Star Force. Tom 6. Imperium. B.V. Larson
Powinniśmy byli zgłosić to Ziemi, gdy jeszcze mogliśmy – marudził Welter. – Teraz straciliśmy systemy komunikacyjne i nie możemy nawet powiedzieć nikomu, kto nas zaatakował.
Spojrzałem na niego z ukosa.
– Zawsze, gdy na tej stacji odzywa się alarm, w pierwszej chwili myślę o Ziemi. Ale nasze stosunki z ojczystą planetą nie są najlepsze, odkąd sprzeciwiłem się rozkazom Crowa. Wysłałem sporo wiadomości: dyplomatyczne przeprosiny, wyjaśnienia, a nawet pełne raporty, ale bez odpowiedzi. Jeszcze w zeszłym tygodniu prosiłem o posiłki. Nikt się nie odezwał.
Komandor Welter milczał. Wiedziałem, że cisza ze strony Ziemi wszystkich niepokoiła. W końcu staliśmy na straży ziemskich granic. Co dla naszej misji oznaczało to, że Ziemia nie chciała z nami nawet rozmawiać? Moi ludzie nie byli pewni, ale wiedzieli, że nic dobrego. Niektórzy szeptali, spekulowali, że Ziemia została podbita przez makrosy przylatujące od strony układu niebieskiego olbrzyma, przez pierścień na Wenus. Sam jednak nie brałem tej opcji pod uwagę. Byłem pewien, że wtedy Crow wysłałby wiadomość, błagając o pomoc.
Ale nie zrobił tego. Przestał wysyłać do nas rozkazy i raporty. Nie odpowiadał na nasze pytania, więc przestałem je zadawać. Teraz byliśmy w dyplomatycznym impasie. Wszyscy czekali. Zaczęło to gryźć moich ludzi. Niektórzy szeptali, że zbudowaliśmy stację po złej stronie łańcucha, że powinniśmy zbudować ją od strony Ziemi. Starałem się zwalczać takie gadanie, ale nie mogłem podsłuchiwać wszystkich rozmów w korytarzach. Plotki przycichły, ale całkiem nie ustały.
Sandra rzuciła przekleństwem dwie minuty po tym, jak trafił nas impuls elektromagnetyczny. Obaj z Welterem spojrzeliśmy na nią. Jej ubranie znikało na naszych oczach. Zdałem sobie sprawę, że moje też. Wszyscy starali się trzymać za rozsypujące się skafandry. To wyglądało, jakbyśmy mieli kawałki płótna przyklejone do ciała taśmą, która nagle zaczęła odpadać. Nanitowa tkanina straciła przyczepność. Miliardy komponentów utraciły spójność, spadając na podłogę wokół nas. Pomyślałem, że na szczęście większość z nas nosi bieliznę.
Sandra wyciągnęła język w stronę rozpadającej się kupki swojego dawnego ubrania.
– Zdradzieckie gnojki. Kiedy naprawdę ich potrzebujesz, wyłączają się.
– To nie one są tu zdrajcami – wyjaśniłem. – Skorupiaki zrobiły to celowo. Walnęły w nas czymś i musimy uznać, że cała stacja przestała działać. Została nam jakaś stara technologia? Choćby i radio tranzystorowe?
Nieco się naszukaliśmy, ale w końcu Welter je znalazł. Umieściłem tu i ówdzie na stacji prymitywną technologię, bo obawiałem się, że zbytnio polegając na nanitach, możemy być podatni na atak, który je zneutralizuje. Podobnie jak same makrosy, miałem zapasowe systemy. Pozwalały jednak tylko na bardzo podstawową komunikację.
W ciągu minuty dysponowałem awaryjną słuchawką. Próbowałem wywołać resztę załogi w innych częściach stacji, ale bezskutecznie. Następnie zwróciłem się w stronę kosmosu. Mieliśmy tam w końcu jeszcze dwa okręty i chciałem z nimi pogadać.
– Tu P-9 do bazy, odpowiedzcie.
– To pilot? – spytałem, zabierając Welterowi mikrofon. Chwycenie znowu za zwykły kawał plastiku było dziwnym uczuciem. – Przedstaw się.
– Tu porucznik marines Becker, sir – odezwała się kobieta. Radio szumiało, ale działało.
– Becker, dobrze cię słyszeć. W jakim jesteście stanie?
