Marksizm. Отсутствует
czy mitów, czy innych fenomenów, tak też marksistowscy badacze klas strukturalistycznej proweniencji wyodrębniali swoje „atomy definicyjne”, z których usiłowali zbudować mniej lub bardziej spójne definicje klas24. Merytorycznie rzecz biorąc, kardynalnym defektem owych koncepcji było niedocenianie albo też – co na jedno wychodzi – nieumiejętność teoretycznego poradzenia sobie z kategorią własności. Wielu spośród tych autorów zdawało sobie mniej lub bardziej jasno sprawę ze związku łączącego teorię klas w marksistowskim rozumieniu z koncepcją własności, lecz na tym zgoda się kończyła. Teorie własności formułowane w pracach, o których mowa, odznaczały się niemal bez wyjątku przedmiotowym ubóstwem, teoretycznym formalizmem, w szczególności wyrażającym zależność myślenia autorów od doktryn prawniczych; ekonomiczne pojęcia własności odznaczały się nieusuwalnymi wadami, m.in. myląc treść kategorii własności z jej przesłankami oraz następstwami25.
Przechodząc teraz do oceny sytuacji we współczesnym marksizmie polskim, autorowi tych słów można oczywiście zarzucić tendencyjność, subiektywizm itp., lecz według jego uczciwej oceny, opierającej się na znajomości odpowiedniej literatury, stwierdzić można, iż oryginalny wkład do marksizmu pojmowanego jako materialistyczno-historyczna teoria społeczeństwa, a więc tym samym do socjologii i nauk społecznych w ogólności, wniosła szkoła poznańska badań nad własnością, skupiona wokół Stanisława Kozyr-Kowalskiego. Do grupy tej należeli przede wszystkim: Jacek Tittenbrun, Zbigniew Klupś, Jerzy Heymann, Michał Chmara i inni, których związek z intelektualnym trzonem środowiska był luźniejszy bądź własny wkład badawczy do dorobku szkoły był wyraźnie mniejszy w stosunku do wymienionych. W opisywanym przypadku można śmiało mówić o szkole nawet nie tyle ze względu na obecność uczniów, chociaż i ona rzeczywiście miała znaczenie, ile ze względu na przeważająco zbiorowy tryb pracy zogniskowany wokół wspólnych seminariów, na których w ogniu długich nierzadko dyskusji wykluwały się później artykułowane w druku stanowiska teoretyczne.
Jak wspomniano, za największe osiągnięcie tej grupy badaczy należy uznać wypracowanie istotnie nowego spojrzenia na własność, kluczową kategorię materializmu historycznego, a przede wszystkim kluczową strukturę życia społecznego, bez której znajomości trudno wyobrazić sobie rzetelne badanie jakiegokolwiek zjawiska w obrębie społeczeństwa. Jakkolwiek przełomowo nowy, sposób pojmowania własności przyjęty przez dane środowisko stanowił zarazem odnowienie i przypomnienie tradycji myślowej obejmującej Hegla, Simmla, Marksa, ale także np. Adolfa Berlego i Gardinera Meansa, którzy swe miejsce w historii myśli zawdzięczają istotnie przełomowemu pod wieloma względami traktatowi The Modern Corporation and Private Property, wydanemu po raz pierwszy w latach trzydziestych ubiegłego stulecia. Z wielu powodów ośrodek ten znajdował się poza tzw. głównym nurtem, oznaczającym aktualnie aprobowane przez władze wersje marksizmu, za czym szły różnorakie profity i beneficja. Tych ostatnich nie było dane zakosztować grupie, którą opatrywano mianem „rewizjonistów”, co z punktu widzenia czysto intelektualnego było zapewne per saldo korzystne, pozwalało bowiem na większą swobodę, niż by to było możliwe w sytuacji przyjęcia na siebie takich lub innych zobowiązań łączących się z wymogami partyjno-państwowymi.
Nazwę „szkoły poznańskiej” z dodatkiem „metodologiczna” stosuje się zwykle w stosunku do innej, konkurencyjnej grupy badaczy i twórców z tego samego Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza i tego samego Wydziału Nauk Społecznych, obejmującego także filozofię, której adeptami byli w większości przedstawiciele owej grupy. Chodzi tu o szkołę wyposażoną w ramy niemal quasi-instytucjonalne, które nadał jej, zamieniając ją w nader wydajną fabrykę doktoratów, tekstów naukowych, publikacji itp., Leszek Nowak, chociaż wielką rolę intelektualną w ukształtowaniu założeń metodologicznych owego zgrupowania odegrał Jerzy Kmita. Wspomniano już o ocenianiu jakości marksistowskiej produkcji podług stopnia jej formalizacji w postaci aparatu matematycznego czy logicznego; albowiem podstawowy problem stanowią pojęcia, jakie mają być oblekane w ową z założenia nowoczesną szatę, a dokładniej mówiąc, ich przedmiotowość; jeśli pojęcie jest puste albo mętne, to ubranie go w jakąkolwiek szatę nic mu nie pomoże, pozostanie żałosnym epatowaniem formą przysłaniającą nieistniejącą lub ledwo dającą się odcyfrować treść. Nie znaczy to naturalnie, że samo przez się zastosowanie aparatu logiki formalnej czy matematyki należy z miejsca traktować jako podstawę zarzutu o formalizm. Istota rzeczy kryje się w relacji między ową bardziej lub mniej skomplikowaną formą a treścią. I to jest właśnie casus tego odgałęzienia marksistowskiego ośrodka poznańskiego, odważymy się suponować.
