Stara Flota. Tom 2. Wojownik. Nick Webb
przeprowadzi „Wojownik”. Zakładam, że zebrałeś już swoją flotę obronną? Będzie nam potrzebna.
Azbill wyraźnie się zawahał.
– Kapitanie, gdzie pańskie siły uderzeniowe? Lecą za panem?
Granger pokręcił głową. Co dziwniejsze jednak, jego uśmiech stał się tylko bardziej radosny. Gubernator Tungsten poczuł ucisk w brzuchu. Żadnej floty?
– Rój przepuszcza nas dzisiaj przez wyżymaczkę. Mamy trzy osobne inwazje. Wysłałem swoją grupę do sektora Johannesburga, żeby zajęła się tam siedmioma okrętami obcych, a admirał Zingano z CENTCOM-u osobiście dowodzi odparciem najazdu Roju na system Centauri z siłami uderzeniowymi Układu Słonecznego.
Azbill zesztywniał.
– Mam rozumieć, kapitanie, że przyleciał tylko pan? Nikt więcej nie dołączy?
Gubernator Tungsten pomyślał, że to bardzo dziwne – admirał zwracał się do kapitana z większym szacunkiem i bardziej oficjalnie niż wzmiankowany kapitan do admirała. Czy reputacja i opowieści, którymi obrosła postać Grangera, miały tak potężny wpływ na wyższego rangą oficera? Kapitan „Wojownika” stał się niemal legendą w ciągu dwóch ostatnich miesięcy, gdy odpierał jeden najazd obcych po drugim. Ten człowiek chyba miał talent do radzenia sobie z Rojem.
No i nie należało zapominać o jego niewyjaśnionym zmartwychwstaniu. „Konstytucja”, jego pierwszy okręt, zniknęła – kamery satelitów przekazały obraz tamtych wydarzeń na Ziemię. Okręt uderzył i zniknął w osobliwości, niszcząc przy tym trzy wielkie jednostki Roju, a zaraz potem pojawił się ponownie i zaczął spadać w atmosferę.
– Właśnie, admirale. Masz tylko „Wojownika”.
W centrum dowodzenia zapadła cisza. Za plecami Tungstena jakiś oficer zakasłał nerwowo.
„Jeden okręt?” – pomyślał gubernator. „Jeden okręt przeciwko dziesięciu jednostkom Roju? Ten człowiek oszalał”.
Admirał Azbill również się zdenerwował.
– Granger, to jakiś żart? Ze względu na siebie i na pana mam szczerą nadzieję, że flota leci tuż za panem! Na wypadek gdyby CENTCOM jeszcze pana nie powiadomił, zbliża się tutaj dziesięć okrętów Roju. Dziesięć.
Granger pochylił się nieco do ekranu.
– To nie żart, Azbill. Wróg wysłał dziesięć okrętów, ale my mamy całą twoją flotę obronną, „Wojownika” i… mnie. – Gubernatorowi niemal to umknęło, ale Granger naprawdę do nich mrugnął. Facet miał styl. I jaja. – Powiedziałbym, że szanse są prawie wyrównane.
ROZDZIAŁ 2
Sektor Eyre, Nowy Dublin
Mostek Okrętu Zjednoczonej Floty „Wojownik”
Kapitan Granger skinął głową żołnierzowi przy stanowisku łączności, polecając zakończyć połączenie, po czym odwrócił się w fotelu do Proctor.
– Gotowa?
Komandor skinęła głową i wstała.
– Już tam lecę.
Granger z trudem znosił jej nieobecność – walka bez Shelby Proctor u boku przypominała pojedynek bokserski z jedną ręką związaną z tyłu – ale potrzebny był ktoś, kto zajmie się koordynacją sił z powierzchni planety, a to mogła zrobić tylko pierwsza oficer „Wojownika”. Kobieta miała prawdziwy talent do rozwiązywania problemów, była szybka i skuteczna. Na dodatek, nie licząc Grangera, Proctor miała najwięcej doświadczenia w walce z Rojem. Jej umiejętności najbardziej przydadzą się podczas dowodzenia resztą sił obronnych.
Kapitan odwrócił się do swojej konsoli.
– Powinno być jak na Tau Ceti – stwierdził. – Rój nawet się nie zorientuje, co go czeka.
