieś wspólnie wyjeżdżają.
– Obydwoje dużo podróżujemy zawodowo. Ostatnio byliśmy co prawda razem w Bazylei, gdzie Wojtek otwierał swoją wystawę na targach sztuki. Zrobiliśmy sobie takie mikrowakacje, ale wyjazdy kojarzą nam się przed wszystkim z pracą – wyjaśnia Zuzia.
– Co scala wasz związek? – dopytuję.
– Mnóstwo czułości, wspólne zainteresowania, poczucie humoru, preferencje seksualne… Dużo tego jest. Na pewno więcej niż rzeczy, które nas dzielą. Mamy podobny poziom skłonności do dominacji i przekory. Bywamy wrażliwi na krytykę, ale i krytyczni. Myślę też, że tym, co nas scala w jedność, jest podobny stosunek do codzienności i ludzi. Jesteśmy mizantropami, ale nie odludkami. Nie wyobrażam sobie teraz życia bez Wosia – wyjaśnia.
Na jednej z pierwszych randek w zoo z Wojtkiem miała mocny nawrót atopowego zapalenia skóry.
– Moje ciało było pokryte mnóstwem czerwonych plamek. Strasznie swędziały. Niedawno przypomniał mi o tej naszej randce. Karmiłam jakieś zwierzę i rękaw odsłonił nakrapianą skórę. Zrozumiał wtedy, że mnie kocha. Te moje dolegliwości bardzo go wzruszyły, wzbudziły w nim instynkt opiekuńczy czy coś – mówi Zuzanna.
Wygląda jak Jerzy Stuhr
– Pamiętasz moment, w którym podjęłaś decyzję, że „od teraz będziesz Zuzanną Bartoszek, artystką”?
– To była naturalna kolej rzeczy. Życie jest tak absurdalne i krótkie, że nie wyobrażam sobie, że mogłabym zajmować się czymś innym niż poezją i sztuką. Żal mi czasu na „normalną” pracę. Mam dużą potrzebę ekspresji, chcę zostawić coś po sobie choćby na chwilkę dla kilku osób. Mam nadzieję, że uda mi się unikać normalnej pracy i powrotu na studia tak długo, jak tylko to możliwe – mówi.
Zuzanna chce teraz w swoim artystycznym rozwoju postawić na rysunek i pisanie. Jedno z wydawnictw zaproponowało jej nawet wydanie tomiku poezji.
– A co z modelingiem? – pytam.
– Myślę, że świat mody zainteresował się mną ze względu na chorobę, którą przekułam w atut. Moda to dla mnie taka zabawa na boku. Jestem przekonana, że nie potrwa zbyt długo. Świat mody w przeciwieństwie do świata sztuki jest okrutny i po trzydziestce wysyła na emeryturę. W sztuce i literaturze nie istnieje właściwie kryterium wieku – stwierdza.
Oprócz sesji dla Reserved Zuzia równocześnie brała udział w kampanii marki MISBHV.
„Pierwsza reklama M I S B H V w polskiej prasie nie służy sprzedaży T-shirtów. Ten layout jest manifestem tego, co ważne dla mnie, człowieka i projektanta: niezależności, siły, piękna umysłu. Wszystkie te wartości reprezentuje Zuzanna Bartoszek i mam nadzieję, że w tych dwóch stronach, które są dla mnie więcej niż reklamą, odnajdzie siebie wiele Polek” – napisała na Facebooku Natalia Maczek, współzałożycielka marki. Na zdjęciu Zuzia odwrócona jest plecami do obiektywu i jedyne, co ma na sobie, to chustka na głowie.
Wyznaje, że takie zdjęcia, na których może pokazać siebie, sprawiają jej przyjemność. Dzięki nim podbudowuje swoje ego. Nie wszyscy jednak się z nią zgadzają.
– Oczywiście, trafiały się negatywne komentarze. Ktoś napisał na Facebooku mały traktat o tym, że to epatowanie chorobą, że nie rozumie celu takiej kampanii itd. Połączył