Star Force. Tom 6. Imperium. B.V. Larson
że Marvin planował udać się do komory generatora, ruszyłem w tamtą stronę, przemieszczając się tunelami Jeffriesa. Jako że stację zaparkowaliśmy na orbicie Helu, nie mieliśmy niemal żadnej grawitacji. W niektórych częściach generowaliśmy sztuczne ciążenie, ale nie należały do nich tunele Jeffriesa. Dawały dostęp do rzadko odwiedzanych części naszej instalacji, zbyt odległych od jej centrum lub zbyt rzadko używanych, żeby warto było budować porządny korytarz.
Wkraczając do obszaru generatorów, zobaczyłem masywne ściany ekranujące, przeszywane przez tunele. Światła były tu przytłumione, ale dało się jeszcze coś zobaczyć. Było mi zimno – systemy ogrzewania przestały działać i otaczająca nas próżnia wysysała ciepło.
Przed sobą zobaczyłem jakiś ruch, coś ciemnego, co odsunęło się ze zgrzytem. Brzmiało jak stalowa szczotka szorująca o betonową podłogę.
– Marvin? – spytałem tak spokojnie, jak tylko umiałem. –
Wiem, że tu jesteś. Odezwij się.
– Dlaczego pan przyszedł, pułkowniku Riggs?
– Żeby z tobą porozmawiać.
– O czym?
– O tym, skąd wiedziałeś, co zrobi okręt Skorupiaków.
Marvin zawahał się. Widziałem go teraz w półmroku – a przynajmniej jedną z jego kamer. Chował się za rogiem skręcającego w prawo tunelu. Podczołgałem się bliżej i przycisnąłem kolana do piersi. Nie było tam miejsca, żeby stać, ale mogłem przykucnąć.
– Czy jest pan uzbrojony? – spytał Marvin.
Spojrzałem na trzymany w dłoni pistolet laserowy. W zasadzie wziąłem go ze sobą dość bezrefleksyjnie.
– Tak.
– Czy mogę spytać dlaczego?
– Jestem marine Sił Gwiezdnych i właśnie doświadczyliśmy poważnego ataku. Głupio byłoby chodzić po stacji bez broni.
Usłyszałem dalsze szuranie i zgrzytanie. W moim polu widzenia pojawiły się mackowate kształty, po czym znów zniknęły. W końcu dwie kamery podleciały w moją stronę. Ich czerwone diody świeciły w ciemności.
– To chyba ma sens. Co do wcześniejszego pytania, nie wiedziałem, co zrobi okręt Skorupiaków. Po prostu przedsięwziąłem logiczne środki zaradcze.
– Chowając się tu? W osłoniętej części stacji?
– Owszem.
– Dobra, a czy wiesz, co to właściwie był za atak?
– Podejrzewam, że impuls elektromagnetyczny – i to dość mocny. Uszkodził większość systemów okrętu.
Zdałem sobie wtedy sprawę, że Marvin zdecydowanie wiedział, co nas czeka – a przynajmniej się tego spodziewał – i nas przed tym nie ostrzegł.
– Owszem, uszkodził – odparłem zaskakująco spokojnie. Wiedziałem, że lepiej nie okazywać Marvinowi, jak bardzo jestem wściekły. Był bardziej skłonny odpowiadać szczerze, gdy żywił przekonanie, że nie ma się czego obawiać. W środku się gotowałem. Miałem ochotę rozebrać go na kawałki i wysłać je w stronę żółtej gwiazdy Edenu. Ale nie chciałem, żeby to wiedział. Nie umiałby wtedy rozmawiać o czymkolwiek innym.
Gdy byłem w stanie myśleć jasno i kontynuować rozmowę spokojnym tonem, zadałem mu kolejne pytanie, które nie było bezpośrednio związane z jego winą w tej kwestii.
– Jak myślisz, dlaczego to zrobili? Czemu nas zaatakowali?
– Żeby nas zniszczyć, wygonić z układu Edenu.
– Logiczne. Ale nie mogą myśleć, że pokonają nas samodzielnie. Dlatego wydedukowałem, że powinni mieć sojuszników.
– Zgadzam się. Wyliczyłem prawdopodobieństwo na ponad dziewięćdziesiąt dwa procent.
