Hayden War. Tom 1. Na Srebrnych Skrzydłach. Evan Currie
Od dłuższego czasu potrzebowali jakiegoś zajęcia.
– Dziękuję. Niech spojrzą także na to. – Sorilla położyła na stole kawałek łapy dziwnego stwora, który zaatakował ich w dżungli. – Idę przygotować meldunek dla Floty. Będę mogła wysłać go w nocy, gdy wzejdą księżyce. Będę wdzięczna za jakieś opisy z pierwszej ręki tego, co się działo, gdy kolonia została zaatakowana. Jeśli potrzeba, dostarczę sprzęt nagrywający.
– To nie będzie potrzebne. Tego typu urządzeń mamy mnóstwo.
Pokiwała głową. Tego można się było spodziewać. Każdy naukowiec zawsze ma przy sobie przynajmniej podręczny komputer.
– Będę miał to o zmroku – obiecał Samuel. – A także to, co uda nam się wydumać na temat tego. – Wskazał przedmioty leżące na stole.
– Bardzo dziękuję.
***
Zgodnie z obietnicą Samuel dostarczył kalkulacje w ciągu kilku godzin, jednak to, co miał do powiedzenia na temat kamiennego golema, wzbudzało szczególne zainteresowanie.
Po pierwsze, to nie była skała. Struktura opierała się na krzemie, ale miała mniej więcej tyle wspólnego ze skałą, ile ludzkie ciało z diamentem. Cały kawałek poprzecinany był siecią mikroskopijnych włókien, przypominających układ nerwowy. Żaden z naukowców jeszcze nie widział takiej budowy, więc każdy z nich rwał sobie włosy z głowy, żałując, że nie ma dostępu do laboratoriów stacji badawczej i ich wyposażenia.
Tak czy inaczej, meldunek gotów był o zmroku, przynajmniej główna jego część. Sorilla dodała do niego wspomnienia kolonistów i teorie, które wysnuli akademicy Samuela, a następnie wprowadziła koordynaty transmisji. Nadajnik zamruczał radośnie, meldując gotowość do pracy, i umilkł, czekając na dalsze polecenia. Odległość do księżyca była spora, więc chwilę zajęło oczekiwanie na sygnał zwrotny, potwierdzający połączenie.
Westchnęła z ulgą, kiedy system odpowiedział brzęczeniem, odzywającym się bezpośrednio w jej uszach, połączonych z nadajnikiem za pomocą implantu. Wojskowy przekaźnik nadal był na miejscu i miała z nim łączność. Odruchowo sprawdziła czas na HUD-zie, stwierdzając, że ma jeszcze pół godziny, zanim satelita wyjdzie z zasięgu.
Potrzebowała zaledwie kilku sekund.
Spakowała meldunek do pojedynczego impulsu, a potem czekała na potwierdzenie odbioru. Kiedy nadeszło, okazało się, że jest do niego dołączona wiadomość. Sorilla przerwała połączenie, a jej komputer sprawdzał informację, powiadamiając ją po chwili, że posiada odpowiednie kody deszyfrujące, by ją odczytać.
Kilka dni na Świecie Haydena, tuzin poświęconych istnień tylko dla tej jednej minuty.
Nie. Pokręciła głową.
„Nie tak prędko”. Meldunek był tylko pierwszym etapem. Zostało jeszcze mnóstwo pracy. Ponownie sprawdziła czas i policzyła szybko w myślach. Flota otrzyma jej wiadomość za mniej więcej czternaście godzin, o ile nadal przebywa w rejonie wyczekiwania. A potem wszystko będzie zależało od tego, jakie tam zostaną podjęte decyzje.
Dla niej praca dopiero się zaczęła. Niezależnie od tego, co postanowi dowództwo.
