Star Force. Tom 6. Imperium. B.V. Larson
że Marvin im powiedział?
– Czy to nie on „odkrył”, jak używać pierścieni do komunikacji? Czy to nie on w zasadzie jako jedyny wie, jak to się robi? Kto inny mógł nas sprzedać obcym w innym układzie?
Westchnąłem.
– Rozumiem twoje obiekcje, ale nie wiem, co możemy z tym zrobić.
– Możemy cofnąć instalację oprogramowania w systemach obronnych i wyłączyć tego robota.
Pokręciłem głową.
– Nie ma innej alternatywy dla laserów obronnych. Mamy za mało ludzi i nie zdążymy wyszkolić nowego oprogramowania. Brak nam czasu.
Welter spojrzał na Marvina z ukosa.
– Czy tylko to nam zostało? Czekać i zobaczyć, jak pójdzie bitwa?
Skinąłem głową.
– Owszem. Jeśli Marvin nas sprzedał, już jesteśmy martwi. Rozumiem, że trudno zaakceptować podobną sytuację, ale postaraj się być realistą. Nie istnieje alternatywa.
Welter spojrzał na mnie dziwnie i uniósł brwi.
– Mam pewien pomysł – powiedział cicho.
– Mów.
– Opuśćmy bazę. Zostawmy automatyczne systemy i ewakuujmy ludzi.
Spojrzałem mu prosto w oczy.
– Chcesz porzucić tę stację?
– Jeśli zostaliśmy zdradzeni, i tak przegramy. A w ten sposób nikt nie zginie. Jeśli nas nie zdradzono, i tak nasze szanse wyglądają kiepsko. Najwyżej wrócimy z flotą i posprzątamy po bitwie.
– Nie podoba mi się to.
– Tak myślałem. To pańska decyzja, sir.
Odwróciłem się od niego i podszedłem do holotanku. Musiałem to przemyśleć. Nie chciałem porzucić stacji bojowej, ale też nie zamierzałem złapać się na sztuczkę wroga po raz drugi w ciągu kilku dni i zginąć jak idiota.
– Marvin – powiedziałem – musimy porozmawiać na osobności.
– Jestem w tej chwili dość zajęty, pułkowniku – odparł.
Przyciągnąłem uwagę tylko jednej kamery. Reszta ciężko pracowała przy podstawie holotanku, który był kompletnie rozbebeszony.
– Co właściwie teraz robisz? – spytałem.
– Holotank składa się z dość wyspecjalizowanych nanitów. Mają różne kolory i mogą zapalać się jak małe LED-y. Te są generycznymi, szarymi zastępnikami. Dokonuję regulacji…
– Świetnie, Marvin. Jestem pewien, że podczas nadchodzącej bitwy będą bardzo dobrze widoczne i pomocne. Ale muszę z tobą porozmawiać w tej chwili.
W moją stronę obróciły się trzy kamery.
– Dobrze, sir.
Opuściłem mostek, a Marvin popełzł za mną. Miał teraz podłużną formę, składającą się z segmentów wielkości kubłów na śmieci. Jego ramiona z trudem ciągnęły je po pokładzie.
– Przybrałeś ostatnio na wadze? – spytałem.
– Mogłem przekroczyć wyznaczone dla mnie w zeszłym miesiącu specyfikacje, ale tylko nieznacznie.
Staliśmy w pustym korytarzu. Zatrzymałem się, bo uznałem, że to tak samo dobre miejsce na prywatną rozmowę jak każde inne. Stacja była w dziewięćdziesięciu pięciu procentach pusta.
– Jeśli miałbym zgadywać, to powiedziałbym, że niemal dwukrotnie przekroczyłeś uzgodnioną masę.
– Być może zaszło nieporozumienie – stwierdził Marvin, przyglądając mi się pełnym bukietem kamer. Niektóre spoglądały na moje dłonie lub stopy, ale większość skupiała się na twarzy, oglądając ją pod różnymi kątami. – Mierzyłem dozwolone osprzętowanie z punktu widzenia wagi, nie masy. Jako że nasza stacja ma w praktyce grawitację o połowę mniejszą niż Ziemia, moje wyliczenia…
– Na razie mniejsza z tym, oszuście. Pogadajmy o twoich motywacjach i intencjach, Marvin.
