Nasze małe kłamstwa. Sue Watson

Nasze małe kłamstwa - Sue  Watson


Скачать книгу
sądziliśmy, że udało się nam pokonać nasze problemy i przy pomocy specjalistów wreszcie wzięłam pod kontrolę moje obsesyjne, irracjonalne zachowanie. Ale nie – nadal wyobrażam sobie najróżniejsze idiotyzmy i nienawidzę siebie za niszczenie każdej wspaniałej chwili moimi niczym nieuzasadnionymi podejrzeniami.

      – Przepraszam, jestem idiotką – mówię znowu, z nadzieją, że sprawiłam wrażenie normalnej osoby.

      Nie jestem szalona. Proszę, nie myśl, że jestem. Obiecuję, że już nigdy o niej nie wspomnę.

      Spoglądam w dół, do metalowego koszyka, koncentrując się na jego mizernej zawartości – czterech cytrynach, magazynie o dinozaurach i najnowszym wydaniu „Match”. Co by na taki widok powiedziała moja terapeutka? Pewnie zwiększyłaby mi dawkę leków i wsadziła mnie do wariatkowa. On tylko wpadł przypadkiem na swoją znajomą z pracy, a Marianne od razu założyła, że uprawiają seks.

      Zamieszanie w kolejce przed nami wytrąca mnie z tej dogadzającej mi zadumy. Dostrzegam dwójkę dzieci pełzających na brzuchach pomiędzy nogami klientów. Przez chwilę czuję triumf, że to nie ja jestem ich rodzicem – a potem zdaję sobie sprawę, że jednak jestem.

      Simon pochyla się, stuka Charliego po plecach i łagodnie mówi obu chłopcom, żeby „wstali i przestali zachowywać się nierozsądnie”. Robi to oczywiście z błyskiem w oku, który nie umyka uwagi kasjerki. Kobieta chichocze, a Simon wywraca dobrotliwie oczami.

      – Podobno są w dżungli – wyjaśnia. Łagodny ton, elegancki akcent, przystojna twarz, urok ociekający prosto na ladę. Simon jest nie do odparcia. Mam wrażenie, że zaczynam błyszczeć, kiedy spogląda na mnie, nadal z uśmiechem i mówi przy wszystkich: – Kochanie, naprawdę musimy założyć im mostek linowy w ogrodzie.

      Promienieję, widząc, jak inne kobiety w kolejce spoglądają z zazdrością na tego fantastycznego męża i ojca, którego żoną jestem. Simon mógłby być z kimkolwiek, ale wybrał mnie.

      – Oglądają zbyt wiele nieodpowiednich programów w telewizji – mruczy do mnie, kiedy już jesteśmy na zewnątrz. Cały jego urok znika wraz z przekroczeniem progu sklepu. Chłopcy udają, że do siebie strzelają zza zaparkowanych samochodów.

      – Pozwalam im oglądać wyłącznie to, co jest na ustalonej przez nas liście – bronię się. – Nie mogę ich pilnować przez cały czas. Nie wiem, co oglądają w szkole… inni chłopcy…

      Simon rzuca mi ostre spojrzenie i zamykam się. Idziemy dalej, a ja uznaję, że moje chwilowe milczenie może pomóc – to dzień wolny Simona i nie potrzebuje moich prowokacji. Wpatruję się przed siebie i ściska mnie w żołądku, kiedy dostrzegam ją w odległej części parkingu, wsiadającą do lśniącego sportowego samochodu, który wygląda na typ z opuszczanym dachem. Wyobrażam ją sobie jadącą opustoszałą drogą wzdłuż wybrzeża, z rozwianym włosem, słońcem grzejącym jej kark. Ciasne, niebezpieczne zakręty… samochód wpada w poślizg… z łatwością mógłby spaść z klifu, nurkując dziesiątki – nie, setki – metrów w dół, rozbijając się na skałach… Muszę przestać myśleć w ten sposób. Nie mam żadnego dowodu na to, iż Caroline jest dla Simona kimś więcej niż tylko koleżanką z pracy, poza tym, że na sam jej widok włosy stają mi dęba i zaczynam się pocić.

      Obserwuję, jak Caroline odjeżdża, i oddycham z ulgą, próbując nie wyobrażać sobie jej roztrzaskanego wozu u podnóży smaganych wiatrem klifów. Simon zdaje się jej w ogóle nie widzieć, a jeśli tak, to nie daje nic po sobie poznać. Poza tym jest zbyt zajęty nakazywaniem chłopcom, żeby „szli, a nie biegli”. Mięśnie szczęk drgają mu z napięcia i widzę przez chwilę prawdziwą osobę kryjącą się za uśmiechniętym czarusiem, którego mieli okazję poznać przygodni klienci przy kasie.

      – Simon, daj spokój. Pozwól im rozładować trochę energii – mówię cicho.

      Odwraca się do mnie gwałtownie.

