Na szczycie. Nieczysta gra. K.N. Haner
dzieci, cieszyć się z każdego dnia. Być z nim na zawsze.
Byłam wzruszona do granic. Popatrzyłam na Sedricka, zerknęłam na Ericka, a potem na mojego ojca, na Taylera i… tama pękła. Zasłoniłam usta, ale to nic nie dało. Pierwsze łzy spłynęły mi po policzkach, niszcząc mój makijaż, ale w tym momencie to nie miało znaczenia. Pastor uśmiechnął się lekko i patrzył pytająco, czy wszystko w porządku. Mrugnęłam kilka razy, by się uspokoić. Zaskoczyło mnie, jak bardzo opanowany był Sed. Wpatrywał się we mnie i widziałam, że się w ogóle nie denerwował. Wyciągnął w moją stronę dłoń, chwyciłam ją, a on przyciągnął mnie do siebie i mocno przytulił. W tym momencie wszystko przestało mieć znaczenie. Byliśmy tylko ja i on. Minęła chwila, zanim pastor delikatnie zasugerował, że trzeba zaczynać ceremonię. Jakimś cudem się opanowałam, ale w momencie gdy Julka na małej poduszce przyniosła nasze obrączki, znowu zebrało mi się na płacz. Obrączki były piękne, platynowe. Razem tworzyły jedną całość przedstawiającą kulę ziemską, a osobno każda wyglądała niepowtarzalnie. Tak jak my z Sedem byliśmy niepowtarzalni, ale razem tworzyliśmy jedność. Cholera, no! Obiecałam sobie, że nie będę płakać, a zbierało mi się na łzy już po raz trzeci.
– Panna młoda nam się troszkę wzruszyła – powiedział do mikrofonu pastor.
Sed pocałował mnie w czoło i pogładził po policzku. Spojrzałam na Simona, który też miał łzy w oczach… Nie no, kurwa mać! Obejrzałam się na Treya, a ten to samo. Wzięłam mikrofon do ręki i głośno powiedziałam:
– Możecie przestać płakać, do cholery?!
Wszyscy w altanie ryknęli śmiechem, więc i ze mnie zeszły emocje. Roześmiałam się i poczułam tak szczęśliwa jak nigdy wcześniej.
– Już w porządku? – zapytał cicho Sedrick i dopiero teraz doleciał do mnie zapach alkoholu. Już rozumiałam, dlaczego był spokojny i opanowany. Chlapnął sobie z chłopakami przed ceremonią. No wiecie co!
– Gdybym wiedziała, też bym wypiła więcej szampana – odpowiedziałam, mrużąc oczy, bo było to dość niepoważne z jego strony.
– Inaczej nie dałbym rady, mała. Nie strzelaj fochów, bo nawet jeszcze nie zostałaś moją żoną – odpowiedział z typową dla siebie ironią i uśmiechnął się tak, jak tylko on potrafił, po czym chciał pocałować mnie w usta.
– Jeszcze nie, panie Mills! – Odsunęłam się. – Dopiero po ślubie – dodałam i także się drwiąco uśmiechnęłam. Czułam, że Sed tak się upije, że będę go do domu ciągnąć za nogę.
– No to na co czekasz? Pastorze, możemy zaczynać. – Puścił mnie i odwrócił nas w stronę ołtarza.
Wzięłam kolejny głęboki oddech, by się uspokoić. Nadal cała drżałam, ale przynajmniej nie chciało mi się już płakać. Pastor zaczął swoją standardową, jak to na ślubach, gadkę, ale ja go nawet nie słuchałam. Co chwilę zerkałam na Seda, który był tak uroczo podchmielony, że ledwo mogłam opanować śmiech. Starał się być skupiony i poważny, a to było takie zabawne. Erick widział moje rozbawienie i puścił mi oczko. Sam nie był w lepszym stanie. Odwróciłam się i zerknęłam na Treya, który w ogóle miał zamknięte oczy i lekko się kiwał. No, kurwa, pięknie. Pan młody i dwóch świadków narąbanych jak meserszmity, a my jeszcze nawet przysięgi nie złożyliśmy.
Gdy w końcu przyszła ta chwila, modliłam się w myślach, by Sed nie zapomniał słów. Każde z nas ułożyło przysięgę samo i ja swoją znałam na pamięć, ale nabrałam obaw, że jego stan… Popatrzyłam na niego, a on uśmiechał się głupkowato. Na pytanie, czy ktokolwiek zna powody, by nasze małżeństwo nie zostało zawarte, wstrzymałam oddech. Nie miałam pojęcia dlaczego. Na szczęście chłopcy odpuścili sobie głupie żarty i żaden się nie odezwał. Chyba dostałabym zawału.
– Podajcie sobie dłonie – powiedział pastor, a ja ze zdenerwowania pomyliłam dłonie.
