Filozofia religii. Отсутствует
czy też są złudzeniami i która z interpretacji jest właściwa. Ta druga kwestia jest od pierwszej niezależna w tym sensie, że uznanie istnienia rozproszonego zmysłowego poczucia rzeczywistości nie przesądza o tym, czy poczucie obecności czegoś/kogoś/Boga jest naszym wyobrażeniowym dodatkiem, czy też jest lub bywa poznaniem rzetelnym, do którego owo poczucie rzeczywistości w naturalny sposób się dołącza.
W tym duchu należy spoglądać na dzisiejsze badania, które coraz dokładniej korelują różne stany umysłowe z aktywacją określonych obszarów czy stanów mózgu. Dzięki temu ukazują ich biologiczne uwarunkowania, które – jeśli są poprawnie zidentyfikowane – możemy traktować jako warunki konieczne dla zajścia tych stanów. Nie ma jednak prostego przejścia między tezą, że warunkiem koniecznym stanu umysłu pewnego rodzaju jest określony stan mózgu, a twierdzeniem, że ów stan mózgu jest warunkiem wystarczającym owego stanu umysłowego. Trudno wyobrazić sobie, aby na gruncie badań naukowych dało się wykazać, że pewne stany mózgu są warunkiem wystarczającym doświadczeń obecności Boga, chyba że naukę zwiążemy z pewnym stanowiskiem ontologicznym, a mianowicie z naturalizmem. Naukę jako całość, a z pewnością niektóre dyscypliny naukowe (np. matematykę, fizykę czy cały obszar humanistyki), można jednak całkiem spójnie powiązać z ontologiami antynaturalistycznymi, np. z dualizmem lub idealizmem.Istnieje też rozpowszechniony pogląd, podzielany przez antynaturalistów, że naukę w jej aktualnej postaci można i nawet trzeba wiązać z naturalizmem metodologicznym (z postulatem wyjaśniania przez odwoływanie się wyłącznie bądź tak dalece, jak się da, do zjawisk naturalnych), ale nie oznacza to rozstrzygnięcia na korzyść naturalizmu ontologicznego.
Załóżmy, że ktoś ma mocne, ale nie patologiczne, poczucie winy z powodu wprowadzenia znajomych w błąd, który spowodował poniesienie przez nich szkody. Przyjmijmy też, że znamy dokładnie stan mózgu, bez którego owo poczucie nie mogłoby w ogóle się pojawić. Czy możemy stąd wyciągnąć wniosek, że jest ono wyłącznym wytworem jego mózgu? Całkiem rozsądna jest także inna hipoteza, że przekonanie o błędzie wiąże się z obiektywnym, tzn. niewytworzonym przez człowieka jako jednostkę, społeczność lub gatunek, zróżnicowaniem na prawdę i fałsz, a poczucie winy ma swoje źródło w sprzeniewierzeniu się obiektywnej normie nakazującej mówienie prawdy i niewyrządzanie szkody bliźnim. Oczywiście, naturalista może próbować wtłoczyć w swój schemat zjawiska, które są podstawą dla sformułowania stanowisk antynaturalistycznych, takie jak: wartości epistemiczne i moralne, qualia, świadomość, intencjonalność, subiektywność, normatywność, przekonania i doświadczenia religijne itp., ale za cenę osłabienia wyrazistości swojego stanowiska lub pominięcia istotnych własności owych zjawisk.
W obrębie metafizyki toczy się w tych kwestiach wielowiekowy spór, który trudno uznać za rozstrzygnięty, a zwolennicy konkurencyjnych stanowisk są świetnie przygotowani do wykazania ich zgodności z naukami. Współcześni naturaliści uważają zwykle biologię i nauki społeczne za paradygmatyczne dla całej nauki, a antynaturaliści – matematykę i humanistykę. Ci pierwsi potrafią jednak zinterpretować matematykę w duchu antyplatonizmu, a drudzy biologię w sposób, który nie przeczy dualizmowi, a nawet panpsychizmowi. Inną rzeczą jest to, czy każda z tych interpretacji jest równie dobra. Znawcy tematu twierdzą, że nieuprawniony jest wniosek, że w obrębie schematu naturalistycznego dokonano już pełnej naturalizacji doświadczeń mistycznych (por. interesujący doktorat Pawła Korduli z 2017 roku na ten temat). Jeśli mają rację, to tym bardziej niewiarygodne jest twierdzenie, że taka naturalizacja jest prostym rezultatem badań naukowych.