      – Co takiego?

      – Oni zwyczajnie chcą pobiegać. Zachowują się po prostu jak… chłopcy.

      – Ach, cóż, zatem nie ma sprawy, tak? Pewnie to właśnie mówią matki złodziei i morderców. „Zachowują się po prostu jak chłopcy” – mówi jękliwym głosem, prawdopodobnie przedrzeźniając mnie. Nie odpowiadam. Nie ma sensu. – Może gdybyś zwracała większą uwagę na zachowanie naszych dzieci, a mniejszą na moje… – syczy ciszej.

      Ale ja nie mogę. Muszę go obserwować. Jestem zmuszona do podsłuchiwania jego rozmów telefonicznych i sprawdzania jego esemesów, bo jeśli tego nie zrobię, wszystko się rozpadnie i nastąpi koniec naszej rodziny.

      ROZDZIAŁ CZWARTY

      Po raz pierwszy zaczęłam podejrzewać Simona o zdradę, zanim zostaliśmy małżeństwem. Było to na dwa tygodnie przed ślubem. Poszedł na drinka po pracy i pojawił się w domu pijany, o czwartej nad ranem. Odchodziłam od zmysłów i byłam bliska rozpaczy, ale on powiedział, że to nic takiego, zwykła noc spędzona z kolegami, która przedłużyła się bardziej, niż się spodziewał. Ale ja mu nie uwierzyłam i następnego dnia z płaczem błagałam go o powiedzenie mi prawdy. Po prostu wiedziałam. Zmęczony moją histerią i widząc, że nie zamierzam odpuścić, wreszcie przyznał się do lekkiej paniki, jaką zaczął odczuwać w związku z myślą o niedługiej przyszłości. Opisał pełen alkoholu wieczór z kolegami i z poczuciem winy wyznał, iż w którymś momencie zaczął rozmawiać z młodą pielęgniarką z oddziału chirurgicznego i zagadali się do wczesnych godzin porannych. Powiedział, że lubi tę kobietę i nic więcej. Zaklinał się, że do niczego nie doszło, ale ja byłam tak zdruzgotana, że zagroziłam odwołaniem ślubu. Dzięki Bogu, Simon porozmawiał ze mną, udowodnił, że naprawdę mu na mnie zależy, i przekonał mnie, że zaprzepaszczę cudowną przyszłość.

      – Będę ci to wynagradzał każdego dnia naszego wspólnego życia – obiecał szczerze. – Uwielbiam cię i nigdy nie mógłbym mieć kogoś innego. Nigdy. Jesteś księżycem moich gwiazd.

      Serce mi zmiękło na te słowa. Było to dokładnie to, co chciałam usłyszeć, co potrzebowałam zrozumieć. Poza tym, jak dodał później, zupełnie przesadziłam z reakcją. Chociaż zastanawiam się, czy przypadkiem nie usłyszałam tego, co chciałam, i nie pogrzebałam wszelkich podejrzeń tak głęboko, że nawet nie zdawałam sobie sprawy, iż nadal we mnie żyją: te obawy, że mógłby zostawić mnie w każdym momencie. Że mógłby mieć każdą kobietę, której zapragnie. Nawet teraz czułam, jak ta myśl niszczy nasze małżeństwo od środka, zmieniając to, kim moglibyśmy się stać, gdybym potrafiła naprawdę zapomnieć o przeszłości.

      Trzymanie go u boku, pilnowanie bezpieczeństwa naszej rodziny to syzyfowa praca. Oczywiście to nie wina Simona, że codziennie natyka się na pokusy – kobiety zawsze padały mu do stóp. Jest przystojny, inteligentny, dowcipny i czarujący. Potrafi sprawić, że kobieta czuje się przy nim jak bogini. Wiem, jak to jest, bo kiedyś ja też tak się czułam. Nawet teraz, mimo tego, co się wcześniej zdarzyło, oddałabym wszystko, żeby znów to poczuć. Po tym, co przeszliśmy, po wszystkich potwornościach, jakie padły z naszych ust, wystarczy jedna pieszczota, jedna noc, abym z powrotem poczuła się jak w dniu ślubu, skryta za welonem przed wszystkimi naszymi kłamstwami.

      Gdybym tylko mogła znów się tak poczuć… Spędziłam jednak nasze małżeństwo w stanie paranoi, wyobrażając sobie, że konkuruję ze sprzedawczyniami, barmankami, a nawet moimi najlepszymi przyjaciółkami. Źle osądzałam, przesadnie reagowałam, a były też chwile, o których nie chcę nawet myśleć, a w których zachowywałam się jak dzikie zwierzę – „przekupka” i „dzikuska”, jak to określił Simon. Musieliśmy się przeprowadzać kilka razy, Simon zmieniał szpitale i to wszystko moja wina. Jestem nawet notowana. Czy ktoś słyszał o żonie


Скачать книгу