Nasze małe kłamstwa. Sue Watson

Nasze małe kłamstwa - Sue  Watson


Скачать книгу
zdradami Simona. Przeprowadzka tutaj, na tę ulicę bogaczy, pełną eleganckich georgiańskich domów z oknami po obu stronach wejścia dobrze mi zrobiła. Teraz jednak zaczynam się zastanawiać, czy kiedykolwiek uda się nam zapomnieć o tym, kim jesteśmy, i zostawić za sobą ból, który ze sobą dźwigamy. Pobyt tutaj przypomina mi również to, kim kiedyś byłam. Moja mama mieszkała całkiem niedaleko i całe moje dzieciństwo spędziłam w tej okolicy, chociaż po drugiej stronie płotu. Mieszkałam z rodziną zastępczą zaledwie kilka przecznic stąd i często w drodze do i ze szkoły mijałam te domy, z których jeden należy teraz do mnie. Widząc ten inny świat, wyobrażałam sobie, jak wygląda życie w tych cudownych domach, rozświetlonych lampami w chłodne zimowe wieczory, idealna rodzina z dobrymi rodzicami, ogień migoczący w palenisku, gorące bułeczki na kolację. A teraz, w naszym pięknym domu przy Garden Close numer 5, z eleganckim, zadbanym trawnikiem, symetryczną alejką i dwoma wawrzynami przy drzwiach, zaczęłam się czuć, jakby wreszcie mi się udało, jakbym zaczęła przynależeć do tego świata. Nikt nie zamierzał mnie stąd odesłać, nikt nie planował odejść – wszystko to należało do mnie. Byłam tu bezpieczna. Aż do teraz – do czasu Caroline.

      Nasza teraźniejszość zostaje uformowana przez przeszłość, obawy, brak pewności, stratę. Dlaczego nie potrafię zignorować moich najnowszych obaw i zamiast tego cieszyć się tym, co mam? W przeszłości, kiedy byłam chora, sadziłam róże, szorowałam kuchnię i piekłam gigantyczne ilości organicznego chleba, żeby nie myśleć o kolejnych wyobrażonych sobie kochankach Simona. Ale tym razem jest inaczej. Caroline jest inna. Nie przypomina mi tamtych kobiet. Jest tutaj cały czas, w mojej głowie, w mojej kuchni i im bardziej szoruję i poleruję, tym wyraźniej widzę jej twarz odbijającą się w lśniących blatach kuchennych i czuję zapach jej perfum w aromacie świeżo upieczonego chleba. Mam wrażenie, jakbym za chwilę miała wszystko stracić. Ale przecież myślałam, że mi się poprawiło?

      Zastanawiam się, czy nie przerwałam sesji z Saskią, moją terapeutką, zbyt wcześnie. Po decyzji o przeprowadzce poczułam, że ten nowy początek dobrze mi zrobi i być może będę w stanie żyć znów bez „siatki asekuracyjnej”. Musiałam zacząć myśleć samodzielnie, podejmować decyzje bez konsultowania się za każdym razem z inną osobą. Ale czy na pewno jestem gotowa? Odebrałam jej nauki i wykorzystywałam jej metody, aby przetrwać dzień, ale czasem czuję, że powinnam z kimś porozmawiać.

      – Myśl pozytywnie, Marianne – powiedziałaby Saskia. – Pomyśl o tym, co masz, a nie o tym, czego nie masz.

      No dobrze: mam piękny dom, trójkę idealnych dzieci oraz przystojnego, kochającego męża, który jest wspaniałym ojcem i ciężko pracuje, aby zapewnić dobrobyt naszej rodzinie – rodzinie, której ja zawsze pragnęłam. Co z tego, że mój mąż ma przyjaciółki i koleżanki z pracy, z którymi czuje się blisko? Nie ma w tym nic złego, prawda?

      Saskia powiedziałaby mi również, żebym „poczuła moc pozytywnej afirmacji” lub coś równie niezgłębionego. Pojmuję jednak sens wypowiedzi i w jej duchu tłumaczę sobie, że nie jestem nieatrakcyjna ani głupia i że zasługuję na mężczyznę takiego, jak Simon. Właśnie tak. Prawda?

      Dziwne to, kiedy pomyślę, że gdy się poznaliśmy, ja rozkwitałam, a Simon był w opłakanym stanie. Dopiero co stracił Nicole, nie radził sobie z opieką nad dzieckiem, więc jego matka, Joy, zaczęła opiekować się Sophie – czyli odprowadzała ją i przyprowadzała ze szkoły, karmiła i kładła do łóżka o dziewiętnastej każdego wieczora, żeby przypadkiem nie musiała się angażować. Kobieta owa, radosna z imienia, ponura z natury3, była najbardziej oziębłą, pozbawioną instynktu macierzyńskiego osobą, jaką spotkałam. Czasami, kiedy Simon zachowuje się podle, staram się o tym pamiętać. Jesteśmy tacy, jakimi ukształtowali nas rodzice, i chociaż Simon potrafi być ciepły i kochający, zwłaszcza w stosunku do dzieci, brak instynktów macierzyńskich Joy musiał wywrzeć na niego wpływ.