Żonglował kamerami, próbując określić mój nastrój. Było to dość oczywiste, więc starałem się utrzymać pokerową twarz, aby mu utrudnić zadanie. Marvin denerwował większość ludzi. Potrafił być dość wymijający, więc kontakty z nim wymagały sporej determinacji.
– Wśród załogi wystąpiły pewne obawy, jeśli chodzi o twoją lojalność. Czy w tej walce jesteś po naszej stronie, Marvin? Czy robisz, co możesz, żeby ocalić stację i ludzkie życie, czy przeprowadzasz jakiś misterny eksperyment?
Uważałem, że Marvin nie jest tak naprawdę zły, ale musiałem przyznać, że nieustannie naginał zasady. Zazwyczaj jego główną motywacją była naukowa ciekawość. Jeśli miał właśnie na rozkładzie tajemnicę, w którą mógł się zagłębić, był zdolny do bardzo niepokojących rzeczy. Czasami na granicy zdrady.
– Rozumiem pańskie obawy, pułkowniku. Chce pan wiedzieć, czy w jakiś sposób wywołałem tę inwazję, tak?
– Chcę wiedzieć, czy masz z nią coś wspólnego i jakie informacje przed nami wciąż ukrywasz.
– W waszych danych wyczytałem pewien idiom. Spowiedź jest dobra dla duszy.
– Znam tę koncepcję. Z czego chcesz się wyspowiadać?
– Wiedziałem, że nadchodzą. Nie wiedziałem jednak, kiedy ani jak. Wydedukowałem, że ten pojedynczy okręt Skorupiaków musiał być częścią jakiegoś podstępu, a nie prawdziwej misji dyplomatycznej.
Skinąłem głową, czując, jak mięśnie mi się napinają. Zaczynałem być wściekły, ale starałem się nie dać tego po sobie poznać. Gdy na niego patrzyłem, Marvin obrócił jedną z kamer tak, aby mieć szerszą perspektywę mojej twarzy.
Kiedy byłem w stanie zapanować nad głosem, powiedziałem z fałszywym spokojem:
– Dobrze, porozmawiajmy o tym, co jeszcze wiesz, a czego mi nie powiedziałeś. Wydedukowaliśmy, że wróg posiada informacje o pozycjach naszych sił. Czas ich ataku jest zbyt dokładny, aby był przypadkowy.
– Ach, co za przenikliwość. Tak, są na to dowody. Wielu dowódców by to przegapiło w takim zamieszaniu, ale nie pułkownik Riggs, ten…
– Po prostu powiedz mi, kto jest szpiegiem i jak działa – przerwałem mu.
Nadal miałem nadzieję, że nie powie mi, iż przekazuje dane Skorupiakom. Bo jeśli to robił, to musiałbym go wyrzucić przez śluzę, bez względu na to, jak był cenny.
– Niech pan to przemyśli – odparł, jakby go to bawiło. –
Czy odpowiedź nie jest oczywista? Kto w układzie Edenu może mieć do nas uraz? Kto tutaj przebywa i jest w stanie obserwować nasze ruchy? Kto dysponuje technologią pozwalającą na przesłanie raportu poza ten układ?
Wpatrywałem się w niego, walcząc z przypływem gniewu. Znał odpowiedź, wiedział, że jest niezwykle ważna, ale wciąż wolał bawić się w zgadywanki. Jego pojęcie priorytetów wyglądało dość osobliwie.
Mimo emocji i tego, jak ważne były to informacje, musiałem przyznać, że odpowiednio do tego podszedł. Odpowiedź musiała tkwić tutaj, wśród wymienionych przez niego faktów. Pomyślałem o graczach znajdujących się w tym układzie. Mieliśmy samych marines Sił Gwiezdnych. Byłem pewien, że wszyscy są wierni Ziemi, flocie i mnie osobiście. Po to tu przylecieli. Od razu skreśliłem ich z listy.
Gdyby znajdowały się tu okręty Crowa, umieściłbym ich dowódców na liście