Hajmdal. Tom 2. Księżyce Monarchy. Dariusz Domagalski
przez Togarian, a tam posiadałby pełny dostęp do baz zaopatrzeniowych. W obecnej sytuacji, gdy został zmuszony do ucieczki i tułania się po kosmosie, właśnie tego wsparcia najbardziej brakowało.
Na szczęście tuż przed atakiem admirał zarządził manewry i wyposażenie bojowe zostało w pełni przygotowane. W magazynach znajdowała się wystarczająca liczba rakiet i torped, żeby drednot mógł samodzielnie prowadzić działania wojenne. Co prawda część wystrzelono podczas ćwiczeń artyleryjskich w wewnętrznym pasie asteroid, ale okręt nadal dysponował potężnym arsenałem. Nikt jednak nie przypuszczał, że „Hajmdalowi” przyjdzie się mierzyć z dwiema flotami wroga.
Po bitwie w systemie Epsilon Eridani drednot był w fatalnym stanie. Przywrócono sprawność głównych systemów, ale szesnaście sektorów nadal pozostawało rozhermetyzowanych, w kadłubie ziały olbrzymie dziury, jeden z silników manewrowych nie działał, połowa wyrzutni rakiet uległa uszkodzeniu, a baterie laserowe mogły strzelać tylko pod warunkiem przekierowania do nich całej mocy z osłon energetycznych. Nathaniel Kashtaritu zdawał sobie sprawę, że w takim stanie okręt nie przetrwa kolejnego starcia. Pozostawała tylko ucieczka.
− Obiekty zmieniły kurs – zakomunikowała chorąży Riley. – Lecą prosto na nas. Zwiększyły ciąg.
− Koordynaty?
− Plus dwieście trzydzieści, minus pięćdziesiąt dwa, minus trzydzieści osiem.
Liczby wyznaczały odległości w milionach kilometrów względem osi „Hajmdala”. Minusy i plusy określały pozycjonowanie z bakburty lub sterburty drednota, z góry lub dołu. Ten system od dawna funkcjonował na jednostkach, na których załogę stanowili ludzie.
− Wykryli nas – oznajmił Peters.
Admirał pokiwał głową.
− Nie ma na co czekać – rzekł. – Ogłosić czwarty stopień gotowości bojowej!
Cały personel ruszył na stanowiska, postawiono na nogi służby medyczne i ekipy naprawcze. Włączono silniki manewrowe, napęd nadświetlny i wszystkie aktywne sensory. Ukrywanie się nie miało już sensu.
− Sternik! – Kashtaritu zwrócił się do Jonathana Andersona, niskiego mężczyzny o zapadniętych policzkach, który jeszcze niedawno uchodził za najokrutniejszego pirata na rubieżach Galaktyki, a teraz wypełniał posłusznie rozkazy dowódcy „Hajmdala”. – Zwrot o trzydzieści pięć stopni i cała naprzód!
− Nie unikniemy starcia – zauważył Peters.
− Wiem – przyznał admirał. – Zyskamy jednak trochę czasu, zanim napęd nadświetlny się rozgrzeje.
− Rozumiem – odparł komandor.
Na konsoli stanowiska teledetekcji zamigotała zielona dioda. Belinda Riley natychmiast przywołała na hologram dane.
− Admirale – zwróciła się do dowódcy okrętu.
− Tak?
− Mam odczyt z lidaru.
− Melduj.
− To Velmeni.
Kashtaritu pokiwał głową, upewniając się w swoich przypuszczeniach.
− Klasa okrętów?
− Według wstępnej analizy mamy do czynienia z ciężkimi krążownikami.
Admirał zaklął, choć na tyle cicho, żeby nie usłyszała go obsada mostka. Nie chciał siać paniki wśród załogi, ale nie wyglądało to dobrze. Ciężkie krążowniki posiadały dużą przestrzeń magazynową, niezbędną do prowadzenia długiego pojedynku rakietowego. Oznaczało to, że wcale nie musiały zbliżać się do „Hajmdala” na odległość zasięgu dział laserowych.
Napęd nadprzestrzenny potrzebował dokładnie sześćdziesięciu trzech minut, aby rozgrzać się na tyle, żeby wykonać najkrótszy skok. To ograniczało możliwości wyboru systemów, do których mogli się udać. Kashtaritu miał wrażenie, jakby ktoś bawił się z nimi w przysłowiowego kotka i myszkę, próbując zwabić w pułapkę. W tym wypadku zaś zmusić do ucieczki w stronę określonego układu planetarnego.