Moja prawa dłoń zacisnęła się na rękojeści pistoletu laserowego. Nie miałem żadnej osłony na oczy. Ale gdybym wycelował w niego z tej odległości i po prostu zasłonił twarz drugą dłonią, zapewne mógłbym go spalić bez utraty wzroku. Trudno było myśleć o czym innym, ale wiedziałem, że bardziej potrzebuję informacji niż zemsty, więc kontynuowałem rozmowę.
– Załóżmy więc, że mają sojuszników. Sprzymierzyli się z obcą siłą, taką jak makrosy.
Marvin z szelestem przysunął się bliżej. Widziałem teraz trzy kamery. Czwarta rozglądała się nieco dalej w różne strony. Miałem nadzieję, że to tylko oznaka naturalnej ciekawości, a nie poszukiwanie drogi ucieczki.
– To mogłyby być makrosy – odparł Marvin. – Ale sygnał nie leciał w ich stronę.
Zmarszczyłem brwi.
– Jaki sygnał?
– Ten, który niedawno wysłali przez pierścień. Chciałem panu o tym powiedzieć, ale bałem się, że będzie pan podejrzewać, że ja go w jakiś sposób spowodowałem, i zabierze mi moją pasję.
– Twoją pasję? Pasjonujesz się teraz używaniem pierścieni jako przekaźników?
– Oczywiście! Proszę sobie wyobrazić te możliwości! Pierścienie ciągną się w nieznane w każdym kierunku. Łańcuch nowych światów, gatunków, kultur. To fascynujące.
Nie mieliśmy jednak czasu na eksperymenty z transmisjami między pierścieniami. Każda para rąk była potrzebna do pracy przy doprowadzeniu stacji do używalności. Gdyby w tym czasie przyleciała wroga flota, wszystko inne okazałoby się kompletną stratą czasu.
Ale zemściło się to na mnie. Moi wrogowie używali pierścieni do przesyłania wiadomości, a Marvin nie uznał, że warto mi o tym powiedzieć.
– Zobaczmy, czy dobrze cię rozumiem – powiedziałem, zmieniając pozycję i opierając plecy o zakrzywienie tunelu. Nie było to tak wygodne jak siedzenie na krześle, ale lepsze niż kucanie. – Podsłuchałeś komunikację między Skorupiakami a makrosami – którą monitorowałeś, ale której nie zgłosiłeś. Gdy przyleciał do nas ambasador Skorupiaków, bałeś się o swoje bezpieczeństwo, więc udałeś się do obszaru stacji, w którym impuls elektromagnetyczny nie mógł usmażyć twojego nanitowego mózgu.
Kamery Marvina patrzyły na mnie.
– W pańskim opisie są elementy prawdy, ale jako całość jest pełen błędnych stwierdzeń. Nie wiedziałem, że to Skorupiaki i makrosy rozmawiały za pośrednictwem pierścieni, więc nie jestem winien żadnego wspomagania wroga. Myślałem, że wykryłem jakiś rodzaj komunikacji, i byłem w trakcie szczegółowej analizy, kiedy zaczął się kryzys.
– Zaprzeczasz, że wiedziałeś o tym ataku i o jego formie?
– Absolutnie.
– Dlaczego więc skryłeś się w miejscu, które było odporne akurat na ten rodzaj dywersji, nie mówiąc nam o swoich podejrzeniach co do pochodzenia wiadomości? A nawet o ich istnieniu?
– Moje działania zostały oparte na obawach, które prawdopodobnie były fałszywe. Miały stanowić środki zapobiegawcze, które tylko przypadkiem okazały się odpowiednie. Nie chciałem kłopotać was, ludzkich sojuszników, swoimi fantazjami. Nie byłoby w tym żadnej korzyści dla mnie. Gdybym się mylił, obniżyłoby to waszą ocenę mojej przydatności jako oficera Sił Gwiezdnych.
– Ale się nie myliłeś i mogłeś zapobiec uszkodzeniom!
– Tak? A co pan by zrobił, pułkowniku Riggs, gdybym pana ostrzegł? Gdybym wyjaśnił zagrożenie, podczas gdy ambasador Skorupiaków zbliżał się do stacji? Wystrzeliłby pan do niego? W oparciu o przeczucia jednego oficera?
Wzruszyłem