Kepusie. Adrian Widram
błyskawicznie zerwał się na nogi i wziąwszy swój telefon radiowy, krzyknął:
– Gotów!
Lewą ręką przesunął dźwignię w dół i włączył pompy, które zaczęły wypompowywać wodę z dwóch komór umieszczonych na przodzie, a z trzeciej na końcu kadłuba. Po dwóch minutach górny kadłub „K-III” wynurzył się do połowy na powierzchnię wody. Wtedy Grey, skręcając kierownicą w lewo, obrał kurs na drugi wschód słońca.
– Relimedes zaraportował, że zaraz się całkowicie wynurzymy!
– Tylko do połowy. Wyłącz pompy i daj pełną moc silnika.
– Tak jest!
Po trzech minutach „K-III” osiągnęło maksymalną prędkość 420 kilometrów na godzinę. „K-III” jest łodzią podwodną napędzaną wodorem.
„Magnezal” to statek transportowy, który płynął do portu w Pikromedes. Na pokładzie miał pół miliona ton magnezu (stąd też nazwa statku), a magnez jest niezbędny do budowy antygrawitacyjnych kosmosamolotów. Załoga liczyła sześć osób. Transportowiec zaczął nabierać wody po tym, jak zderzył się z ortonalem. Ośmiocalowy kadłub statku został rozpruty niczym konserwa sardynek.
Ortonale to smoki, które pływały w praoceanie i ważyły dwa tysiące ton, wielkością dorówując statkom. Już z daleka widać je płynące pod powierzchnią wody. Ich ciała świecą kolorem ciemnożółtym. Na głowie miały siedem dużych par oczu czarnych jak okruchy kamiennego węgla.
Widocznie załoga „Magnezala” przez zabawę, jaką mieli na pokładzie, nie zauważyła niebezpieczeństwa. Ortonale nie atakowały kapusiów. Żyły z nimi w przyjaźni. Same żywiły się glonami. Najprawdopodobniej wynurzył się z dna oceanu, żeby nabrać tlenu niezbędnego do nurkowania na następną dobę (dla przypomnienia 32 godziny).
Załoga tonącego statku wdrapała się na jeden z kontenerów, w środku którego znajdował się ładunek. Statek już prawie cały został pochłonięty przez wodę. Sześcioosobowa załoga zaczęła dryfować na kontenerze, czekając na pomoc. Nie była pewna, czy ktoś odebrał ich S.O.S.
Po dziesięciu minutach dryfowania, które dla nich wydawały się godzinami, kucharz Aveni, rozglądając się po oceanie ujrzał szybko zbliżający się do nich statek. Wtedy krzyknął:
– Jesteśmy uratowani! Patrzcie! Patrzcie!
Wszyscy skierowali spojrzenia w kierunku drugiego wschodu i zaczęli krzyczeć i machać rękoma. Gdy przez peryskop Ketos ujrzał załogę na kontenerowcu, przez telefon pokładowy powiedział do Relimedesa:
– Zwolnić obroty silnika do jednego kilometra na godzinę!
Relimedes wykonał polecenie, przesuwając odpowiednią dźwignię do góry. „K-III” podpłynęła tak blisko do dryfującego kontenera, że każdy członek załogi po kolei jednym krokiem przeskoczył na kadłub ratowniczego statku. Najpierw przywitał ich Grey. Gdy szedł po górnym kadłubie, powiedział uśmiechając się:
– Witamy na pokładzie „Kepusia-III” i zapraszam do środka!
Jako pierwszy z ocalonych podał swą dłoń elektryk Archel, potrząsając energicznie ręką Greya.
– Dziękuję, dziękuję w imieniu moim i załogi – powiedział Archel.
Za nim weszli przez właz do wnętrza „K-III” wszyscy pozostali członkowie „Magnezala”. Jako ostatni z ocalałych z „Magnezala” wszedł konstruktor i biofizyk Ramzes i zamknął za sobą właz, obracając trzykrotnie wielkim kołem w lewą stronę.
– Pewnie chce się wam pić? – zapytał Grey.
– O taaak! – odpowiedzieli wszyscy chórem, drepcząc za nim gęsiego wąskim korytarzem.
