Iskry Czasoświatu. Krzysztof Bonk
demonów. Cały ten zapomniany przez Boga świat, poza Czyśćcem, znaczyła wymarła, jałowa pustka.
W nocy wszyscy zasiedli wokół butelki z ogniem w środku. Dirti wyjęła ze torby kilka przedmiotów przywodzących na myśl sztabki miedzi. Każdemu podrzuciła po jednej sztuce.
– A teraz po zasłużonej puszce z fabryki naszego Mesjasza – oświadczyła. – I… nie pytajcie, z czego to jest zrobione… – Na ziemi znalazła się także butelka z cieczą. – Wodę racjonujemy. Po szklance na łebka. Jak was będzie suszyć, proponuję własne szczyny.
Arlen ochoczo ugasiła męczące pragnienie. Woda w gardle dawała jej większą przyjemność niż niegdysiejsze spożywanie hostii. Niewątpliwie kojąca ciecz była uświęcona. W tak przeklętym miejscu było to wielkim błogosławieństwem. Obserwując poczynania towarzyszy, Arlen otworzyła coś, co okazało się nie być sztabą metalu. W środku odnalazła jadalną papkę o zapachu wędzonego mięsa.
Zaburczało jej w brzuchu. Zagłębiła palce w miękkiej potrawie z jasnym sosem. Naraz znieruchomiała. A jeżeli to podstęp, następna próba? Rozejrzała się po pozostałych. Każdy był pochłonięty jedzeniem. Ona jednak policzyła dni tygodni. Wypadało, że dziś był piątek, a więc dzień bezmięsnego postu. Wielkim wysiłkiem woli odłożyła swoją porcję na ziemię. Uklękła i – aby zagłuszyć w sobie doskwierający głód – zaczęła żarliwie się modlić.
– Nie jesz? – burknął do niej ten, którego zwano Mózgonem. Arlen nie odpowiedziała. Nie była pewna, czy w ogóle należało z nim rozmawiać. On, po przedłużającej się ciszy, chwycił łapczywie jej porcję i z miejsca począł wygarniać jej zawartość wprost do swego gardła. Arlen obserwowała kątem oka, jak popełniał grzech obżarstwa, łącząc go ze złamaniem świętego postu. Czarny demon nie powinien powrócić do Czyśćca. Powinien pozostać tu, w tym piekle!
Wtem światło ognia w butelce przysłonił jakiś cień. Czwórka biesiadników spojrzała w jego kierunku. Ukazała im się postać od stóp do głów owinięta bandażami.
– Mumie pustkowi! – wydarła się Dirti i porwała się na nogi. Zabandażowana postać zwaliła się na Mazgaj. Druga mumia wychynęła z mroku i chwyciła Mózgona za gardło. Arlen usłyszała za sobą szelest. W obliczu oczywistego zagrożenia pobiegła w okolice bryki, gdzie pozostawiła widły. Gdy do nich dopadła, chwyciła trzonek i błyskawicznie się obróciła. Zęby jej broni oparły się o brzuch zabandażowanego napastnika. Rozległ się donośny huk, podobny do tego, jaki pozbawił życia Andre. Arlen naprężyła wszystkie mięśnie i spojrzała przez ramię piekielnej istoty. Koło Mazgaj leżała na ziemi martwa mumia. Kolejna, uzbrojona w nóż, wciąż dusiła Mózgona. Do jego oprawcy z Palca Boga celowała Dirti. Kobieta wrzasnęła:
– Tylko spokojnie! Bez zbędnych ruchów! Bierzcie ścierwo swego martwego kumpla i życzę smacznego, mumiaki! – Ostrze noża lekko oddaliło się od gardła przerażonego Mózgona. – Grzeczna mumia, bardzo grzeczna, cholerna mumia… Teraz ty! – syknęła do Arlen Dirti. – Powściągnij swe mordercze instynkty, niewiasto.
Uzbrojona w widły kobieta zamiast posłuchać polecenia pchnęła zabandażowanego demona. Z tą chwilą ostrze noża przejechało po gardle Mózgona. Następnie dał się słyszeć grom gniewu z Palca Boga.
Trzy martwe postacie padły na ziemię. Mazgaj i Dirti popatrzyły pytająco na Arlen.
– To były bestie… pomioty szatana! – Kobieta z widłami dźgała jak w amoku zabandażowane zwłoki u swoich stóp.
– A on!? – Dirti wymachując Palcem Boga, wskazała nim na trupa Mózgona.
– Powinien pozostać w piekle. Był czarnym demonem!
– Może jeszcze zginął, bo był kuternogą, co?! No to zostaliśmy bez mechanika…
– Zostaliśmy oczyszczeni!
