Star Force. Tom 6. Imperium. B.V. Larson
się jednocześnie kilkunastu ekranom. – Niektóre okręty oddalają się poza nasz stożek ognia. Większość wciąż leci prosto na nas. Odpalić ciężkie lasery, sir?
Zawahałem się. Pierścień był w zasięgu moich trzech ciężkich dział energetycznych, ale nie chciałem ich od razu pokazać wrogowi. Tego rodzaju broń na stacjonarnej platformie była dość podatna na ataki i wiedziałem, że mogę w ciągu najbliższej minuty żałować, że nie zachowałem ich na ważniejszy cel. Z drugiej strony, jeśli miałyby nic nie robić podczas tej rozgrywającej się w szaleńczym tempie bitwy, równie dobrze mogłyby już zostać zniszczone.
Założyłem dopiero teraz skafander bojowy, podobnie jak pozostali, którzy wcześniej nie posłuchali mojego rozkazu. Nie lubiłem brzęczeć w tym topornym pancerzu, gdy byłem na pokładzie stacji czy okrętu, ale w otwartej przestrzeni lub na planecie sprawiał, że czułem się jak bóg.
– Wycelować ciężkie lasery w te okręty, które odlatują w przypadkowych kierunkach. Jeden po drugim.
Na ekranie pojawiły się nowe, zielone linie, oznaczające lasery goniące zwierzynę. Dla tego rodzaju broni był to bliski zasięg. Obraz zmienił się po chwili, gdy wróg zareagował na moje poczynania. Pojawił się deszcz nowych, maleńkich kontaktów: rakiety.
– Cholera! – powiedziałem. – Wiedziałem, że uderzą w lasery, gdy tylko je pokażę.
– Dopiero po kilku minutach ognia, Kyle – powiedziała Sandra. Stała obok, próbując mnie wesprzeć. Wciąż zaciskałem zęby na myśl, że stracę działa laserowe. Miałem nadzieję, że uda im się rozwalić drednota. Nie widzieliśmy jeszcze flagowego okrętu wroga, ale to była kwestia czasu.
Lasery nieźle się sprawowały. Dokładnie celowaliśmy, dzięki czemu każdy impuls energetyczny niszczył jeden z krążowników, przebijając się przez pokłady i często rozpalając rdzeń silnika. Okręty co chwila znikały wśród płomieni.
– Dlaczego nie wystrzelili więcej rakiet, sir? – spytał Welter, patrząc wraz ze mną na obraz bitwy.
– Przychodzi mi do głowy tylko jeden powód – odparłem. – I wcale mi się nie podoba.
– Chcą przejąć stację, zamiast ją niszczyć – odezwał się Marvin. Jego ton i to, jak wtrącił się do rozmowy, przypominało mi zarozumiałe dzieci z czasów szkolnych.
– Naprawdę tak myślisz? – spytała Sandra.
– Tak – potwierdziłem. – Marvin prawdopodobnie ma rację. Strzelają do naszych broni, ale nie do samej stacji. Muszą mieć powód. Pomyśl o tym z ich punktu widzenia: jeśli przejmą stację, uzyskają permanentną kontrolę nad tym pierścieniem.
– Nie możemy im na to pozwolić, Kyle – oznajmiła stanowczo Sandra.
– Wiem. Jeśli zrobi się naprawdę źle, wysadzimy stację.
Wszyscy na mostku wyglądali dość ponuro, oprócz Marvina, który był zaniepokojony.
– Pułkowniku Riggs?
– Co znowu?
– Czy nie powinniśmy zarządzić wcześniejszej ewakuacji, jeśli plan przewiduje autodestrukcję? Osiągnięcie minimalnej bezpiecznej odległości wymagać będzie kilku minut pod ostrzałem.
Zaśmiałem się gorzko.
– Co jest, robocie? Nie wierzysz w pójście na dno razem z okrętem?
– Nie, sir.
Pokręciłem głową i skupiłem się na holotanku. Musiał być jakiś sposób na wyjście z tej sytuacji – ale żadnego nie widziałem. Czekała nas długa, ciężka bitwa. Gdy zaczniemy porządnie obrywać, zostanie nam niewiele opcji. Nie wyglądało na to, żeby skuteczna ucieczka była możliwa. Ale przyszedł mi do głowy pewien pomysł. Połączyłem się bezpośrednio z głośnikami na całej stacji przez komunikator w hełmie.