Owa nowoczesność środków wyrazu bardziej zapewne niż sama substancja proponowanych rozwiązań okazała się niezwykle atrakcyjna dla ówczesnych decydentów życia naukowego. Oto władze mogły się pochwalić przed towarzyszami z zagranicy posiadaniem oryginalnego myśliciela marksistowskiego, artykułującego przy tym wyniki swoich deliberacji w zmodernizowanym języku mało przypominającym skostniały język diamatu i hismatu. Taka była przynajmniej opinia wspomnianego głównego nurtu, łaskami którego Leszek Nowak i jego grupa przez dłuższy czas się cieszyli. Poparcie to ustało dopiero z chwilą przejścia Nowaka na nowe pozycje polityczne, co łączyło się wprawdzie z rozwinięciem pewnych względnie nowych koncepcji, jednak metodologicznie rzecz biorąc, mieściło się w ramach tego samego paradygmatu, co uprawiany do tej pory.
W tym pierwszym, „marksowsko-marksistowskim” okresie rozwoju grupy, jej filar metodologiczny stanowiła początkowo koncepcja idealizacji spopularyzowana w wersji Leszka Nowaka, choć, jak zaznaczano, osoby będące bliżej tego środowiska potrafiłyby zapewne powiedzieć dokładniej, jaka konkretnie była rola Jerzego Kmity w powstaniu owej teorii. W wersji zaprezentowanej przez Nowaka czytelnik miał odnieść wrażenie, iż dana teoria zrodziła się z bezpośredniej inspiracji marksowskiej. W istocie rzeczy chodziło głównie o jeden cytat, który nie bez pewnej tolerancji wprawdzie dawał się tak interpretować, ale w ujęciu Nowaka wyinterpretowana czy wypreparowana z owej wypowiedzi koncepcja idealizacji została zgeneralizowana, urosła do rozmiarów uniwersalnego narzędzia, stosowalnego w każdej dziedzinie jako rodzaj panaceum. Samo pojęcie idealizacji nie było, prawdę rzekłszy, niczym nowym; Max Weber pisał o „typach idealnych”, a inni badacze wyodrębniali podobne kategorie, takie jak „czyste typy” itp. Formalizm podejścia do tej kategorii ze strony Leszka Nowaka przejawił się nie tyle oczywiście w zapisie treści wyeksplikowanej koncepcji w sposób formalny. Świadczyły o nim raczej pozostałe kroki wykonywane w stosunku do rozpatrywanego konceptu. Z materialistycznego punktu widzenia – a sam Nowak, nawet na etapie, kiedy, jak uważał, porzucił już stanowisko Marksa, nadal używał w stosunku do własnej teorii określenia „materializm” – droga obrana przezeń była wyjątkowo mało płodna; stanowiła w gruncie rzeczy ćwiczenie intelektualne, którego wykonanie można by zlecić komuś znajdującemu się na znacznie niższym szczeblu akademickiej drabiny niż profesor filozofii. Miast tego upajano się perspektywami roztaczającymi się przed grupą po „odkryciu”, że metoda idealizacji obowiązuje w zasadzie wszędzie, co istotnie może i było atrakcyjne z punktu widzenia potrzeb awansu akademickiego i przyznać trzeba, że pod tym względem metodologiczna szkoła poznańska funkcjonowała jak dobrze naoliwiony mechanizm, regularnie wypuszczając na świat nowe doktoraty i habilitacje. Jednakże trudno nie zauważyć, że takie podejście do kryteriów sukcesu w nauce grzeszy wielokroć wzmiankowanym tu formalizmem; abstrahując od aspektu zawodowych karier danych osób, z punktu widzenia ich wkładu do nauki tym, co się liczy, nie są ich stopnie i tytuły, lecz przedmiotowe treści zawarte w tych i innych pracach: czy pozwalają one na odkrycie jakichś nieznanych dotąd aspektów życia zbiorowego, czy rzucają nowe światło na znane skądinąd zjawiska?
Uprzedzając wywód, odpowiedź piszącego te słowa na te pytania jest negatywna. I znowu, podobnie jak we wcześniejszych przypadkach, dyskusja nie może
24
W zakresie teorii formacji odpowiednikiem tego podejścia jest praca brytyjskich marksistów Barry Hindessa i Paula Hirsta,
25
Szersze omówienie znajduje się w książkach (Tittenbrun 2011, 2013a, 2015a, w druku).