      Historia naszej miłości mogłaby stanowić scenariusz do świetnego filmu: borykający się z codziennymi problemami wdowiec poznaje odnoszącą sukcesy rozrywkową dziewczynę i na przekór wszystkiemu tworzą zgraną parę. Mieszkałam wtedy w Londynie i moja współlokatorka, pracująca w firmie PR-owej, poprosiła, żebym poszła z nią na premierę książki, obiecując darmowego szampana. Oczywiście zgodziłam się. Była to premiera pamiętnika chirurga wytyczającego nowe drogi w swojej dziedzinie. Impreza odbywała się w księgarni Waterstones na placu Piccadilly. Ponieważ nikogo nie znałam i większość gości była dobrze po siedemdziesiątce (włączając w to owego „cenionego” chirurga), zajęłam strategiczną pozycję w pobliżu przekąsek. Piłam taniego szampana jak lemoniadę i nagle, w dziale książek medycznych, dostrzegłam Simona. Spojrzeliśmy sobie w oczy – był najpiękniejszym mężczyzną, jakiego spotkałam w życiu – a kiedy podszedł do mnie i przedstawił się, zwalił mnie z nóg. Ujęła mnie jego pewność siebie, sposób, w jaki jego gęste lśniące włosy opadały mu na ogromne niebieskie oczy, skrzące się jak u człowieka, który wiedział, co to dobra zabawa. Pracowałam w firmie odzieżowej, a on był chirurgiem. Mimo że mieliśmy ze sobą niewiele wspólnego, w jakiś sposób między nami zaskoczyło. Simon zaprosił mnie na randkę następnego wieczora, na której, jedząc ostrygi w barze z szampanem, dzieliliśmy się opowieściami ze swojego życia.

      Moje było naprawdę dość nudne. Straciłam mamę w wieku dziesięciu lat. Moja macocha dostrzegła we mnie potencjał artystyczny i zasugerowała, żebym obrała tę specjalizację z myślą o egzaminie końcowym w szkole średniej. Potem wstąpiłam na akademię sztuk pięknych i zostałam głównym kupcem mody dla dużej, doskonale prosperującej szwedzkiej firmy. Uwielbiałam moją pracę i byłam dobra w tym, co robiłam, ale po kilku randkach z Simonem kariera nagle przestała być najważniejszą rzeczą w moim życiu. Moje poprzednie związki były dość luźne, bez żadnych zobowiązań, a Simon był mężczyzną moich marzeń – nie tylko życzliwym, zabawnym i czarującym, ale też zaledwie po kilku tygodniach widywania poprosił mnie o rękę. Byłam zauroczona, nie mogłam uwierzyć swojemu szczęściu. Mimo sugestii przyjaciółek, że wszystko to dzieje się zbyt szybko, widziałam również pożądliwe, zazdrosne spojrzenia, kiedy go poznały.

      Sophie wyraźnie potrzebowała miłości i zrozumienia (których Ponura Joy nie potrafiła jej zaoferować), więc gdy tylko ustaliliśmy datę ślubu, Simon wybrał dla nas nowe mieszkanie w pobliżu szpitala, w którym pracował, i wprowadziliśmy się tam całą trójką. Na nieszczęście, mieszkanie było usytuowane w idealnej odległości od pracy Simona, ale ja musiałam zbyt daleko dojeżdżać do mojej firmy. Zrezygnowałam więc z posady. Było mi bardzo smutno na myśl o pożegnaniu z karierą, którą uwielbiałam i na którą tak ciężko pracowałam, ale Simon musiał mieszkać w pobliżu swojego szpitala. Było to bardzo ważne. Miałam nadzieję, że będę mogła pracować na zlecenie, ale sukces w świecie mody jest zależny od stałej obecności w stolicy, uczestniczenia we wszystkich pokazach, a tutaj, na przedmieściach nie dało się zawsze być na bieżąco. Poza tym teraz musiałam się zajmować moją nową rodziną. Simon pracował długie godziny, Sophie potrzebowała opieki i w ciągu kilku miesięcy porzuciłam pomysł pracy z domu, akceptując nowe życie. A gdy Sophie po raz pierwszy nazwała mnie mamą, wynagrodziło mi to stratę najlepszej kariery w świecie mody. Rozpłakałam się wtedy ze szczęścia. Byłam w domu.

      Uwielbiałam spędzać czas z Sophie. Obu nam dobrze to robiło, ponieważ mała bardzo tęskniła za mamą. Aby zbudować między nami pomost nad pustką po śmierci Nicole, czytałam jej książki, chodziłyśmy razem na zakupy i do kina, a także miałyśmy wspólne hobby. Chciałam się czymś zająć na czas, gdy Sophie była w szkole, więc zaczęłam robić małe torebki na ramię i frotki-owijki do włosów z fragmentów materiałów i różnych ozdóbek. Weekendami, gdy Simon był w szpitalu,


Скачать книгу

<p>3</p>

Ang. joy oznacza radość, przyjemność.