– Ciężki laser jeden, wstrzymać ogień. Powtarzam, wstrzymać ogień.
Wszyscy spojrzeli na mnie ze zdumieniem, ale nikt nie powiedział nic w rodzaju „zwariowałeś?”. Zapewne wiedzieli, że na niewiele się to zda.
– Ciężki laser dwa, jeszcze jeden strzał, a potem wyłączyć się i zamknąć osłonę projektora tak szybko, jak to możliwe. Laser trzy: strzelaj do czasu, aż stacja zostanie trafiona. Wtedy też wyłącz i osłoń działo.
– Co robisz, Kyle? – spytała Sandra.
– Pozoruję zniszczenie naszych laserów. Jeśli pomyślą, że je uszkodzili, nie będą więcej do nich strzelać.
Zmarszczyła brwi, ale wróciła do swoich ekranów.
– Sir, pociski z dział elektromagnetycznych zaczynają docierać do linii wroga – oznajmił Welter. – Główna masa wrogiej floty dość mocno obrywa.
Migający licznik zaczął się zmieniać. Wcześniej powoli odliczał zniszczone okręty wroga i rósł, gdy nowe przelatywały przez pierścień. Teraz, gdy nasze ciężkie działa wreszcie zadały pierwsze ciosy, świecący na niebiesko licznik zaczął gwałtowanie maleć.
Zanim się spostrzegłem, zniszczyliśmy dwadzieścia okrętów. Osiem sekund później – dwadzieścia sześć. Wtedy dopiero wróg wziął nas na poważnie i zmienił taktykę. Tego właśnie się obawiałem.
– Wow – wydusił z siebie Welter, patrząc na zniszczenia. – Miażdżymy ich. Wlatują prosto w naszą linię ognia. Musieli myśleć, że jesteśmy bezbronni.
– To jeszcze nie koniec – mruknąłem.
Wypuścili kolejną, ogromną falę rakiet.
– Wróg zmienił zdanie – stwierdził Marvin. – Chyba już nie chcą przejąć stacji.
Zaśmiałem się gorzko.
– Zgadzam się, Kapitanie Oczywisty. Welter, czas na twoją magię.
Spojrzał na mnie z osłupieniem.
– Sir?
– Odpalić silniki i obrócić tę beczkę.
Welter uśmiechnął się po raz pierwszy tego dnia.
– Doskonały pomysł, sir.
Rakiety wciąż na nas leciały. Okręty wroga były mniej więcej w połowie drogi do stacji i choć zwalniały, było oczywiste, że przelecą obok. Przyleciały przecież tak szybko, że nie mogły wyhamować na tyle, by stracić pęd. W odpowiedzi Welter obrócił stację wokół osi. Całą jej tylną część pokrywał czarny pancerz. Nie aktywowaliśmy tam żadnej broni.
– Dostaniemy lanie – powiedziałem – ale przy odrobinie szczęścia wciąż będziemy mieli zasilanie i wszystkie działa. Gdy przelecą obok nas, znowu będą w zasięgu.
Sandra uśmiechnęła się.
– Jeśli przeżyjemy kolejną godzinę, pocałuję cię i znowu nazwę geniuszem.
– Zanotowano.
Nie musieliśmy długo czekać. Jak wielki głaz, nasza stacja obracała się powoli, ale pewnie. Gdy pierwsze rakiety ominęły nasze lasery obronne, uderzyły w skalną ścianę pokrytą metalem. Stacja trzęsła się i trzeszczała. Mieliśmy poczucie, jakby ktoś walił w ściany wielkimi młotami.
– Z zewnętrznej warstwy skalnej zostało osiemdziesiąt jeden procent – powiedział Welter. – A to tylko pierwsza fala rakiet. Mamy tam jedynie małe lasery obronne. Mogą sobie teraz spokojnie walić w nasz pancerz.
– Nie bardzo – odparłem. – Ruszają się za szybko i nie są w stanie zwolnić. Muszą przelecieć obok albo rozbić się o stację.
–