Proctor odwróciła się w progu.
– Tim, to wcale nie przypomina sytuacji na Tau Ceti. Tam walczyliśmy tylko z czterema jednostkami. Tutaj jest ich dziesięć.
– Ale siły obrony Nowego Dublina są o wiele większe niż te na Tau Ceti.
– Racja – przyznała.
Granger zerknął znad konsoli na stanowisko taktyczne i skinieniem przywołał porucznika Diaza.
– Nie martw się, Proctor. Dranie nie wiedzą, co ich czeka. Jutro o tej porze wrócimy do planowania operacji Topór.
Komandor zawahała się jeszcze w progu, ale ostatecznie wyszła. Granger wiedział, co chciała powiedzieć: „Robisz się zbyt pewny siebie, Tim”. W ciągu kilku minionych tygodni ostrzegała go już parę razy. Uważała, że Granger jest zbyt śmiały. Zbyt lekkomyślny.
I, szczerze mówiąc, tak się czuł. Pewność siebie biła od niego i wiedział, po prostu wiedział, że uda mu się pokonać tych drani. Miał tę pewność, odkąd ocknął się na ramieniu Proctor, gdy pierwsza oficer niosła go do maszynowni, a „Konstytucja” płonęła, spadając w atmosferę Ziemi. I odkąd opuścił go rak.
Miał tę pewność pomimo wyjętych z życia trzech dni. Albo piętnastu sekund, zależy, jak na to spojrzeć.
Cudowne, choć niewyjaśnione okoliczności powrotu oraz świadomość, że praktycznie tylko we dwójkę z Proctor ocalili Ziemię, dawały Grangerowi pewność, że teraz też sobie poradzą. Przeżyją. Nie tylko przeżyją, lecz pokonają Rój i będzie to takie zwycięstwo, że obcy nie ośmielą się zaatakować ponownie. A gdyby się jednak ośmielili, zostaną zmiażdżeni z taką siłą, że będzie to można określić mianem apokalipsy. Grangerowi wcale to nie przeszkadzało. Mgliste przeczucie – jakby głos z zakamarków pamięci – wzmacniało tylko jego pewność siebie. Utrwalało ją.
Nie tłumił w sobie tej brawury. Wręcz przeciwnie, podsycał ją jeszcze. Jego podwładni czerpali z niej siłę. Potrzebowali tego. Pragnęli. A po inwazji na Ziemię Granger zyskał niemal legendarną pozycję. Bohater Ziemi. Odkrył, że gdy zachowywał się jak postać z legendy, jego ludzie odpowiadali czynami na miarę tej legendy. Dlatego kapitan odgrywał tę rolę. Dla podwładnych. Chcieli bohatera? Na Boga, proszę bardzo! Jeżeli tylko pomagało to w pokonaniu Roju i ocaleniu ludzkości, Granger nie miał nic przeciwko temu.
– Sternik, melduj.
Chorąży Prince, któremu dopiero niedawno zdjęto bandaże, twarz miał jeszcze opuchniętą i czerwoną. Doznał ciężkich oparzeń podczas starcia z Rojem w zeszłym tygodniu. Przechylił głowę, gdy odpowiadał.
– Wchodzimy na niską orbitę. Gdy Rój przyleci, wynurzymy się zza horyzontu po pierwszym okrążeniu planety, kapitanie.
– Doskonale. – Granger zerknął w bok. – Taktyka?
– Wszystkie działa magnetyczne załadowane i gotowe.
– Nie ma już kłopotów z tymi nowymi, które zamontowano podczas ostatnich napraw?
Dowództwo Zjednoczonych Sił Obronnych ulepszyło uzbrojenie „Wojownika” setką nowych dział magnetycznych, dzięki czemu podwoiła się siła ognia okrętu. Oznaczało to, że liczebność załogi wzrosła o pięćset osób, którymi należało się zajmować, ale przecież było warto.
– Odczyty ze wszystkich połączeń są normalne. Wygląda na to, że Rayna ma je pod kontrolą.
Z głośników łączności rozległ się spokojny głos:
– Kapitanie, moja dziecinka jest gotowa na twoje rozkazy. Traktuj ją dobrze, bo jutro będę bardzo niezadowolona.