Wesele. Stanisław Wyspiański
oblewa całe czółko;
możesz się zaziębić wnet
MARYNA
a tak – teraz to sobie myślę:
co insze złoto, a co insze miedź
RADCZYNI
nie pleć, spocznij, cicho siedź
MARYNA
a myśl moja het, het, het....
SCENA 15. MARYNA, POETA
POETA
Elektryczność z oczu bije
MARYNA
zgrzałam się przy tańcowaniu
POETA
Pani marzy o kochaniu, —
co tam pani serce czyje
MARYNA
Może pańskie serce zatem, – — POETA
Umie pani strzelać batem – —?
MARYNA
Jakto, co to, – tak przez kogo?
POETA
Tak w powietrze, a szeroko
MARYNA
Co tam panu serce czyje; —
a umie pan kopnąć nogą – —?
POETA
tak przez kogo
MARYNA
Nie tak srogo, —
tak w powietrze, a wysoko
POETA
Na, co, po co
MARYNA
dla niczego
POETA
to nic złego
MARYNA
I nic z tego
POETA
to zagadka
MARYNA
Sfinx
POETA
Meduza.
MARYNA
Może z tego pan odgadnie
nowoczesny styl harbuza;
tak, jak ja odgadłam snadnie:
próżność na wysokiej skale,
w swojej własnej śpiącą chwale
POETA
Zeus i Pan Bóg mieszka w niebie,
przedsię obaj są u siebie.
Psyche to najczulej pieści. —
O tem, gdzie kto śpi wysoko,
pani wie coś z głuchych wieści;
nie dosięgło jeszcze oko.
MARYNA
Rozumiem coś z wielką biedą;
nie dosięgło jeszcze oko,
nie zawlokłam się na turnie;
tak tam dumnie, szumnie, chmurnie.
Bałamuctwa w wielkim stylu,
które już przeżyło tylu,
różni więksi, mniejsi, nizcy;
wszystko bardzo wyjątkowe,
bardzo dziwne, bardzo nowe,
tylko że tak robią wszyscy
POETA
Słucham, co to za wymowa
MARYNA
Słowa, słowa, słowa, słowa
POETA
ale gdzieta, ale gdzieta,
to uczucia tak się garną;
szkoda, żeby szły na marno
MARYNA
pan poeta, pan poeta;
pan myśli, że ja zajęta
POETA
widzę, że pani pamięta,
jaka komu etykieta
przylepiona i przypięta
MARYNA
Szkoda, żeby szły na marno
te uczucia, co się garną:
Pan poeta, pan poeta
POETA
otóż to, to etykieta
SCENA 16. ZOSIA, HANECZKA
ZOSIA
Chciałabym kochać, ale bardzo,
ale tak bardzo, bardzo, mocno
HANECZKA
to ta muzyka gra tak skoczno
i pewno serce tobie skacze.
Jeszcze się dosyć, dość napłacze,
nim go kochanie ułagodzi.
Pociesz się serce, pociesz miła,
jeszcze niejedna łza, mogiła
od tej miłości ciebie grodzi
ZOSIA
że to tak losy szczęściem gardzą,
że tak nie sypią szczęściem w oczy,
tylko tak zaraz błyski gasną,
ledwo się w oczach świt roztoczy
HANECZKA
musi przyjść wprzódy cierpień koło;
przejść musi wprzódy, nędzę, bole,
a potem kiedyś będzie wesoło,
jak ci ból serce dość nakole
ZOSIA
ja gdybym była losów panią,
naprzykład taką, wiesz: Fortuną,
tobym odarła złote runo,
żeby dać wszystko ludziom tanio;
żeby się tak nie umęczali,
w takiem gonieniu ciężkiem, długiem:
każden jak więzień za swym pługiem;
żeby się syto nakochali,
żeby się wszystko im kręciło:
jakby się złote nitki wiło
HANECZKA
A tu są takie Parki stare,
co nożycami tną przędziwo
ZOSIA
A chyba