Po zaprowadzeniu rozbitków do jadalni, oficer rzekł:
– Tutaj nasza kucharka Karen zaopiekuje się waszymi pustymi brzuchami, a ja teraz udam się do kabiny dowodzenia. To na razie – dodał jeszcze na odchodnym Grey, po czym odwrócił się na pięcie i zamykając za sobą drzwi, wymaszerował z kantyny.
Karen uśmiechając, się przyniosła kubki z gorącym mlekiem kokosowym.
– A może chcecie coś na ząb? – uprzejmie zapytała.
– Tak! – żarliwie odpowiedział Aveni.
– Za chwilkę wam przyniosę.
Po czym przyniosła placki ziemniaczane. Postawiła talerz na stole i spytała:
– Od jak dawna pływacie po tym sektorze?
Nic nie odpowiedzieli. Bardzo byli zajęci łapczywym spożywaniem placków.
Dopiero po jakiejś chwili odezwał się Aveni:
– Od połowy roku.
– A my badamy go już od kilku miesięcy. No proszę, i ani razu się nie spotkaliśmy.
Aveni, upiwszy łyk mleka, odparł:
– Bo my przeważnie pływamy w głębinach.
– To szczęście, że byliście tak blisko nas, bo rekiny miałyby z nas obiad! – dorzucił marynarz Ardos.
– Ech! Nie było jeszcze tak źle. Przecież siedzieliśmy na kontenerze – odezwał się Aveni.
– Nie mów z pełnymi ustami – upomniał Aveniego Relimedes.
W tym czasie do jadalni przyszła na swój obiad załoga „K-III”. W wejściu krzyknęli do gości:
– Cześć wam! Smacznego!
– Dziękujemy! – odpowiedzieli chórem rozbitkowie.
Załoga „K-III” przysiadła się do nowoprzybyłych, zajmując miejsca naprzeciwko, wzdłuż drugiej strony stołu. Karen przyniosła siedem kubków gorącego mleka i po ciastku kokosowym. Załoga „Magnezala” po spożytym posiłku i niedawnych emocjach poczuła się senna. Zwrócili się więc do nadchodzącego właśnie Ketoza, by wskazał im ich miejsca odpoczynku.
– Idźcie za Rademedesem. On was zaprowadzi.
Rademedes tylko skinął głową i zaprowadził ich do pokoju, na którego drzwiach widniał napis „k4m”.
Astrofizyk Kropek uporczywie wydzwaniał do stacji orbitalnej, ale nikt nie odbierał telefonu. Nie wiedział, że załoga „KX” zrobiła sobie imprezę z okazji dwustuosiemdziesiątych urodzin Tradola. Muzyka była włączona na cały regulator. Kropek zniecierpliwiony pięciominutowym oczekiwaniem już miał zrezygnować, gdy ktoś wreszcie odebrał. W tle słychać było piosenkę zespołu Qeryx.
– Halo?
– Tu Kropek. Dostałem polecenie od kapitan Procjona, by się z wami skontaktować z powodu szybko zbliżającego się niebezpieczeństwa.
– Do rzeczy, proszę! Co się dzieje?!
– Za 405 dni.
Po czym astrofizyk powtórzył to samo, co mówił kapitanowi.
Rethon zbladł. Zauważyła to reszta załogi, mimo że wszyscy byli zajęci tańcami. Coś się wydarzyło. Po minie Rethona widać było, że musiało wydarzyć się coś niedobrego. Tradol podszedł do wieży i wyłączył mp9, przyciskając guzik z napisem stop.
– To co mamy zrobić? – zapytał Rethon.
– Przygotujcie w orbiterze dodatkowe miejsce na ewakuację wszystkich Kepusiów!
– Wszystkich?! Na heurekę! Przecież tu będzie, jak w wesołym miasteczku. A poza tym, czy aby wszyscy się zmieścimy? Przecież nas jest tak dużo.
– Jakoś to będzie. Nie martw się zawczasu. Przecież w chwili zagrożenia Kepusie pomagają sobie nawzajem. Pamiętasz tę powódź sprzed 120