Stara Flota. Tom 2. Wojownik. Nick Webb

Stara Flota. Tom 2. Wojownik - Nick  Webb


Скачать книгу
ge target="_blank" rel="nofollow" href="#fb3_img_img_220bb84c-cf65-5cea-b1e6-df665e0d4186.jpg" alt="cover"/>

      Przekład:

      Małgorzata Koczańska

      Marcin Bojko

      Warszawa 2017

      Tytuł oryginału: Warrior

      Copyright © Nick Webb 2015

      All rights reserved

      Projekt okładki: Tomasz Maroński

      Redakcja: Rafał Dębski

      Korekta: Agnieszka Pawlikowska

      Skład i łamanie: Ewa Jurecka

      Książka ani żadna jej część nie może być kopiowana w urządzeniach przetwarzania danych ani w jakikolwiek inny sposób reprodukowana czy odczytywana w środkach publicznego przekazu bez pisemnej zgody wydawcy.

      Utwór niniejszy jest dziełem fikcyjnym i stanowi produkt wyobraźni Autora. Wszelkie podobieństwo do prawdziwych postaci i zdarzeń jest przypadkowe.

      Wydawca:

      Drageus Publishing House Sp. z o.o.

      ul. Kopernika 5/L6

      00-367 Warszawa

      e-mail: [email protected] www.drageus.com

      ISBN ePub: 978-83-65661-13-5

       ISBN mobi: 978-83-65661-14-2

      Opracowanie wersji elektronicznej:

       Dla J., L. i C.

      ROZDZIAŁ 1

      Sektor Eyre, Nowy Dublin

      Sztab Obrony Planetarnej

      Gubernator Tungsten nerwowo wyłamywał palce. Pot zrosił mu czoło, ale mężczyzna nawet nie próbował się wytrzeć. Nie było już luksusów takich jak klimatyzacja, moc została przekierowana do o wiele ważniejszych urządzeń, jak choćby tarcze planetarne albo orbitalne wiązki plazmowo-molekularne.

      Obcy się zbliżali.

      I to szybko, jak zauważył gubernator, patrząc na rosnące, rozmazane kropki na ekranie taktycznym. Każda oznaczała duży okręt Roju, zapewne z tysiącami myśliwców w hangarach. Zbliżały się szybko do wewnętrznych linii obronnych.

      – Jest odpowiedź z CENTCOM-u? – warknął Tungsten do admirała, który stał wraz ze swoimi dowódcami obok stanowiska taktyki.

      Sądząc po wymuszonym uśmiechu i zmarszczonych brwiach, admirał był zirytowany, a przynajmniej tak się wydawało Tungstenowi.

      – Nie, gubernatorze. Wysłaliśmy metaprzestrzenny sygnał alarmowy godzinę temu, odpowiedź może nadejść w każdej chwili. – Admirał Azbill pochylił się znowu nad meldunkami z jednostek planetarnej floty obronnej Nowego Dublina.

      Tungsten skinął głową i wrócił do odczytów taktycznych. Dziesięć okrętów. Dziesięć. Flota, która zaatakowała Ziemię zaledwie dwa miesiące temu, również liczyła dziesięć okrętów. W pierwszej fali nadleciało ich sześć, a niedługo potem cztery. Od tamtej bitwy Rój wysyłał tylko małe siły – obcy wiedzieli już, że Ziemianie nauczyli się z nimi walczyć. Dwa okręty tutaj, trzy tam, zawsze atakujące małe kolonie na peryferyjnych światach, łatwe do pokonania. Obcy zjawiali się nagle, dokonywali szybkiej inwazji, niszczyli, co się dało, po czym znikali. Zapewne wracali do swojego systemu gwiezdnego. Nadal nie było wiadomo, skąd przybyli.

      Jednak Nowy Dublin nie znajdował się na peryferiach, a dziesięć okrętów świadczyło dobitnie, że Rój pragnie krwi. Zanosiło się na poważne starcie.

