Złudzenie. Charlotte Link

Złudzenie - Charlotte Link


Скачать книгу
uważał się przecież za świetnego biznesmena. Ale… no cóż…

      – Zdaje sobie pani sprawę z tego, co pani mówi? – wysapała Laura.

      Melanie powoli skinęła głową.

      – Bardzo mi przykro. Nie tak powinna była pani się o tym dowiedzieć. A już na pewno nie ode mnie. Tylko ja wiedziałam, to oczywiste, przed sekretarką nie mógł tego ukryć. Musiałam mu przysiąc, że nikomu nie pisnę ani słowa. A już szczególnie pani. W tej chwili złamałam tę obietnicę, ale wydaje mi się, że w zaistniałych okolicznościach to bez znaczenia.

      Laura zmarszczyła czoło. Melanie chciała rzucić pracę u Petera i dlatego uważała, że nie obowiązuje jej dane słowo. Ale wyczuła podtekst.

      – W zaistniałych okolicznościach?

      Melanie przyglądała jej się uważnie.

      – A pani myśli, że go jeszcze kiedyś zobaczymy? Ja albo pani? Przecież przed chwilą sama pani powiedziała, że nie może się z nim skontaktować. Rozpłynął się, przepadł jak kamień w wodę. Pewnie już nawet nie ma go w Europie. Nie odezwie się już.

      A więc tak to jest, kiedy świat wali się człowiekowi na głowę. Wszystko dzieje się właściwie bezgłośnie, nie ma żadnych grzmotów, a przecież zawsze myślała, że koniec świata musi być głośny. Jak trzęsienie ziemi, podczas którego wszystko z łoskotem wali się w gruzy.

      A to było takie ciche trzęsienie. Ziemia zakołysała jej się pod nogami, wszędzie widziała pęknięcia, coraz szersze rysy, przeradzające się w przepastne otchłanie. W milczeniu, bezdźwięcznie, jakby oglądała w telewizji film katastroficzny. Bez dźwięku, żeby obrazy nie były takie przerażające. Inaczej byłoby za głośno. Za głośno, żeby to znieść.

      – Może pani jednak usiądzie. – Głos Melanie docierał jak z oddali. – Wygląda pani, jakby miała zaraz zemdleć.

      Nawet własny głos słyszała jak przez mgłę.

      – Nie zrobiłby tego. Nie zrobiłby tego ani mnie, ani naszej córeczce. Mamy dwuletnie dziecko! Nawet gdyby zostawił mnie, nie odszedłby od Sophie! Nigdy w życiu!

      – Być może nie był taki, jakim go pan widziała – zauważyła Melanie.

      I nagle Laura zrozumiała: „Ona się tym napawa! Napawa się tym, że to ona powiedziała mi prawdę. Sfrustrowana stara krowa!”.

      Dała ujście swemu oburzeniu.

      – Nie każdą kobietę czeka taki sam los jak panią, Melanie – wycedziła nienawistnie. – Nie każdy mąż znika bez śladu. Są tacy, którzy tego nie robią. Peter pewnie teraz staje na głowie, żeby wszystko naprawić, a potem wróci. Chciałam panią poinformować, że nasze małżeństwo zawsze było bardzo udane.

      Melanie uśmiechnęła się współczująco.

      – I dlatego tak dobrze pani wiedziała o klęskach w jego życiu, prawda? Niewykluczone, że jutro wyrzucą panią z domu. I nie będzie pani miała dokąd pójść. Z małym dzieckiem. Nie wiem, czy można mówić o udanym małżeństwie, gdy facet robi coś takiego.

      – Pani mąż…

      – Mój mąż mnie zdradził i zostawił. Był dupkiem. Nigdy tego nie ukrywałam.

      Laura czuła, jak jej wściekłość zbija się w twardą gulę. Wściekłość, ale nie na pobladłą kobietę przed nią, która przecież niczemu nie była winna. Wściekłość na Petera, który zataił przed nią klęskę ich świata. Który doprowadził do tego, że stoi w deszczowe niedzielne popołudnie w jego gabinecie i dowiaduje się, że już od dawna żyła złudzeniami, że być może już za późno na ratunek. Za późno, by wróciły dobre czasy, by odeszły złe chwile.

      Nie zemdleje, choć Melanie pewnie się tego obawiała. Poczuła, jak wraca jej energia.

