Star Force. Tom 6. Imperium. B.V. Larson
mieliśmy wyboru, jeśli chcieliśmy z nim porozmawiać. Istniało niewielkie ryzyko ataku, ale normalizacja stosunków z tymi pyszałkami była warta jego podjęcia.
Okręt obcych wytracił nagle prędkość, podlatując do stacji. Najwyraźniej planował zadokować. Konstrukcja jednostki była dla mnie nowa. Kadłub miał dość dziwny kształt –
zamiast geometrycznego, symetrycznego planu widziałem wybrzuszenia w pozornie przypadkowych miejscach. Okręt wydawał się pozbawiony równowagi, ale zapewne dla Skorupiaków był czymś pięknym.
– Przelatuje przez główne pole minowe – poinformował Welter, majstrując przy panelu sterowania holotanku.
Rozejrzałem się i stwierdziłem, że większość załogi nie robi nic, tylko się gapi.
– Uwaga, macie się wszyscy rozejść. Sandra, Welter – wy zostańcie. Lester, udaj się do maszynowni. Pramrod, do sekcji naprawczej. Reszta niech obsadzi baterie dział. Tam również możecie pić kawę i patrzeć na ekran.
Przez chwilę na mnie spoglądali, po czym ruszyli się z miejsc. Nikt nie kwestionował moich rozkazów, ale niektórzy wyglądali na skonsternowanych. Zmarszczyłem brwi. Byli nieźle wyszkoleni, choć nieco zbyt powolni.
– Ruszać się! – ryknąłem nagle, klaszcząc. – Za dziesięć sekund nie chcę widzieć nawet waszych tyłków. Wynocha!
Wreszcie do nich dotarło. Wszyscy pobiegli do korytarzy i wind prowadzących ku dalszym częściom stacji. Gdy już ich nie było, zauważyłem, że Sandra patrzy na mnie zamiast na holotank. Okręt Skorupiaków był już w połowie drogi między pierścieniem a stacją.
– Co to było, Kyle?
Wzruszyłem ramionami.
– Nie wiem. Ale gdy zobaczyłem, jak Marvin się ulatnia, uznałem, że może jest mądrzejszy niż my. Co byś zrobiła, gdybyś miała tylko jeden okręt, który miałby przeprowadzić samobójczy atak? Gdzie byś uderzyła?
Szeroko otworzyła oczy.
– Mostek?
– Dlaczego nie?
– Ale nie mogą wie… – zaczęła mówić.
– Obcy okręt dokuje za dziewięćdziesiąt sekund – przerwał jej Welter donośnym, ale spokojnym głosem. Zajmował stanowisko sternika, mimo że stacja nie była zdolna do samodzielnego lotu. Mógł jednak kierować jej nachyleniem, obracając olbrzymią konstrukcją. Dzięki temu w razie potrzeby, gdyby część stacji została uszkodzona, moglibyśmy strzelać z kolejnych dział. Miałem nadzieję, że nigdy nie będę miał okazji się przekonać, jak układy sprawują się pod ostrzałem.
Sandra spojrzała na niego i znów na mnie. Odezwała się w końcu szeptem:
– Nie mogą wiedzieć, że mamy tylko garstkę ludzi na pokładzie.
– Nie mogą. Ale może i tak to wiedzą. Nie zrozum mnie źle, mam nadzieję na pokojowe pogaduszki. Może zdali sobie sprawę, że czas całować ludzi w tyłki za ochronę. Szanuję to. Ale już wcześniej nas zaatakowali, więc nie zamierzam dać się wykiwać ponownie.
Razem patrzyliśmy więc, jak okręt Skorupiaków wyhamował i wleciał do doku. Widok automatycznie przełączył się na kamery wewnętrzne. Holotank pokazał, że okręt połączył się ze stacją i rejestrowała go jedynie kamera w hangarze, który otworzył się szeroko.
Dałem Sandrze znak, by włączyła kanał komunikacyjny.
– Przybyłeś, ambasadorze – powiedziałem. – Skoro już tu jesteś, może podasz nam swoje imię?
