Stara Flota. Tom 2. Wojownik. Nick Webb
Isaacson. Zakładał, że pilot był tylko szoferem, samozwańczym kapitanem w małym promie. Jednak, jak się okazało, ten człowiek miał najwyższy poziom dostępu.
Mężczyzna poprowadził Isaacsona mrocznym, długim korytarzem o pustych, wilgotnych ścianach. Potem otworzył drzwi do sali, która zapewne byłaby bardzo nowoczesnym centrum dowodzenia, gdyby nie ustawione wszędzie prycze i przenośne lodówki. Najwyraźniej stacjonowała tu mała armia personelu prezydent Avery.
A sama prezydent stała na środku tego pomieszczenia wraz z grupą zaufanych podwładnych. Był wśród nich Miller, szef kancelarii, kilkoro zawsze obecnych adiutantów, kongresmen Sparks, bezpośrednia łączniczka prezydent z Kongresem, generał Norton, przewodniczący Kolegium Połączonych Szefów Sztabów, i oczywiście pudel Avery, którego trzymał jeden z ochroniarzy, sądząc po atletycznej sylwetce i kaburze przy pasie.
– Eamonie. Dobrze, że jesteś. – Prezydent Avery ruszyła do Isaacsona, przerwawszy Nortonowi. Wyciągnęła rękę na powitanie, na palcu miała wielki pierścionek z turkusem. To była jedyna biżuteria, jaką nosiła. – Jak twój bunkier? Ha! Spójrz na nas. Ukrywamy się jak przerażone dzieci, podczas gdy wrogowie knują za naszymi plecami. Słyszałeś już, prawda?
– Co takiego, pani prezydent? – zapytał Isaacson, gdy równał krok z Avery, która ujęła go pod ramię i pociągnęła do niedużego gabinetu na głównym poziomie. Kiedy reszta dołączyła, a generał Norton zatrzasnął drzwi, prezydent wzięła się pod boki i spojrzała na zgromadzenie.
– No dobra, wszyscy wyjść. Eamon zostanie, dajcie nam chwilę.
Jej świta posłusznie wstała i wyszła. Isaacson zerknął na Connera. Chłopak wyglądał, jakby nie wiedział, co ze sobą zrobić. Wiceprezydent wskazał mu głową drzwi. Kiedy się zamknęły, Avery znów ujęła ramię Isaacsona i przyciągnęła go bliżej.
– Ktoś próbuje mnie zabić, Eamonie. Ktoś od nas. A dzisiaj prawie się udało.
Isaacson starał się wyglądać na wstrząśniętego, ale zanim się odezwał, Avery przyciągnęła go jeszcze bliżej i wyszeptała mu do ucha:
– Sądzę, że ty również jesteś celem.
ROZDZIAŁ 16
Ziemia, dno Oceanu Atlantyckiego
Podwodny bunkier prezydencki numer 8
Avery spojrzała na niego uważnie, jakby czekając na odpowiedź. Po chwili powtórzyła pytanie.
– Słyszałeś? Ktoś próbuje mnie zabić. I ciebie też.
„No co ty nie powiesz?” – pomyślał Isaacson z przekąsem. Jeżeli rzeczywiście stał za tym Wołodin, to pewnie zależało mu na stworzeniu wrażenia, że chce zlikwidować ich oboje. Dla uniknięcia podejrzeń.
Isaacson postarał się wyglądać na zmartwionego. Avery na pewno chciała, aby się zmartwił.
– Ale dlaczego mnie tu pani sprowadziła? Myślałem, że najrozsądniej będzie trzymać się z dala. N-na wypadek… dla zapewnienia ciągłości funkcjonowania struktur rządowych… – zaczął kręcić.
– Na wypadek gdyby ci dranie wsadzili mi w tyłek laskę dynamitu? Ha! – Odwróciła się i zakręciła fotelem na kółkach, a potem usiadła. Tryskała energią, jak podczas kampanii, ale ostatnie miesiące sprawiły, że stała się bardziej szorstka.
– Jakoś w to wątpię… – Isaacson przespacerował się po pomieszczeniu.
– Że ktoś próbuje mnie zabić?
„Że użyłby do tego dynamitu” – pomyślał. Wiedział doskonale, że wielu ludzi chciało jej śmierci. Także on. A przynajmniej chciał tego dwa miesiące temu. Musiał jednak przyznać, że w sytuacji zagrożenia spisywała się znakomicie.
Uśmiechała się, ale spoważniała, gdy tylko wyciągnęła z marynarki piersiówkę.
