Star Force. Tom 7. Unicestwienie. B.V. Larson

Star Force. Tom 7. Unicestwienie - B.V. Larson


Скачать книгу
jakie żadnemu człowiekowi nie przyszłyby do głowy, nie wspominając już o wprowadzaniu ich w życie. Był błyskotliwy i przydatny, ale łatwo ulegał fascynacjom i obsesjom. Kiedy przydzielałem go do zadania o kluczowym znaczeniu – często było to coś, czemu nie podołałby nikt inny – wiedziałem, że prędzej czy później je wykona. Jednak po drodze mógł go rozproszyć któryś z jego własnych pomysłów. Mógł nagle zechcieć wyhodować kulturę inteligentnych mikrobów albo bez zezwolenia zbadać sąsiedni układ gwiezdny.

      – Marvin! – odezwałem się, robiąc krok naprzód i salutując mu.

      Odwzajemnił gest, stukając macką o obudowę sztucznego mózgu. Trudno to nazwać prawdziwym salutem, ale na nic lepszego nie mogłem liczyć, więc nie narzekałem.

      – Witam, pułkowniku Riggs.

      Policzyłem, iloma kamerami śledzi moje ruchy. Prawdziwe zamiary Marvina często zdradzała liczba obiektywów skupiających się na danej rzeczy lub osobie. Jeśli coś go nudziło, obserwował to tylko jednym elektronicznym okiem. Obiekty jego fascynacji cieszyły się uwagą wielu urządzeń.

      Tym razem, ku mojemu zaskoczeniu, kilkoro oczu Marvina skupiało się na Sandrze. Skrzywiłem się, nie rozumiejąc, o co mu chodzi. Stwierdziłem, że nie mam czasu tego roztrząsać, więc wzruszyłem ramionami i przeszedłem do rzeczy.

      – Mam dla ciebie nowy projekt, Marvinie. Chcę szybko zbudować lotniskowiec. Tu są wstępne plany Miklosa. Przejrzyj je, a potem wprowadź poprawki pod kątem wydajności i czasu konstrukcji. Kiedy skończysz, zajmij się nadzorowaniem produkcji.

      Zanim skończyłem, skupiłem na sobie uwagę dodatkowych czterech kamer.

      – Jestem zaskoczony tymi poleceniami, pułkowniku – powiedział. – Pracowałem nad danymi z układu Thora i...

      – Tak, wiem, to było twoje główne zadanie. Masz do zaraportowania nowe informacje?

      – Nie, pułkowniku. Ja...

      – Więc może masz jakąś hipotezę, która wyjaśniałaby sytuację?

      – Nie, sir. Niemniej jednak nie wolno mi było skontaktować się ze Skorupiakami. Gdybym mógł porozmawiać z nimi osobiście, z pewnością...

      – Nie ma takiej możliwości, Marvin – powiedziałem. – Ale teraz jestem na miejscu, więc jeśli cię to uszczęśliwi, jako pierwszy poznasz treść rozmów między Siłami Gwiezdnymi a homarami.

      – Ach, rozumiem – powiedział Marvin. – Mam znów posłużyć za tłumacza?

      – Wciąż jesteś w tym lepszy niż pozostałe mózgi.

      Zauważyłem, że Marvin poczuł się urażony. Oczekiwał, że powierzę mu zadania dyplomatyczne, choć już dawno postanowiłem, że tego nie zrobię. Na samą myśl o takim rozwiązaniu moi podwładni wpadali w szał, ale wcale nie potrzebowałem ich ostrzeżeń. Marvin potrafiłby wykonać zadanie, bez cienia wątpliwości. Lepiej niż jakakolwiek inna istota znał języki różnych gatunków w lokalnej przestrzeni. Był też zręcznym manipulatorem i umiał samą rozmową osiągnąć swoje cele. Niestety, nie potrafiłem mu zaufać, że poprowadzi taką konwersację w pożądanym dla mnie kierunku. Gdyby wpadł na jakiś własny pomysł – który bez wątpienia wydałby mu się skrajnie interesujący – całe negocjacje mogłyby skupić się na uzyskaniu okruchu wiedzy, który dla wszystkich oprócz niego byłby bezużyteczny.

      Udaliśmy się wspólnie do środkowej części stacji, do głównego centrum dowodzenia. Marvin przyglądał się nam wszystkim, choć głównie mnie i Sandrze. Wiedziałem, że coś mu chodzi po głowie.

