Kepusie. Adrian Widram

Kepusie - Adrian Widram


Скачать книгу
Sastoteles nie tańczył na urodzinach Tradola, bo był tak gruby, że po kilku minutach by się zmęczył. Siedział więc przy stole i zajadł tort oraz inne łakocie. Uważał, że po to się urodził, aby jeść.

      Rybak Orion, wszechstronnie uzdolniony wynalazca, dla odmiany tańczył szybko niczym śmigło helikoptera. To on skonstruował NGO (neutralizator grawitacji Oriona). Jest to urządzenie w kształcie dysku o średnicy 12 cm, które tysiąckrotnie zmniejszało ciężar. W 5068 roku dostał za ten wynalazek keponobla.

      Nymon i Hedrozaur, miały tą wspaniałą cechę umysłu, która dała mu umiejętność wyjścia z każdej niebezpiecznej sytuacji, byli najlepszymi przyjacielami.

      Obok niego tańczył Amenol, ściane podpierał Kedaron który lubił się huśtać. Kedaron wszystko widział w kolorowych barwach. Zbudował termometr z własną skalą.

      Siedząc przy otwartym oknie, zasłuchani w szelest liści drzew, Einstain, Korfel, Pozyton i Neutron pili gorące mleko ze swoich kubków. Einstein o sierści brązowej i kręconych włosach zajmował się teorią mechaniki kwantowej, którą sam wymyślił, oraz kosmologią, to jest genezą i ewolucją wszechświata. Był odkrywcą cząstki Kachion, poruszającej się z prędkością trzysta razy większą od prędkości światła. Spojrzał na Pozytona i uśmiechając się, powiedział:

      – A ta tajemnicza eksplozja, która miała miejsce nad lasem pięć tysięcy kilometrów od Nikomedesa 178 w dniu 50.112 roku została wyjaśniona?

      – Tak. Przypominam ją sobie. Oglądałem to w programie SEQUAX. Ten tajemniczy wybuch nazwany został meteorytem Nikomedesowym. Badał go Kezon. Według niego siła wybuchu miała sto megaton energii. Kezon wyliczył z rozmiarów zniszczeń, jakie zastał po przyjeździe na miejsce. Las był powalony w promieniu stu pięćdziesięciu kilometrów od centrum wybuchu .

      – Nie do wiary! Sto megaton!? To jak bomba kwazarowa.

      Neutron wstał i zaczął spacerować po pokoju. Z zawodu chemik kwantowy i zgodnie ze swoim zawodem starał się możliwie najdokładniej rozwiązać równanie w celu opisania rzeczywistości.

      – A może to jest kawałek antymaterii z kosmosu, który wtargnął w atmosferę naszej planety?

      – Możliwe – odpowiedział Pozyton.

      Imię Pozyton pochodzi od niepoprawnie pozytywnego myślenia właściciela tego imienia, gdzie jego ulubione powiedzenie brzmi: „Jakoś to będzie”.

      – Widzę, że znasz się na archeologii – powiedział Einstain.

      – Trochę interesuję się tą dziedziną. Od kilku lat to moje hobby.

      – Legendę o tym wybuchu w mieście Nikomedes opowiada się do dziś —zauważył Korfer. – Mieszkałem tam ponad 120 lat.

      – Ja tam uważam, że to jest to nieudane lądowanie statku ASOP (Obcy Statek Pozaplanetarny, czyli Alien Ship Off Planet, wymawia się asopy ).

      Do rozmowy wtrącił się Einstain:

      – Ale macie bujną fantazję! Myślę, że jest to zabłąkana planetoida (skalista bryła o średnicy większej niż 4 kilometry). Gdy weszła w atmosferę Koto, to wskutek tarcia jej wewnętrzne ciśnienie rozerwało ją na strzępy. Stąd ten wybuch. Albo jest to kosmiczny gruz, jaki pozostał po okresie formowania się naszego systemu sprzed 7,5 miliarda lat. Krótko mówiąc, są to pozostałości, które nie zostały wkomponowane w planety i ich księżyce.

      – A może zrobimy wyprawę do tego lasu? Co wy na to? – rzucił propozycję Pozyton. – Na pewno będzie fajnie? Pionolot nas wysadzi dziesięć kilometrów od doliny, w której był ten wybuch. To jak?

      – Pomyślę – odpowiedział Neutron.