– Stul pysk, wariatko! – Palec Boga został wymierzony wprost w Arlen. – Zabieraj się na tyły wozu i nie chcę cię już dziś oglądać, rozumiesz?! Jak zobaczę twoją gładkolicą facjatę, dostaniesz w nią chropowatą kulkę! Nie żartuję! – Już spokojniej dodała… – Z Mazgaj zajmiemy się ciałami…
– Powinny spłonąć.
– Powiedziałam! Won!
– Co się tak ciskasz? – Mazgaj po raz pierwszy zabrała głos. Dirti zwróciła uwagę na Mózgona.
– Trup zeżarł dwie puszki. Czyste marnotrawstwo.
Arlen udała się na wyznaczone jej pokutne miejsce. Choć została skarcona, odczuwała wewnętrzne uniesienie. Zabiła, ale nie byle kogo! Została pogromczynią demonów! Czyżby realizowała tym samym zamysł Pana? Zesłał zabójcę jej kochanka, karząc go za grzech cudzołóstwa. Pokazał jej, czym jest kara. I pokierował ją ku oczyszczeniu plugawych zaświatów. Przejechała dłonią po plecach. Czy to możliwe, że wkrótce wyrosną jej białe, anielskie skrzydła? Możliwe, że zamiast z widłami zstąpi niedługo na ziemię jak Archanioł Gabriel?! Z mieczem sprawiedliwości i w lśniącej zbroi, jak opisywał go brat Albert!
Jednak gdy położyła się, by zasnąć, natchnione myśli odeszły. Zastąpił je nienasycony głód, który aż wyżerał jej od wnętrza pusty jak wydmuszka żołądek. Zza bryki unosił się nieznośnie nęcący zapach pieczonego mięsa, ludzkiego mięsa…
Nazajutrz Arlen została zbudzona kopniakiem w tyłek.
– Pobudka, najświętsza panienko – rzuciła drwiąco Dirti.
Wespół z Mazgaj, która zajęła miejsce czarnego demona z przodu, pojechali po gładkiej nawierzchni. Rozpoczął się kolejny upalny dzień.
W pewnym momencie Dirti wsunęła do wnętrza bryki niezwykłe płaski, połyskujący krążek.
Złowrogi warkot bezkonnego powozu został zagłuszony przepięknym, kobiecym śpiewem. Wtórował mu dźwięk niezwykłych, niebiańskich instrumentów. Kobiety na przednich krzesłach zaczęły poruszać się rytmicznie w takt płynącej muzyki. Co raz wykrzykiwały słowa zamkniętego w bryce śpiewnego anioła.
– I pojadę z tobą na grań świata! Poszusujemy z niego w gwiezdną daaal!
Arlen mocniej ścisnęła widły. Muzyka była tak ujmująca, aż ścisnęło jej serce. Jak można było więzić anioła w bryce napędzanej grzechem?! Mazgaj i Dirti powinni podzielić los czarnego demona! Tak nakazywał jej głos Pana w obliczu sprofanowania świetlistej istoty!
Arlen ustawiła trójząb wideł na wysokości pleców Mazgaj.
Raptem Dirti sprawiła przez dotknięcie wozu, że śpiewny anioł znacząco ściszył głos. Także akompaniująca mu muzyka przycichła. Niewątpliwe były to czary. Używanie czarcich, złych mocy, za które powinien czekać stos!
– Ech… – westchnęła nostalgicznie Dirti. – Podobną muzę zapodawano w lokalu mojej matki. Byłam wtedy siksą, ale te dźwięki… Widok napełnionych butelek i kieliszków, gryzący dym z papierosów… Tego się nie zapomina… – rzuciła w powietrze. – A ona… – wskazała kciukiem na Mazgaj i odwróciła się do Arlen. – A ty co się tak wiercisz z tymi widłami? – Arlen złożyła broń na kolanach. – I tak ma pozostać… A wracając do przerwanego wątku. Nie uwierzysz, ale nasza Mazgaj była kiedyś prawdziwą szychą. Wielką prezesową…
– Członkinią zarządu firmy „Alex i Przyjaciele” – poprawiła smutnym głosem kobieta-chochlik. Spoglądając gdzieś w siną dal, odwróciła głowę w bok. Nagle rozległ się huk i głowa Mazgaj rozpadła się na wszystkie strony, niczym główka kapusty po upadku z kościelnej wieży.
Skąpana we krwi i mózgowiu Arlen spojrzała zaszokowana za siebie. Za nimi jechały kolejne dwie bezkonne bryki. Na nich znajdowały się demoniczne, pozawijane w skóry istoty, wymachujące czymś przypominającym