– Z okrętem wszystko w porządku. Chyba byłam poza zasięgiem tego, co uszkodziło stację.
– Co zobaczyłaś, Becker? Wiesz, co to było?
– Nie bardzo. To wyglądało jak jakaś mała eksplozja. Podejrzewam, że mógł to być impuls elektromagnetyczny wytworzony przez okręt Skorupiaków. Wykiwali nas, sir. Czy stacja jest sprawna?
– Nie – odparłem. – Na razie jesteśmy unieszkodliwieni.
– Jak mogę pomóc? Trzeba was ewakuować?
– Nie. Wróć do swojej głównej misji. Razem ze skrzydłowym lećcie na drugą stronę pierścienia. Przeprowadźcie zwiad w układzie Thora, szukajcie znaków, czy szykują kolejny atak. Jeśli tak, muszę natychmiast o tym wiedzieć.
– Przyjęłam, pułkowniku. Bez odbioru.
Becker odleciała przez pierścień. Zostaliśmy sami, na mostku oświetlonym jedynie przez lampy awaryjne. Czułem się bezradny i coraz bardziej wkurzony.
– Lepiej, żeby te raki wiedziały, co robią – burknąłem. – Nie lubię stać po ciemku w samej bieliźnie.
– Kyle, powinniśmy wezwać resztę lokalnej floty.
Pokręciłem głową.
– Welter, poinformuj pozostałych dowódców o naszej sytuacji. Nie rozkazuj misji ratunkowej – jeszcze nie. Nie wiemy, co planują Skorupiaki. Może chcą, żebyśmy się wycofali z pierścienia do Heliosa?
Sandra spojrzała na mnie spode łba.
– Sugerujesz, że homary współpracują z makrosami? Albo z Crowem?
– Po prostu nie wiemy.
– Ale jak mogliby nawiązać kontakt? Tkwią w swoim układzie, prawda?
Pokręciłem głową.
– Pamiętasz eksperyment Marvina z komunikacją między pierścieniami? Udało mu się sprawić, że nadawały i przekazywały wiadomości. Zawsze podejrzewałem, że makrosy to potrafią, i wiem, że potrafią to Niebiescy. Może Skorupiaki też dysponują tą technologią. Może tuż pod naszym nosem knuły zdradę?
Marvin dopiero niedawno odkrył technologię pozwalającą na nadawanie międzygwiezdnych wiadomości przez pierścienie, z prędkością w zasadzie większą niż światło. Należało w tym celu stworzyć minipierścień, z pomocą mechaniki kwantowej. Operował on na zasadzie splątania kwantowego. Najważniejsze było, że skutkowało to praktycznie natychmiastowymi połączeniami.
Welter przysłuchiwał się nam uważnie, aż w końcu się odezwał:
– Ale co zyskaliby na takim ataku? Muszą wiedzieć, że jesteśmy dość silni, by ich zniszczyć w razie potrzeby. Mamy dużo więcej okrętów, a ta stacja jest dużo bardziej śmiercionośna niż cokolwiek, co mogą na nas wysłać.
– Czyżby? – spytałem ponuro. – Właśnie unieszkodliwili ją jedną prostą sztuczką.
– Tak, ale w ciągu kilku dni doprowadzimy ją do używalności, jestem tego pewien.
Ja nie byłem, ale nie chciałem się kłócić.
– Mogą być w zmowie z naszymi wrogami. Muszą mieć plan, coś, co zszokuje nas tak bardzo, jak ten atak. Coś, co wykorzysta ich nagłą przewagę.
Z tym nie można było dyskutować. Wszyscy byliśmy zmartwieni i zastanawialiśmy się, jaki koszmar nas czeka.
Gdy założyłem na siebie jakiś staroświecki kombinezon i zabandażowałem ręce, udałem się pod pokład.
– Gdzie idziesz? – spytała szorstko Sandra.
– Poszukać Marvina.
– On wciąż żyje?
– Nie wiem, ale się dowiem.
– Chcę iść z tobą.
– Potrzebuję cię na mostku. Pilnuj, żeby Welterowi nic się nie stało, i nasłuchuj zwiadowców. Powinni wkrótce wrócić i zdać raport. Wtedy znajdź mnie i przekaż informacje.
Nie chciała zostać sama, ale