− Za ile wejdziemy w zasięg rakiet nieprzyjaciela? – zapytał.
− Czterdzieści siedem minut – odpowiedziała natychmiast Riley, bo już wcześniej poleciła komputerowi przeanalizować przyspieszenie „Hajmdala” oraz obecną prędkość okrętów wroga.
Admirał spojrzał na chronometr, potem przeniósł wzrok na główny hologram, gdzie w prawym górnym rogu pojawiła się informacja o stanie gotowości napędu nadświetlnego. Dokonał błyskawicznej kalkulacji i wyszło mu, że przez jedenaście minut będą zmuszeni toczyć pojedynek rakietowy z czterema ciężkimi krążownikami. Jedenaście minut to podczas bitwy kosmicznej wieczność.
Rozparł się wygodnie w fotelu. Nic więcej nie mógł zrobić. Pozostało czekać.
Minęło dokładnie czterdzieści dziewięć minut od momentu, gdy admirał zadał pytanie o czas wejścia w zasięg nieprzyjacielskich rakiet, gdy okrętem wstrząsnęło. Boje ECM i wabiki nie poradziły sobie z salwą osiemdziesięciu pocisków nuklearnych, wystrzelonych z wyrzutni dziobowych czterech ciężkich krążowników. Z siedmiu rakiet, które przedarły się przez systemy defensywne „Hajmdala”, trzy zostały strącone przez lekkie działa laserowe, ale pozostałe cztery rozpruły kadłub w części dziobowej, niszcząc dwa magazyny i jedną wyrzutnię, która wraz z załogą zniknęła w potężnej eksplozji. Drednot nie wypadł jednak z kursu i ciągnąc za sobą krystaliczną mgiełkę uwalniającej się atmosfery, pędził do przodu, aby znaleźć się jak najdalej od ścigających ich velmeńskich okrętów.
− Zwrot o czterdzieści stopni na sterburtę! – Kashtaritu wydał rozkaz, ustawiając okręt tak, żeby móc wystrzelić z większej liczby sprawnych wyrzutni rakiet. Na prawej burcie było ich więcej. Wyczekał, aż drednot wykona skręt, i krzyknął: – Ognia!
Pociski pognały do celu.
W pełni sprawny „Hajmdal” mógłby posłać salwę burtową liczącą setkę pocisków, ale obecnie wyrzutnie wystrzeliły zaledwie dwadzieścia sześć rakiet. Drednot przypominał kalekiego olbrzyma, który opędza się od bandy karłów. Ciężkie krążowniki same w sobie były potężnymi okrętami, jednak każdy z nich miał rozmiary trzykrotnie mniejsze od „Hajmdala”.
Velmeńskie krążowniki wystrzeliły wabiki mające odciągnąć rakiety jak najdalej od okrętów. Na ekranie można było dostrzec odległe błyski. Nathaniel Kashtaritu przeniósł spojrzenie na hologram i zmełł w ustach przekleństwo. Żaden pocisk nie przedarł się przez obronę nieprzyjaciela. Admirał domyślał się, że krążowniki sprzęgły swoje systemy defensywne, co zwiększyło ich skuteczność.
− Jednostki wroga wystrzeliły drugą salwę pocisków – zameldowała Riley. – Dotrą do nas za osiemdziesiąt dwie sekundy.
− Ile do skoku? – admirał zwrócił się do stanowiska obsługi napędu nadświetlnego.
− Niecałe trzy minuty – odparł blady podoficer, zdając sobie sprawę, że nie zdołają uciec przed rakietami.
Kashtaritu spokojnie pokiwał głową, jakby spodziewał się usłyszeć taką właśnie odpowiedź.
− Wystrzelić wabiki! – rozkazał. – Manewry unikowe! Oficer nawigacyjny?
− Tak jest! – odpowiedział młody podporucznik ze stanowiska znajdującego się za plecami admirała.
− Wprowadzić koordynaty skoku – zarządził Nathaniel, który po tym, jak wyśledzono ich w systemie Suhail, wprowadził zasadę wyznaczania nowego celu tuż przed samym wejściem w nadprzestrzeń. Wierzył, że to pozwoli uniknąć namierzenia