      Gubernator załamał ręce, gdy patrzył, jak ostatnie linie obrony, w połowie odległości od najbliższej planety systemu, znikają z odczytów taktycznych. Nowy Dublin stracił sporo wieżyczek laserowych zamontowanych na asteroidach orbitujących wokół tutejszego słońca, a rozmazane duże kropki wróciły na kurs.

      Znajdą się w pobliżu kolonii najdalej za godzinę.

      Nie było żadnej nadziei. Jeżeli CENTCOM dopiero teraz odebrał i odkodował metaprzestrzenny sygnał alarmowy, nie mieli już czasu na wysłanie pomocy.

      Nowy Dublin czekała zagłada. Za godzinę. Nic nie przetrwa inwazji dziesięciu okrętów wroga. A flota obronna planety nie dorównywała przeciwnikowi siłą ognia.

      Tungsten często zastanawiał się, dlaczego Rój docierał do celu na konwencjonalnym napędzie inercyjnym, zamiast wykorzystać skok kwantowy prosto do systemu gwiezdnego. Przecież wtedy atakowane światy miałyby mniej czasu na zorganizowanie jakiejkolwiek obrony. Zwłaszcza że Azbill, komendant sił obrony Nowego Dublina z ramienia ZSO, zapewnił, że to bynajmniej nie z powodu technologicznej niemożności obcych.

      Nie, komendant był przekonany, że Rój czynił tak, aby siać strach wśród swoich ofiar. Miały widzieć wcześniej, że się zbliża. Miały się pocić z przerażenia, boleśnie świadome, że koniec jest coraz bliższy. Cała społeczność miała szarpać się w panice, pogrążać w coraz większym bezładzie i oszołomieniu, zanim wreszcie Rój pojawi się nad jej światem.

      Dlaczego obcy to robili? Dlaczego im na tym zależało? Nie wiadomo. W ogóle chyba nic nie było o nich wiadomo, przynajmniej gubernator tak to oceniał.

      Jak walczyć z wrogiem, którego wcale się nie zna?

      Tungstenowi krew odpłynęła z twarzy, gdy na ekranie taktycznym wyświetliła się kolejna kropka, zaledwie sto tysięcy kilometrów od Nowego Dublina. Szlag. Może jednak tamci zmienili taktykę – wysłali przodem okręt wojenny, aby zmiękczył ludzi, zanim przybędą główne siły inwazyjne…

      Nowa jednostka zrobiła przerażająco szybki zwrot, aby zejść na niską orbitę.

      Była ogromna. Odczyty energii przepływającej przez ten okręt wskazywały, że ładuje broń i szykuje się do walki. Tungsten zamarł. Zdaje się, że zagłada nadejdzie jednak wcześniej, niż można się było spodziewać.

      Obok usłyszał okrzyk. Przeniósł wzrok na oficera, który skakał radośnie przy stanowisku. Stanowisku łączności.

      – Admirale! To „Wojownik”! I Granger we własnej osobie!

      Z twarzy admirała Azbilla zniknął ponury grymas, aby ustąpić miejsca wyrazowi, którego gubernator Tungsten dawno nie widział.

      Nadziei.

      – Nie do wiary – mruknął Tungsten. – Udało mu się tak szybko zebrać siły uderzeniowe i przylecieć? Ale gdzie pozostałe jednostki?

      Admirał Azbill wzruszył ramionami.

      – Pewnie podążają jego śladem.

      Po chwili oficer przy stanowisku łączności skinął głową.

      – Mamy połączenie, admirale. Również wizualne.

      – Tu admirał Azbill ze Sztabu Obrony Planetarnej Nowego Dublina. To pan, Granger?

      Wszyscy zgromadzeni spojrzeli na główny ekran, zajmujący pół ściany.

      Pojawił się na nim starszy mężczyzna – miał wyraźne zmarszczki, szramy i ciemne podkowy pod oczami. Jednak pomimo tych śladów,


Скачать книгу