– Posłuchaj, Eamonie. Wiesz doskonale, że narobiłam sobie wrogów. Wybrałam cię na wiceprezydenta, aby pozbyć się kłopotów z Partią Federalistów i zadowolić połowę ludzi, którzy domagali się mojej głowy. Nie patrz tak na mnie, oboje o tym wiedzieliśmy. Nie oszukujmy się.
Avery podała mu piersiówkę, którą po chwili wahania przyjął. Pociągnął łyk. Bourbon.
– No dobrze – powiedział spokojnie. – Zgodziłem się pełnić tę funkcję, bo sądziłem, że po roku urzędowania czeka panią wotum nieufności i dostanę awans poza kolejnością.
– Ha! W końcu do czegoś dochodzimy. – Avery zabrała butelkę i porządnie z niej pociągnęła. – Pewnie, że awansowałeś poza kolejnością. I to częściej, niż sądziłeś. Spodziewałam się, że wybory będą burzliwe, ale wiedziałam, że wygram. Jednak kolejne? Kto wie? – Zakręciła flaszkę i schowała ją do kieszeni. – To już przeszłość. Czasy się zmieniają. Dwa miesiące temu nastała nowa era.
Isaacson przytaknął.
– I świetnie się pani spisuje.
– Chyba jednak niedostatecznie dobrze. – Znowu wyciągnęła schowaną przed chwilą butelkę, napiła się i zakasłała. – Dziękuję za dobre słowo. Aby przetrwać, musimy ściśle ze sobą współpracować. I nie chodzi tylko o moje czy o twoje życie. Chodzi o wszystkich ludzi.
Spojrzała mu w twarz, a Isaacson dostrzegł, jak bardzo miała podkrążone oczy. Robiła, co mogła, aby podtrzymywać wizerunek twardego przywódcy, który nad wszystkim panuje, ale widać było, że jest śmiertelnie zmęczona.
– Nadciągają, Eamonie. Wszystkie te starcia to dopiero początek. Nic nie stoi na przeszkodzie, aby jutro obcy wysłali na Ziemię dwieście okrętów i doszczętnie nas zniszczyli.
Isaacson zabębnił palcami po policzku. Pamiętał treść wiadomości, którą Rój wysłał Wołodinowi podczas bitwy o Ziemię. „Umierać”. Ostro i dosadnie. Upłynęły jednak dwa miesiące, a Rój nie przyleciał. Przynajmniej nie w dużej liczbie i nie na Ziemię.
Wołodin musiał coś wiedzieć, ale bynajmniej nie podzielił się tą wiedzą z Isaacsonem, który postanowił, że ją z ambasadora wydobędzie. W razie konieczności siłą. Był prawie pewien, że Rosjanin znajduje się pod wpływem Roju, ale ostatnie chwile w centrum dowodzenia w Omaha przekonały Isaacsona, że jest inaczej. A mimo to dalej coś mu nie pasowało. Dlaczego Wołodin tak się upierał przy zamordowaniu Avery? Przygotował skomplikowaną intrygę z uwzględnieniem Isaacsona i prezydenta Małakowa, aby pozbyć się prezydent Zjednoczonej Ziemi, a potem przy pierwszym niepowodzeniu uciekł bez słowa do Rosji. Może stamtąd organizował kolejne zamachy, ale nic o tym nie wspomniał Isaacsonowi.
To nie miało sensu.
– Eamonie – Avery przerwała mu rozmyślania – są tutaj senatorowie, gubernatorzy, kongresmeni. To prawda, że wielu z nich szczerze mnie nienawidzi. Rozumiem to, tak działa świat polityki. Ale jest wśród nich grupa, która spiskuje, aby mnie zabić. Nie wiem, co sobie uroili, ale uznali, że stanowię zagrożenie. Jeszcze przed atakiem Roju chcieli mnie widzieć martwą. Czy to z powodu mojego życiorysu? Polityki? Dlatego, że jestem kobietą? Wiem, że niektórzy z nich mają poważny problem, bo kobieta trzyma ich za polityczne jaja i ściska, gdy nie chcą tańczyć, jak zagra. Nienawidzą tego i nienawidzą mnie.
Isaacson skinął głową, był przecież jedną z takich osób. Całymi miesiącami uczestniczył w tajnych spotkaniach z kilkunastoma prominentnymi działaczami, aby wspólnie znaleźć sposób na pozbycie się Avery z urzędu. O planach zabójstwa wiedziała zaledwie garstka, ale musiało być więcej takich, którzy nie mieli nic przeciwko