Na ekranie pojawił się niebieskawy blask, który rósł, aż zobaczyłem sylwetkę Skorupiaka siedzącego w pomieszczeniu wypełnionym wodą, w której pływały różnego rodzaju przedmioty. Wokół jego czułków krążyły brązowe płatki. Ambasador był kiepsko oświetlony. Zapewne tak się czuł najlepiej. Mieszkająca na dnie morza istota nie była przyzwyczajona do jasnego światła.
– Ambasador? – odparł kosmita. – Tak, ten tytuł można uznać za odpowiedni. Jestem samicą Piątego Stopnia, starszym adiunktem. Zaszczycam cię bardzo swoją obecnością tutaj, pozwalając, byś mnie oglądał. Czy zdajesz sobie sprawę z tego, jak wielkim darem jest moje przybycie?
Te aroganckie owoce morza potrafiły być cholernie irytujące. Zmusiłem się do uśmiechu, starając się robić dobrą minę do złej gry. Wziąłem głęboki oddech i stwierdziłem, że dostosuję się jednak do ich stylu.
– Jesteśmy wniebowzięci, wasza wielkoduszność – odparłem. – Słowa nie są w stanie wyrazić, jak bardzo cieszy nas wasz majestat.
Czułki falowały przez chwilę, po czym uniosły się nieco w wodzie, otaczającej kolczastą głowę ambasadora. Uznałem, że Skorupiakowi spodobało się tłumaczenie, które otrzymał.
– Doskonale. Dobrze jest, gdy pomniejsze istoty pojmują majestat poświęcenia, którego będą świadkami. Cokolwiek innego byłoby nieodpowiednie.
Mój uśmiech nieco zrzedł, gdy próbowałem stwierdzić, o co chodzi kosmicie. Czasami obcy używali idiomów, które z początku wydawały się nie mieć sensu.
– Być może czas, byśmy poznali cel twojej misji. Oświeć nas, proszę.
Czułki znów się poruszyły, po czym stanęły w miejscu.
– Zgoda – odparło wodne stworzenie.
Otworzyłem usta, by coś dodać, ale myśl w jednej chwili wyleciała mi z głowy. Do dziś nie jestem w stanie ustalić, co właściwie zamierzałem powiedzieć.
Bo w ułamku sekundy statek ambasadora Skorupiaków eksplodował.
Rozdział 3
Przez pierwsze parę chwil po wybuchu uśmiechałem się ponuro. To był niezły podstęp – zbliżyli się i zrobili dziurę w naszej centralnej ładowni. Ale nie był to szczególnie groźny atak. W zasadzie wyszedł dość żałośnie. Wyliczyłem, że musiała to być głowica o sile poniżej megatony.
– No to nas oświecili – stwierdził Welter.
– Nie rozumiem, co nimi kie… – zacząłem, ale nie dokończyłem.
Wszystkie systemy na mostku przygasły, po czym wyłączyły się na dobre, a wraz ze sprzętem przepadło moje zdanie. Wszystkie komputery albo były już martwe, albo niewiele im brakowało.
– Co to ma być, do cholery? – warknąłem.
– Jakiś rodzaj wirusa? – spytała Sandra. Jej oczy były wielkie i zobaczyłem w nich coś, czego nie widziałem chyba od czasu bitwy o wyspę Andros. Strach.
– Nie wiem, co to – powiedział Welter – ale rozprzestrzenia się na całą stację.
W czasie naszej wymiany zdań zgasł centralny holotank, a znajdujące się w nim nanity opadły na dno jak szary piasek. Wyglądały, jakby nagle je coś wyłączyło. Miliardy nanitów.
– Impuls elektromagnetyczny? – zastanawiałem się.
– Albo to, albo naprawdę szybki wirus – odparł Welter.
– Sandra, nakaż systemom wzajemną izolację.
– Próbuję, ale główna konsola nie odpowiada. Jesteśmy odcięci.
Walnąłem pięścią w konsolę. Zrobiłem małe wgięcie, typowe dla konsoli używanych przez wkurzonych oficerów ze wzmocnionymi mięśniami. Nie było to dla mnie nic nowego, ale dwa szczegóły mnie zdziwiły. Po pierwsze, konsola nie nadmuchała się z powrotem jak balon. Po drugie, walnięcie w metalową powierzchnię bolało.
Podniosłem odzianą