Trzeba podkreślić, że badania w obszarze neuronauk niosą wielką nadzieję na pozbycie się niekorzystnych dla nas stanów umysłowych przez odpowiednią ingerencję w funkcjonowanie mózgu, np. farmakologiczną lub operacyjną. Nie oznacza to jednak, że każdy uciążliwy stan, który udałoby się w ten sposób wyeliminować, jest złudzeniem. Wśród osób słyszących dźwięki, których większość ludzi nie słyszy, są zarówno tacy, których mózg samodzielnie wytwarza takie wrażenia, jak i tacy, którzy mają nadwrażliwość słuchową, pozwalającą im wychwytywać częstotliwości dla innych niedostępne. Ci drudzy cierpią z tego powodu i pragnęliby, aby mogli nie słyszeć tego, co słyszą. Ważne jest jednak to, że w takich przypadkach słyszą oni coś, co realnie zachodzi poza ich umysłami, a ewentualne wyleczenie ich z tej dolegliwości nie będzie oznaczało, że przestało istnieć to, co dawniej słyszeli. Doświadczenia obecności Boga nie należą jednak do stanów umysłowych, których ludzie chcieliby się pozbyć. Wprost przeciwnie, takich doświadczeń poszukują i pragną, podobnie jak pragną doświadczać przyjaźni, miłości czy pragną poznawać. Z faktu, że wszystkie te pragnienia można by wykasować poprzez odpowiednie ingerencje w funkcjonowanie mózgu, nie wynika w żadnym razie, że przyjaźń, miłość czy poznanie są wyłącznym wytworem mózgu i nie mają obiektywnych odniesień.
Mało wiarygodny jest też argument, że skoro doświadczenia obecności Boga (i inne doświadczenia religijne) można wywołać sztucznie, np. przez odpowiednią sugestię lub narkotyki, to są one niewiarygodne. Po pierwsze, warto zauważyć, że obecnie dysponujemy sposobami oszukania mózgu także w odniesieniu do percepcji zmysłowych w taki sposób, aby jego posiadacz widział przedmioty, które faktycznie nie istnieją, i aby nabył poczucia, że są rzeczywiste. Czy z tego należy wyciągnąć wniosek, że żadne spostrzeżenie zmysłowe nie odnosi się do przedmiotu pozaumysłowego? Taka możliwość oczywiście istnieje, ale ponieważ większość zdrowych, racjonalnie myślących osób nie ma trudności z odróżnianiem jawy od snu czy wyobraźni od rzeczywistości, możemy powiedzieć, że prawdopodobieństwo jej zachodzenia jest nieduże. Po drugie, istnieją uzasadnione wątpliwości, czy można zrównać stany umysłu wywołane sztucznie z tymi, które powstają „naturalnie” w kontekście religii. Przykład z percepcją świata realnego i wirtualnego jest wystarczający, aby te wątpliwości zobrazować. Po trzecie, gdyby doświadczenia obecności Boga powstające w sposób naturalny i wywołane sztucznie były identyczne, to nie da się wykluczyć możliwości, że obydwa nie są złudzeniem.
Z powyższych rozważań nie należy wyciągać wniosku, że prawdopodobieństwo, iż doświadczenia obecności Boga są złudzeniami, jest identyczne jak prawdopodobieństwo, że złudzeniami są nasze percepcje zmysłowe. Tak oczywiście nie jest, bo w przypadku percepcji wiemy o zaangażowaniu przedmiotu zewnętrznego – wystarczy go usunąć z pola widzenia, aby treść percepcji uległa zmianie – a w przypadku doświadczenia obecności Boga takiego eksperymentu przeprowadzić się nie da. Tutaj tkwi największa trudność dla badaczy tego rodzaju doświadczeń, która polega na odróżnieniu doświadczeń autentycznych od nieautentycznych. W obrębie poszczególnych religii stosuje się kryterium zgodności z ortodoksją powiązane niekiedy z kryterium zdrowia psychicznego. Obydwa te kryteria wydają się jednak zbyt restryktywne: doświadczenia obecności Boga mogą pojawiać się w różnych religiach i u osób, które – podobnie jak geniusze – nie mieszczą się w ogólnie przyjętych normach. Nie jest też wykluczone, że pewne choroby umysłowe mogą mieć skutek uboczny w postaci „wyostrzenia” umysłu na niedostępne innym aspekty rzeczywistości. Ponadto, oczekiwanie, aby doświadczenia religijne mieściły się w ramach uznawanej ortodoksji, może wpływać na wywoływanie lub odpowiednie dopełnianie treści tych doświadczeń przez wiernych.
Wychodząc z założeń epistemologii ewidencjalistycznej, Richard Swinburne proponuje, aby do oceny doświadczeń religijnych stosować dwie zasady: zasadę zaufania i zasadę świadectwa. Zgodnie z pierwszą należy przyjąć, że jeśli dla danej osoby coś jest obecne, to prawdopodobnie rzeczywiście jest obecne. Zgodnie z zasadą drugą doświadczenia innych osób są prawdopodobnie takie, jak oni je opisują. W wersji uogólnionej zasady te stwierdzają, że rozsądnie jest wierzyć w świat, jaki przedstawia się w naszym doświadczeniu, i rozsądnie jest wierzyć w to, co o swoich