      – Choćbym miała siedzieć tu do rana, przejrzę wszystkie papiery – orzekła. – Muszę wiedzieć wszystko. Muszę wiedzieć, jak jest źle, bo to całe piekło rozpęta się nad moją głową. Pomoże mi pani? Zna pani system katalogowania.

      Melanie wahała się przez chwilę, ale zaraz skinęła głową.

      – Dobrze. Na mnie przecież nikt nie czeka. Nie ma znaczenia, gdzie i jak spędzam niedziele.

      – Dobrze. Dziękuję. Muszę zadzwonić, matka albo przyjaciółka muszą się zająć Sophie. Odwiozę ją i zaraz wrócę. Poczeka pani na mnie?

      – Oczywiście. – Melanie usiadła za biurkiem Petera i zaczęła płakać.

      – Papa? – zapytała Sophie.

      „A to dopiero początek koszmaru” – pomyślała Laura.

      8

      Nadine i Catherine wpadły na siebie przy tylnych drzwiach do restauracji. Nadine wracała do domu, Catherine zbierała się do wyjścia.

      Obie stanęły jak wryte i mierzyły się wzrokiem.

      Catherine pracowała od wielu godzin i miała świadomość, że wygląda jeszcze gorzej niż rano, o ile w jej wypadku było to w ogóle możliwe. Kłęby pary przy zmywarce do naczyń sprawiły, że jej włosy kręciły się niesfornie, a pryszczata twarz zaczerwieniła się paskudnie. Na ubraniu widniały plamy potu, pewnie też śmierdziała. „Idealny moment na spotkanie z piękną Nadine” – pomyślała gorzko. Nadine, choć tego dnia wyglądała blado i smutno – najwyraźniej płakała – i tak była niewiarygodnie piękną kobietą.

      Ilekroć Catherine widziała żonę Henriego, zadawała sobie pytanie, dlaczego życie jest takie niesprawiedliwe i okrutne. Dlaczego niektórzy dostają wszystko, a inni nic? Dlaczego Bóg, niby taki sprawiedliwy i dobry – za co kazał się wychwalać – nie zadbał, by dary trafiały do wszystkich po równo?

      Gdyby mogło się spełnić jej jedno jedyne życzenie, Catherine chciałaby wyglądać wypisz wymaluj jak Nadine. Abstrahując od faktu, że najbardziej na świecie chciałaby być żoną Henriego, ale gdyby wyglądała jak Nadine, zdobyłaby także jego. Jak to możliwe, by natura stworzyła coś tak doskonałego? Wysoka i zarazem bardzo zwinna, o szczupłych nogach, rękach i dłoniach. Oliwkowej skóry nie szpeciły żadne niedoskonałości. Szeroko osadzone, ciemne oczy koloru brązowego aksamitu mieniły się złotymi plamkami. Włosy, tego samego koloru co oczy, opadały na ramiona ciężką, lśniącą falą. Nic dziwnego, że Henri się w niej zakochał, a gdy się zorientował, że sam nie jest jej obojętny, robił co w jego mocy, żeby zdobyć Nadine. Opętała go myśl o małżeństwie z nią.

      – Och, Catherine – odezwała się Nadine i tym samym pierwsza przerwała pełne zaskoczenia milczenie, gdy tak stały naprzeciwko siebie. – Pracowałaś dzisiaj?

      – Mieliśmy istne piekło – odparła Catherine. – Henri nie radził sobie sam.

      – Kiepska pogoda skłania ludzi do wyjścia do knajp – mruknęła Nadine.

      „Coś takiego – pomyślała Catherine – też mi rewelacja!”

      – No cóż. W każdym razie bardzo miło z twojej strony, że mu pomogłaś – zapewniła Nadine. – Ja niestety znowu musiałam pojechać do matki. Jak wiesz, jest bardzo samotna.

      Z nieukrywanym obrzydzeniem patrzyła na twarz Catherine, ale nie skomentowała jej wyglądu.

      – Szczęśliwej drogi – powiedziała, choć Catherine była pewna, że wcale jej tego nie życzy. Miała w nosie, w jaki sposób kuzynka Henriego dotrze do domu, a najbardziej ucieszyłaby się, gdyby przepadła na zawsze.

      Catherine szła powoli w stronę samochodu, który zaparkowała po przeciwnej stronie od Chez


Скачать книгу