Zamknęła zestaw nadawczy, wzięła go i poszła do chaty. Tam położyła się i wpatrywała w sufit niewidzącym wzrokiem, odczytując informację z Floty.
fltcom pilne
do: wszystkich operatorów, operacja Jungle Savior
od: fltcomsol
temat: Uaktualnienie informacji rozpoznawczych
tekst:
Rozpoznanie dalekiego zasięgu wykryło ruchy okrętów w zasięgu Świata Haydena. Nieznana konfiguracja jednostek, nieznany system zasilania. Operacja Jungle Savior zostaje zawieszona, wszyscy operatorzy mają przejść do stanu beta i rozpocząć wykonywanie operacji Jungle Wind. Zielone światło dla celów dodatkowych. W załączniku nowa sytuacja rozpoznawcza.
podpisano: Jorgen Sweet, wiceadm. Dowódca USV Task Force 2.
Sorilla westchnęła, zamknęła oczy i zaczęła czytać załączniki. Jungle Savior była prostą operacją, krótkoterminowym zadaniem, mającym na celu przygotowanie do lądowania Floty na Świecie Haydena. Jungle Wind to coś zgoła odmiennego.
Sytuacja miała się wkrótce skomplikować.
Szybko przejrzała dane i wyłączyła wyświetlacze, następnie położyła się wygodniej. Mogła sobie na to pozwolić. Na Świecie Haydena miała spędzić dłuższy czas.
***
Światło poranka przebijało się już przez parasol drzew, kiedy Samuel zobaczył na swoim stole cień. Kiwnął głową Sorilli, która przystawiała sobie właśnie stołek i siadała z zatroskanym wyrazem twarzy.
– Problemy? – spytał, odrywając się od pracy.
– Możliwe – odpowiedziała wymijająco. – Powiedz mi coś, Samuel.
– Jeśli potrafię – odparł, odkładając pióro.
Kobieta przez chwilę patrzyła w ziemię, a potem podniosła wzrok.
– Ilu masz ludzi w obozie?
– Czemu pytasz?
– To podstawowe dane. Mój procesor ocenia na czterystu do pięciuset. Zgadza się?
Pokiwał głową.
– Tak. Nasza obecna populacja to czterysta dwadzieścia osiem osób. Niedawno było czterysta trzydzieści.
Sorilla pamiętała o stracie dwóch ludzi przy odzyskiwaniu zapasów. Odsunęła tę myśl i skupiła się na bieżących problemach.
– Jaka była populacja kolonii?
Zanim Samuel odpowiedział, upłynęła dłuższa chwila.
– Nieco ponad pięć tysięcy w stolicy. Reszta rozproszona jest na kontynentach.
Pokiwała głową.
– Gdzie jest reszta ludzi ze stolicy?
Samuel westchnął.
– O wielu z nich nie mamy pojęcia. Byliśmy rozproszeni, kiedy kolonia została zaatakowana. Niektórzy farmerzy, ich rodziny i pracownicy odmówili opuszczenia domów. Może część jest z nimi.
Sierżant spodziewała się tego.
– Sytuacja się zmieniła. Musimy się z nimi skontaktować.
Samuel potrząsnął głową i usiadł wygodniej.
– Co się dzieje?
– Muszę skontaktować się z każdym, z kim tylko można, zlokalizować jak najwięcej ludzi.
– To nie jest odpowiedź na moje pytanie – powiedział Samuel. – Myślałem, że rozpoznajesz miejsca do lądowania.
– Nie będzie lądowania – oznajmiła po prostu. – Przynajmniej w najbliższym czasie.
Samuel spojrzał na nią.
– Co się stało?
– Nakazano mi przejść do planowania długoterminowego, Becker. Nie znam wszystkich szczegółów, ale wszystko wskazuje na to, że gdzieś zrobiło się gorąco.
– Boże – wyszeptał, kręcąc głową. – Jak długo? Znaczy... nie mamy zapasów, by tu wytrzymać dłuższy czas.
Sorilla wiedziała o tym. Świat Haydena porośnięty był dżunglą, ale rośliny i zwierzęta nie nadawały się do jedzenia przez człowieka. Ludzie nadal mieli racje żywnościowe i to, co udało im się