* * *

      Drugie Słońce znajdowało się już w połowie swej wędrówki do zachodu, kiedy Tradol, Naproxen i Deinos maszerowali obrzeżem miasta Hezon. Wybierali się poserfować na swoich deskach. Każdy przyciskał do piersi swoją dechę. W miarę zbliżania się do celu, otaczający widok zaczął wzbudzać zainteresowanie Kepusiów. W oddali ujrzeli przed sobą jasnożółtą pływającą wyspę, wyrastającą wprost z lazurowego oceanu.

      Deinos krzyknął:

      – Kto ostatni na wyspie, ten będzie ropuchą!

      Wszyscy spojrzeli na niego i rzucili się biegiem w kierunku nieznanej wyspy, nie wypuszczając z objęć swoich desek. Rzucili je na wodę, następnie położyli się na nich i wiosłując rękami, zaczęli nabierać prędkości. Wtedy poniosła ich fala, a w połowie drogi znikła tak samo nagle, jak się pojawiła. Naproxen zaczął ze wszystkich sił machać rękami, by po chwili wyprzedzić kolegów. Z uśmiechem przechwalał się:

      – Dobrze, że jestem taki szczupły… hehehe… To dlatego tak szybko płynę!

      – Nie marudź – skarcił go Tradol.

      Naproxen pierwszy dopłynął na brzeg wyspy. Stał i chichotał, a do zbliżającego się Deinosa rzekł:

      – To już wiemy, kto będzie ropuchą!

      – Tak – odpowiedział Deinos, śmiejąc się: – Tradol!

      Po kilku minutach dopłynął Tradol i sapiąc wygramolił się z wody, ciągnąc za sobą swoją deskę. Potem rzucił ją na plażę i rzekł:

      – Ooo, wielkie mi zawody. Nie chciałem was wyprzedzić, żebyście mieli radochę.

      Po czym zmęczony bachnął się na plażę, a Naproxen i Deinos zwijali się ze śmiechu.

      Deinos był rolnikiem. Ogarnął wzrokiem wyspę i powiedział do Tradola:

      – Wstawaj, dosyć tego leniuchowania! Przygody wzywają!

      Grymasząc coś pod nosem, Tradol powoli gramolił się na nogi. Zaczęli iść.

      Wyspa w większości była porośnięta trawą barwy ciemnozielonej, na której rosły drzewa pięćdziesięciometrowej wysokości, które wydawały się wprost olbrzymami w porównaniu z Kepusiami, których przeciętny wzrost wynosił 180 centymetrów. Ogrodnik Naproxen pierwszy dojrzał czerwone owoce w kształcie kulek, zwisające z gałęzi drzew pod lancetowatymi liściami. Podekscytowany wykrzyknął natychmiast:

      – Patrzcie w korony drzew!

      – Spróbujmy tych owoców – zaproponował Deinos.

      A Tradol dodał:

      – Wejdź na drzewo, Naproxen, i urwij kilka tych owoców.

      Naproxen, wbijając pazury w korę, zaczął się wspinać na drzewo.

      Deinos, przyglądając się wspinaczce przyjaciela, powiedział do Tradola z powątpiewaniem w głosie:

      – A może te owoce są trujące?

      – Eeee tam, co ty gadasz. To jest pewnie jakiś słodki owoc, którego my jeszcze akurat nie znamy. Pomyśl, że będziemy pierwszymi, którzy go spróbują, że jesteśmy odkrywcami nieznanego gatunku rośliny.

      Tradol cały dumnie się nadął.

      Naproxen po dotarciu do korony drzewa zawołał:

      – Hej! Uwaga! Ścinam! Łapcie!

      Po czym, wysunąwszy pazur z palca prawej ręki, przeciął nim łodygę owocu. Wtedy powoli zaczął złazić z drzewa. Jednak zanim na dobre zsunął się z wierzchołka drzewa, to przez chwilę skoncentrował swoją uwagę na otoczeniu. Widział liście lancetowate, pachnące skórzaste kwiaty w kolorach białym lub zielonym, zgrupowane po około cztery do maksymalnie szesnastu w kątach liści.

      Deinos lewą ręką złapał owoce kształtem przypominające wrzeciono. Wziął jeden do pyszczka i łapczywie go rozgryzł, by po chwili gwałtownie wszystko wypluć.

      – Tfu! Błe…! To jest gorzkie!

      Naproxen, który


Скачать книгу