Jak kraść?. Kazimierz Turaliński

Jak kraść? - Kazimierz Turaliński


Скачать книгу
sięgająca początku lat dziewięćdziesiątych minionego wieku. Wydaje się bowiem mało prawdopodobne, by nieuczciwy podmiot mógł tak długo bezkarnie i bez złej sławy operować na rynku. Przeciętny obywatel nie utożsamia serca działalności z osobami (udziałowcami i zarządem), ale z nazwą i numerem akt rejestrowych, co jest wielkim błędem. Rzetelny i wiarygodny w zeszłym miesiącu podmiot dziś może być własnością zawodowych przestępców, albo kompletnych amatorów niezdolnych do realizacji najprostszych zleceń.

      Kiedy Czytelnik dysponuje już spółką z „wieloletnim doświadczeniem”, podjąć powinien dalsze działania maskujące tzw. „mgłą” brak wiarygodności. Może to być np. wymiana referencji lub formalne nawiązanie współpracy, aliansów z innymi, renomowanymi lub przynajmniej wiarygodnymi podmiotami, stowarzyszeniami, czy osobami. Im więcej wyrazów zaufania, tym lepiej. W mniejszej skali działania referencje oraz listy polecające mogą zostać zupełnie sfałszowane, lecz w przypadku większych inwestycji niezbędne pozostają w pełni weryfikowalne dokumenty. Spółki ze starym KRS-em uwiarygodnia ich dawna działalność: bilanse z minionych lat, historia bankowa w postaci spłaconych kredytów i obrotów na rachunkach bankowych, wysokość odprowadzonego podatku VAT i CIT, wcześniej zrealizowane projekty oraz nawiązane przed laty współprace z innymi potentatami branżowymi. To mocny pakiet idealny do twórczej prezentacji w materiałach marketingowych, cyfry można przecież ładnie wyeksponować chociażby na firmowej stronie www. Czyż nie oszałamia syntetyczne podsumowanie dotychczasowej, 20-letniej „obecności” na rynku: zrealizowane kontrakty o wartości 890 milionów zł, ponad tysiąc zawartych umów, 79 milionów zł odprowadzonego podatku i łączny stan kadr sięgający 300 specjalistów... Co z tego, że liczby te dotyczą w większości złotówek sprzed denominacji, umowy drobnych transakcji z konsumentami a kadra to okazjonalni zleceniobiorcy, a wszystko to z obecnym właścicielem nie ma nic wspólnego? Pozyskanie aktualnych „argumentów” również nie nastręcza nadmiernych trudności. Zawarcie „strategicznych” umów o współpracy ze znanymi spółkami, kancelariami prawnymi, czy bankami jest bardzo proste – wystarczy zaoferować im pozyskanie intratnych kontraktów, powołać się na poparcie znanych osobistości lub pozostające w „naszej” dyspozycji, zazwyczaj fikcyjne, moce przerobowe, bądź zaplecze majątkowe: rozbudowane piony handlowe, infrastrukturę produkcyjną, bądź usługową, prawa majątkowe albo nieruchomości stanowiące zalążek przyszłych inwestycji. Pozornie marginalna umowa, zawarta z tak ważnym wydawałoby się partnerem, czyni nas w oczach niedoświadczonego przedsiębiorcy poważnym kontrahentem o wielkich możliwościach i szerokich koneksjach: skoro bank z nimi współpracuje, to znaczy, że wiedzą co robią! Wówczas wszelkie negocjacje związane z zawarciem kontraktu prowadzone są z pozycji podległej, a przedsiębiorca za wszelką cenę zabiega o tak znamienitego zleceniodawcę. Przejawia większe zaufanie, nie upiera się przy rygorystycznych klauzulach umownych, przejmuje inicjatywę i jest skory do ustępstw. Cel został osiągnięty. Drobny, polski biznes ma w sobie wiele pokory, co szczególnie staje się widoczne w konfrontacji z tak wyreżyserowanym klientem. Nie rodzi wtedy zastrzeżeń odesłanie do dopełnienia formalności ze spółką lub „oddziałem” oddelegowanym do realizacji konkretnego projektu, a w istocie do bankruta przeznaczonego do upadłości.

      Sposobów na uwiarygodnienie drugiego ogniwa, zwykle pozorującego przecież spółkę nr 1, jest równie wiele. Oczywiście standardowo stosować można rozwiązania opisane w poprzednich akapitach, choć wtedy nikt już raczej nie sprawdza daty rejestracji spółki, ani jej indywidualnego dorobku. Blask pierwszej spółki dostatecznie opromienia cały projekt, trzeba jedynie zamazać w oczach przyszłych ofiar oszustwa granicę pomiędzy odrębnymi przecież podmiotami gospodarczymi. Jedną z ważniejszych metod jest łączenie personalne – te same nazwiska w obu spółkach na pokrewnych stanowiskach. Ten sam adres, a nawet numer telefonu, przy zachowaniu podobnej nazwy podmiotu, to oznaka wyjątkowej pewności siebie oszustów lub tzw. ostatniej piłki: duży kontrakt, duży zysk, nic do stracenia i brak planów na dalszą działalność. Wówczas spółka nr 2 do ostatniej chwili udaje spółkę nr 1, ewentualnie jej departament lub oddział ze znacznie ograniczoną autonomią i domyślnie bez odrębności majątkowej. Niedoświadczeni kontrahenci zwykle ulegają tym pozorom, gdyż nie znają dostatecznie nawet podstaw prawa gospodarczego. Zaznaczyć jednak należy, iż wymienione powyżej „objawy” uwiarygodniania nie rodzą podejrzeń, jeśli dotyczą przedsiębiorców operujących w różnych branżach, zwłaszcza w miastach, gdzie ceny najmu lokali i siły roboczej są znaczne. Zdarza się, że z przyczyn finansowych kontrahenci partycypują w nierzadko wysokich kosztach biura, czy rachunków za telefon i obsługę sekretarską. Nie zawsze więc zgodność adresu będzie oznaczała fikcyjny, bądź nastawiony na popełnianie oszustw podmiot gospodarczy.

