W garnku kultury. Отсутствует

W garnku kultury - Отсутствует


Скачать книгу
tyleż marynowanej cukinii, kompoty, przeciery owocowe i dżemy. Przetwory spożywa się w domu przez cały rok. Raz czy dwa razy na miesiąc w gospodarstwie ma miejsce świniobicie. Oprócz tak zwanego rozbierania świniaka, co robi gospodarz przy pomocy najętego sąsiada, mięso dzieli na drobniejsze części i przerabia Wala. Robi z niego kiełbasy, przygotowuje kawałki polędwicy do wędzenia, szykuje wekowane konserwy mięsne. Dawniej małżeństwo hodowało świnie na sprzedaż, teraz, gdy dostosowanie do wymogów unijnych pociągałoby za sobą zbyt duże ich zdaniem koszty, ograniczyli oni produkcję tylko na własny użytek. Uczyniło tak wiele okolicznych gospodarstw, a czasem gdy niektórym uda się wdrożyć nałożone przez prawo wymogi, trzymają oni część inwentarza w dawnym drewnianym chlewie. Wtedy również tymi zwierzętami, hodowanymi na potrzeby własnego gospodarstwa, zajmuje się najczęściej kobieta.

      Według Danuty Markowskiej jedną z charakterystycznych cech rodziny chłopskiej jest jedność interesów rodziny z interesami gospodarstwa8. Warto jednak się zastanowić, co dzieje się, gdy pewne sfery życia domowego zaczynają być przez jego uczestników wyłączane z „interesów gospodarstwa”. Kilkadziesiąt lat temu uprawy i ogródek były sobie jakościowo bliższe. W obu praca była w dużej mierze pracą fizyczną, zaś w domu konsumowało się produkty pochodzące z obu tych przestrzeni. Zapasy zbóż z upraw były podstawą całorocznego przeżycia, co tydzień z mąki pieczono chleb, który teraz, podobnie jak mąkę, się kupuje. Od 2007 roku rolnicy mają prawo do hodowli i uboju zwierząt na własny użytek. W związku z tym tu również dokonuje się pewne rozdzielenie. Tam, gdzie hoduje się zwierzęta na większą skalę na sprzedaż, zajmują się nimi często mężczyźni, zaś przydomowa hodowla, tak jak przydomowe uprawy, opiera się na pracy kobiet. Praca mężczyzn zajmuje coraz mniej czasu, stając się coraz bardziej zmechanizowana. Rolnicy pozyskują dopłaty unijne na modernizację tych sfer gospodarstwa, za które to oni są odpowiedzialni. Wraz z tym procesem wykonywana ręcznie i długotrwała praca kobiet zaczyna być wpisywana w coś, co w odniesieniu do miasta bywa nazywane „sferą prywatną”. Wciąż istotny jest etos pracy rolnika, ale czynności związane z przetworami i ogródkami, słowem z wytwarzaniem jedzenia na własny użytek, a nie na sprzedaż, zostają z tego etosu wyłączone, stając się tym samym bliższe „nieodpłatnej pracy kobiet”, pracy w domu. Marjorie DeVault pisała, że praca kobiet związana z ogrodem czy kuchnią bywa często postrzegana w kategoriach „hobby”, a nie pracy: jako coś dodatkowego i nie niezbędnego9. W społecznościach, w których prowadzę badania, staje się to również widoczne. Praca ta zaczyna być, w szczególności przez mężczyzn, postrzegana jako coś dodatkowego.

      Wymienione obowiązki Wali jasno wskazują, że ilość czasu, który należy na nie poświęcić, jest znaczna. Obowiązki te są również przez same kobiety traktowane bardzo poważnie. Spotkałam się z opowieściami o wyjazdach, wizytach, a nawet operacjach przełożonych po to, by móc zebrać i przerobić zbiory. Jednocześnie kobiety same często wspominają, że pod względem ekonomicznym robienie tak wielkich ilości przetworów nie zawsze jest korzystne, na przykład dlatego, że ceny za owoce i przetwory w pobliskiej Biedronce są niskie i bardziej opłacalne byłoby ich kupienie. Pomimo tego we wszystkich domach, które objęte były moimi badaniami, istnieją nadwyżki domowych przetworów, konserw, mielonek itp. Nie funkcjonuje tu jednak, tak jak w mieście, pojęcie „mrożonek” jako „szybkiego jedzenia domowego” (w literaturze anglosaskiej określanego jako ready-made food10). Na wsi mrożonki są ucieleśnieniem obfitości, a co za tym idzie – potencjalnie gościnności, nie zaś szybkości. W mieście produkty gotowe, półprodukty itp. funkcjonowały jako coś, co miało pozwolić kobietom zająć się „pracą” – rozumianą jako praca zawodowa – a jednocześnie nie zaniedbywać rodziny, miało pozwolić „pogodzić obowiązki”. Wiejskie mrożonki są własnoręcznie przygotowywane przez kobiety (mogą to być np. siekane warzywa, upieczone ciasta czy przetworzone we własnym zakresie mięso). Ich funkcją nie jest zatem oszczędzanie czasu gospodyni, lecz „magazynowanie zapasów”. Żadna z kobiet nie wyrażała też w związku z tym chęci skrócenia czasu spędzanego w kuchni czy przyspieszenia pracy. W sferze oczywistości mieściło się przygotowywanie dziesiątek, a nawet setek słoików przetworów.