      Gdy znaleźliśmy się na miejscu i zaczęliśmy przeglądać sprawozdania, Miklos gestem przyciągnął moją uwagę.

      – Tak, o co chodzi, komodorze? – zapytałem.

      – Sir, nie mogłem nie zauważyć, że już zmienił pan moje projekty.

      Podał mi tablet. Zerknąłem na urządzenie, ale nie wziąłem go do ręki.

      – Projekt jest w zasadzie niezmieniony – powiedziałem.

      – Wiem o tym, sir, ale chodzi mi o liczbę lotniskowców do produkcji. Widzę tylko jeden. Niepokorny. Wpisał pan tę nazwę u góry.

      – Nie podoba ci się nazwa? Bez obaw, jest robocza. Zgodnie z tradycją nowy kapitan nada mu nową. Może chciałbyś, żebym znów nazwał go Barbarossa?

      Dwukrotnie zbudowaliśmy jednostki o takiej nazwie. Nad pierwszą z nich objął dowództwo właśnie Miklos. Oba okręty zostały zniszczone w ciągu kilku miesięcy od powstania. Wśród żołnierzy nazwa stanowiła coś w rodzaju żartu. Często przekomarzali się, że dostali przydział na trzecią wersję Barbarossy i wkrótce na pewno zginą.

      Miklos wyglądał na dotkniętego.

      – Niepokorny to świetna nazwa, sir. Ale moje pierwotne plany zakładały trzy lotniskowce, a nie jeden.

      – Ach, rozumiem – powiedziałem, kiwając głową. Od początku wiedziałem, do czego zmierzał, ale nie zamierzałem mu ułatwiać sprawy. – Bardzo możliwe, że powstanie drugi i trzeci. Będziemy je konstruować pojedynczo. Jeśli pierwszy się sprawdzi, powstaną kolejne.

      Miklos zastanowił się nad tym. Widziałem, że mu się to nie podoba.

      – Gdybyśmy zbudowali komponenty do wszystkich trzech, a później zmontowali je jednocześnie, byłoby szybciej, sir.

      – Tylko o kilka godzin. Sprawdziłem. Poza tym, jeśli zrobimy to po mojemu, za kilka dni będziemy dysponowali gotowym okrętem, którego da się użyć natychmiast w razie potrzeby.

      Miklos pokiwał smutno głową.

      – Tak, sir. Rozumiem pański tok myślenia.

      Odwrócił się i rozpoczął niezapowiedzianą inspekcję grup artyleryjskich. Był w ewidentnie kiepskim nastroju. Załogę czekał ciężki dzień.

      Sandra podeszła do mnie i powiedziała cicho:

      – On naprawdę chce tych okrętów.

      – Jest z floty – odparłem. – Nigdy nie będzie miał ich dość. Nigdy.

      – A jaki sprzęt ty lubisz najbardziej, Kyle?

      Popatrzyłem na nią, skonsternowany tym pytaniem.

      – Taki, który najskuteczniej niszczy wroga. Czuję wielką radość, gdy widzę, jak makrosy wybuchają. Naprawdę.

      – Wierzę ci.

      Zacząłem przeglądać najnowsze raporty, podczas gdy Miklos wpatrywał się w swój tablet.

      Z układu Thora nie docierały żadne informacje wywiadowcze. Absolutnie nic. Wysłaliśmy do Skorupiaków całą serię komunikatów i wszystkie zostały zignorowane. Coraz bardziej mnie to intrygowało i jednocześnie złościło. Jakimś sposobem tym stworom zawsze udawało się mnie zirytować. Taką już miały osobowość. Każda interakcja z nimi była dla nas zaskakująca – i to nie w pozytywny sposób.

      Moi ludzie przenieśli się na stację bojową, mieszając się z miejscową załogą na mostku. A ten był całkiem imponujący. Kiedy dysponuje się stacją wielkości niedużego księżyca oraz mnóstwem surowców, można się nie ograniczać.

      Po tym, jak w trakcie wcześniejszych starć stacja omal nie została wyeliminowana po utracie centrum dowodzenia, dokonałem gruntownych zmian w jej projekcie i kazałem wydrążyć tunele w skalistym wnętrzu asteroidy. Mostek był obecnie nie do ruszenia, chyba że po zniszczeniu całej struktury. Znajdował się w samym środku konstrukcji.

      Główna komora centrum dowodzenia liczyła sobie jakiś tysiąc metrów kwadratowych i otaczały ją trzydziestocentymetrowe ściany ze stali z dodatkiem samoregenerującego


Скачать книгу