      Nieodzownym elementem budowy wiarygodnego wizerunku jest odpowiednia oprawa zewnętrzna, czyli tzw. „tynkowanie”. Każdy bez trudu i znacznych nakładów finansowych może zbudować zamek na piasku. Wynajem luksusowego biura oraz leasing lub wypożyczenie drogich, reprezentacyjnych pojazdów to niezbędna i stosunkowo nieduża inwestycja każdego działającego na szeroką skalę oszusta. Nic tak nie wzbudza zaufania jak widoczny na pierwszy rzut oka potencjał finansowy. Koszt powołania od podstaw tzw. „wydmuszki”, czyli zakupu „starej” spółki z o.o. wraz z odpowiednią, wskazującą na zasobny portfel właściciela oprawą zewnętrzną, zamknąć można już w kwocie 15 000 zł. Ostatnim etapem jest przygotowanie imponującej, co do treści (zakres oferty, potencjał gospodarczy) i formy (wysoki poziom estetyki, wzbudzająca zaufanie szata graficzna) witryny www oraz innych materiałów marketingowych, a także zatrudnienie na stanowiskach administracyjno-handlowych reprezentacyjnej kadry – zwykle młodych, pięknych kobiet. Zgodnie zaś z efektem aureoli, ludzie mają tendencję do wiązania z urodą innych pozytywnych cech, takich jak dobroć, inteligencja, czy profesjonalizm: czy tak piękna i miła osoba mogłaby być względem mnie nieuczciwa? Techniki manipulacji psychologicznej stanowią podstawę sprzedaży każdego produktu, pomogą więc też maskować pułapki na naiwnych. I to tanim kosztem. Wieloosobowa kadra nie musi oznaczać dużych wydatków. Handlowcom nie trzeba płacić, wielu chętnych skusi się na rozliczenie prowizyjne od zawartych umów – w teorii dużo wyższe od stałej pensji, a w praktyce zerowe. Z kolei im więcej „pracowników”, ukazanych z twarzy lub nazwiska, tym większa wiarygodność pracodawcy, czyli lepsze „otynkowanie”.

      Poniesione nakłady nie są jednorazowe, a podlegają „recyklingowi”. Z reguły jedna, operująca na szeroką skalę, spółka pozwolić sobie może na kilkakrotne przeprowadzenie oszukańczych transakcji przed zupełną utratą zaufania w środowisku branżowym. Jest to ilość wystarczająca, aby kilka osób ustawiło się finansowo do końca życia.

      Warto zaznaczyć, iż nazbyt często zabiegi maskujące nie są nawet konieczne. W polskim drobnym i średnim biznesie na równi z brakiem doświadczenia króluje zaufanie oraz podpisywanie dokumentów bez jakiejkolwiek kontroli drugiej strony. Powodowane jest to pośpiechem: „byleby nikt inny nie zgarnął zlecenia” lub wspomnianym wcześniej synonimem naiwności, czyli uczciwością. Oceniamy ludzi przez pryzmat własnych norm etyczno-moralnych, stąd własna rzetelność predysponuje do miana łatwej ofiary zawodowego oszusta. Dlatego też dużo częściej pokrzywdzonymi tą kategorią przestępstw stają się średnio zamożne firmy rodzinne, a nie przedsiębiorstwa zatrudniające armię prawników przeczulonych na punkcie bezpieczeństwa. A właśnie dla mniejszych podmiotów gospodarczych spotkanie z nieuczciwym kontrahentem oznacza zazwyczaj koniec działalności i własne bankructwo.

      W jaki sposób pośrednie ogniwo wyzbyło się kapitału?

      Zarząd spółki nr 2 nie może dobrowolnie zrezygnować z zagwarantowanego umową wynagrodzenia od spółki nr 1, ani też już na wstępie zobowiązać się do świadczenia jej usług za darmo lub poniżej kosztów własnych, czyli zapłaty należnej końcowym podwykonawcom. Osoby odpowiadające za zaciąganie takich niespłacalnych zobowiązań, oczywiście sprzecznych z zasadą racjonalnego gospodarowania, podlegałyby odpowiedzialności karnej, a ewidentnie widoczne współdziałanie władz podmiotu pierwszego otwierałoby


Скачать книгу