„Boże! Niech to się skończy” – błagałam w myślach. Wszyscy patrzyli tylko na nas, a mnie zabrakło języka w gębie. Pastor patrzył i dawał znać, bym zaczynała, a ja stałam jak kołek. Sed za to pokazywał, bym się uspokoiła, i ścisnął mnie delikatnie. Po chwili puściłam jego dłoń, wzięłam z poduszeczki obrączkę i byłam w stanie wsunąć ją na palec mojego ukochanego.
– Sedricku… – zaczęłam cichutko. Głos mi drżał, zresztą podobnie jak całe ciało. – Ślubuję ci, że nie będę dla ciebie jedynie żoną… – Patrzyłam mu prosto w oczy i znowu zebrało mi się na płacz. Boże, Reb, weź się w garść. To najważniejszy dzień twojego życia, a ty ryczysz, jakby to był pogrzeb, a nie ślub. – Ale także przyjaciółką, u której zawsze znajdziesz zrozumienie, która będzie patrzeć na świat z dystansem. Będę dla ciebie tą, która podzieli z tobą twoje pasje. Ofiarowuję ci całe swoje serce i głowę pełną myśli o tobie oraz całą siebie, ze swoimi wadami i zaletami. – Po tych słowach Sed uśmiechnął się szeroko. On chyba nie widział we mnie żadnych wad. – Oddaję ci po prostu całą swoją bezwarunkową miłość. Będę cię wspierać, kiedy ciemne chmury trosk przysłonią słońce naszego szczęścia, obiecuję ci ciepło w zimne dni, ufność i zdolność przebaczenia. Oddaję ci serce z miłości. Tylko ciebie miłuję i nie cofnę nigdy tego, co ci dzisiaj ślubuję. Przysięgam, biorąc na świadka Boga i wszystkich tu obecnych, że uczynię cię najszczęśliwszym z ludzi, na zawsze… – Ostatnie słowa to prawie szept. Kwiliłam cichutko, patrząc na niego. Doskonale wiedziałam, że miał ochotę mnie objąć i przytulić, ale musiał jeszcze chwilę poczekać. Usłyszałam od strony ławek ciche łkanie Jess i Jenn. O matko! Nawet tam nie patrzyłam, by się nie popłakać.
– Sedricku, teraz ty. – Pastor uśmiechnął się i kiwnął głową w jego stronę.
Sed wziął moją obrączkę i szybko założył mi ją na palec, ściskając mocno moją dłoń. Och! Teraz byłam już tylko jego.
– Maleńka… – zaczął głośno i pewnie. Zazdrościłam mu tego opanowania. – Ślubuję ci zastąpić twojego Anioła Stróża, gdy ten będzie chciał wziąć urlop, kiedy będzie załamywał nad tobą ręce i skrzydła, ja wtedy będę… – W gardle stanęła mi jedna wielka gula. Myślałam, że wypowiedzenie własnej przysięgi to ogromne przeżycie, ale to… – Mnie nigdy nie zabraknie sił. Podam ci rękę, gdy będziesz tonęła, stanę twarzą w twarz, oko w oko z twoim wrogiem, nigdy nie będę się bać. – Kąciki ust mi zadrżały. Zaczęłam płakać, bo doskonale wiedziałam, o czym mówił. Boże, on tak mnie kochał. – Gdy wieczorem po ciężkim dniu zechcesz spać, ja wtedy będę odstraszać złe sny i szeptać ci czule do ucha: Nie bój się, śpij spokojnie, ja tu jestem, ochronię cię od wszelkiego zła. Ślubuję ci prawdę, tak piękną i tak zwyczajną, tę w słońcu i w deszczu. Prawda jest mocą, najważniejszą potęgą, niech prawdą będzie wypełnione nasze życie… – Skończył i nie wytrzymał. Przyciągnął mnie do siebie, pocałował w dłoń, na którą właśnie włożył mi obrączkę, i objął z całych sił. Dopiero teraz czułam, że on także drżał. To mój Sedrick. Szczery, kochany i najlepszy na całym świecie.
– Kocham cię… – wyszeptałam i podniosłam głowę, by spojrzeć prosto w jego cudowne szmaragdowe oczy.
– Ja ciebie też, maleńka. – Sedrickowi zadrżał głos, a po chwili spojrzał na pastora, czekając na to jedno zdanie.
Pastor uśmiechnął się szeroko.
– Strasznie im się śpieszy! – Rozbawiony rozejrzał się po gościach i dodał po chwili: – Ogłaszam was mężem i żoną. Możesz pocałować panią Mills, Sedricku!
– No nareszcie! – Sed nie czekał ani sekundy dłużej. Oderwał mnie od ziemi i mocno pocałował. To była jego obietnica, przepełniona miłością i pragnieniem.