      Gotowanie, choć wyjęte zostało do pewnego stopnia z „interesów gospodarstwa”, nie zostało tu nigdy przeformułowane jako czynność, którą kobieta musi „pogodzić” z życiem zawodowym. Jak widzimy, nie oznacza to również, że gotowanie i prace domowe uznawane są za pełnowartościową pracę czy pracę w ogóle. Ta kwestia jest o tyle problematyczna, że w społecznościach o tradycjach rolniczych obowiązki wpisane w życie gospodarza wartościowane były zupełnie inaczej niż to, co za pracę uznaje się w mieście. Praca rolnika była pracą „na własnym”, granice rodziny i jednostki gospodarczej pokrywały się. Nie dochodziło do „sprzedaży własnego czasu”. Cały czas był „własny”, a jednocześnie cały czas, z wyjątkiem świąt, był czasem pracy. Podstawą funkcjonowania gospodarstwa była komplementarna praca i wiedza kobiety i mężczyzny. Jak pisał Roger Coleman w książce The Art of Work. An Epitaph to Skill, ta komplementarność pracy kobiety i mężczyzny była tym istotniejsza, że z przyczyn technicznych pewne czynności (podczas żniw czy świniobicia) należało wykonywać równolegle w tym samym czasie11. W dobie modernizacji praca mężczyzny ulega skróceniu, jest bowiem, po pierwsze, mechanizowana, a po drugie – może być delegowana: bardzo dużo obowiązków należących tradycyjnie do mężczyzn, takich jak prace budowlane, zbiory itp., zleca się podwykonawcom12. Praca kobiet natomiast, pomimo mechanizacji prac domowych, nie wydaje się ulegać takiemu skróceniu. Obecnie więc owa symultaniczność i komplementarność obowiązków mężczyzny i kobiety ulega rozmyciu. Tak jak praca mężczyzn zaczyna zbliżać się jakościowo do pracy utowarowionej, która posiada swój finansowy zamiennik, tak praca kobiet staje się czymś, co w badaniach Francis Pine określano jako „robotę”. Pojęcie to obejmowało zajęcia wykonywane w domu, w przeciwieństwie do wyżej wartościowanej pracy zarobkowej13. To, co robi kobieta, jest pracą, której – zdaniem moich rozmówców – nie można zlecić, a tym samym nie ma ona zamiennika pieniężnego. W gospodarstwie coraz bardziej urynkowionym i utowarowionym praca kobiety traci więc relatywnie na wartości.

      Jednocześnie warto zastanowić się nad drugą stroną pracy kobiet w domu. Sławomira Walczewska opisuje fenomen „matriarchatu domowego” – biernej, ukrytej, niejawnej i podstępnej władzy kobiet w rodzinie, która powiązana jest z czynnością jedzenia i jego przygotowywania. Autorka ta uważa, że matriarchat ten nie stanowi strategii emancypacyjnej, jest raczej jedną z powszechnie przyjętych – przynajmniej w naszym kręgu kulturowym – strategii umożliwiających kobiecie bycie przysłowiową szyją w rodzinie14. Jej władza jest tym samym niejawna, aczkolwiek faktyczna. Jest ona źródłem tego, co Warren Belasco nazywał czerpanymi z pracy w kuchni antagonistycznymi tożsamościami kobiety15. Z jednej strony gwarantuje to kobiecie władzę nad różnymi sferami życia rodzinnego, z drugiej zaś „dużym nakładem czasu i pracy okupuje matka swą wyróżnioną pozycję, swą niezbędność w rodzinie”16. Jakkolwiek nie wszystkie tezy Walczewskiej mają zastosowanie w kontekście wiejskim – jak na przykład stwierdzenie, że zjawisko to jest obecnie przeżytkiem ze względu na przemysł masowej produkcji jedzenia, który przejąć miał tę część kobiecych kompetencji – to jednak wiele z jej obserwacji jest inspirujących i wartych rozwinięcia. Najcenniejszą jest chyba właśnie spostrzeżenie o dwoistym charakterze owego „matriarchatu”, nie idą za nim bowiem wyróżnienia w sferze publicznej, przeważnie nie idzie


Скачать книгу

<p>8</p>

Zob. D. Markowska, Rodzina w społeczności wiejskiej – ciągłość i zmiana, w: I. Bukraba-Rylska, Socjologia wsi polskiej, Warszawa: Wydawnictwo Naukowe PWN 2008, s. 139.

<p>9</p>

Zob. M. DeVault, Feeding Work and Social Class, w: The Social Organization of Caring as Gendered Work, Chicago: University of Chicago Press 1991, s. 242.

<p>10</p>

Por. R. Moisio, E. Arnould, L. Price, Between Mothers and Markets. Constructing Family Identity through Homemade Food, „Journal of Consumer Culture” 2004, t. 4, s. 361–384.

<p>11</p>

Zob. R. Coleman, Art of Work. An Epitaph to Skill, London: Pluto Press 1988.

<p>12</p>

Zob. A. Krzyworzeka, Rolnicze strategie pracy i przetrwania. Badania w gminie Szumowo, praca doktorska w archiwum IEiAK UW, Warszawa 2009, s. 174.

<p>13</p>

Zob. F. Pine, Góralskie wesele. Pokrewieństwo, płeć kulturowa i praca na terenach wiejskich socjalistycznej i postsocjalistycznej Polski, w: Gender: perspektywa antropologiczna, red. A. Kościańska, R. E. Hryciuk, Warszawa: Wydawnictwa Uniwersytetu Warszawskiego 2005, s. 76–89.

<p>14</p>

Zob. S. Walczewska, Damy, rycerze i feministki. Kobiecy dyskurs emancypacyjny w Polsce, Kraków: eFKa 2006, s. 164.

<p>15</p>

Zob. W. Belasco, Food. Key concepts, New York: Oxford 2008, s. 41.

<p>16</p>

S. Walczewska, dz. cyt., s. 166.