Uziemieni. Tanya Byrne

Uziemieni - Tanya  Byrne


Скачать книгу
padł – tłumaczy, po czym bierze duży łyk swojego piwa. – To twoje? – Wskazał na moją szklankę po wódce z colą.

      – Nie – odpowiedziałem pewnie. – Była tutaj, gdy przyszedłem. – Aby to udowodnić, wziąłem ogromny łyk mojego piwa, dusząc w środku wrzask.

      – Mój dzień był gówniany – rzucił.

      – Chcesz o tym pogadać?

      – Nie… nic nowego. Jakieś bzdety z egzaminami. Ale radzę sobie. – Wziął kolejny pokaźny łyk. – Szczęściarz z ciebie, że nie musisz chodzić do szkoły i robić praktyk.

      – Właściwie mam szkołę domową – przypomniałem.

      – Jak mówiłem: szczęściarz.

      – Miałem zdjęcia – rzuciłem, gdy urwał wątek.

      – Tak? Do czego? – Złapał swój telefon i spojrzał w niego.

      – Taka tam reklamówka. – Wolałbym zachować milczenie. To zbyt tragiczne, by musieć mu o tym opowiadać.

      – Jakiego typu?

      – Nic dużego.

      – Dlaczego jesteś taki nieśmiały? Co to za reklama?

      Pochylił się do przodu. Jego błękitne oczy skupiły się na mnie, a wszelkie nadzieje oporu rozpadły się w proch.

      – Taka tam. Dla firmy prawniczej.

      – Jakiego typu? Dla takiej firmy, co obiecuje: „Miałeś wypadek w ciągu ostatnich pięćdziesięciu lat – może ci się należeć odszkodowanie”?

      Zaśmiał się.

      Ja nie.

      – Ja pierdolę, Dawson. Nie możesz być aż tak zdesperowany! – Zaśmiał się ponownie i upił z kufla. – Wrócę za chwilę. Wszystko w porządku? – Wskazał na mój nadal pełny kufel, a ja przytaknąłem.

      Właściwie to mogłem być aż tak zdesperowany. To była moja pierwsza praca od sześciu miesięcy. Dwa miesiące po pogrzebie miałem rolę głosową w teatrze radiowym, a potem małą rólkę w dramacie kostiumowym jako ofiara zarazy. Kimba praktycznie przestał odpowiadać na moje wiadomości. Dlatego kiedy tylko zjawił się Alun i zaproponował mi reklamówkę, nie mogłem się nie zgodzić.

      Josh wrócił do stolika z nowym kuflem i paczką czipsów serowo-cebulowych.

      – Co porabiasz jutro wieczorem? – zapytałem go. Jeśli nie pójdę do Hugona, to może będziemy mogli porobić coś razem.

      – Okołoegzaminacyjne bzdety – powiedział, otwierając paczkę czipsów i ładując jednego do ust.

      – Jakiego rodzaju?

      – Impreza. – Gdy mówił te słowa, okruch czipsa wyleciał mu z ust i wylądował na stoliku.

      Nigdy nie spotkałem żadnego z jego przyjaciół. Mówił mi, że to za wcześnie, ale minęło już siedem tygodni i dwa dni.

      – O, a jestem wolny, jeślibyś potrzebował towarzystwa.

      – To impreza dla przygotowujących się do egzaminów. Ja tam wszystkich znam.

      – Tylko mówię, że jestem wolny. Jeśli chcesz, żebym przyszedł.

      – Nie, dzięki. Nie zawracaj sobie głowy.

      Nie mogłem wymyślić żadnej trafnej odpowiedzi, dlatego wypiłem swoje piwo, cały wielki kufel obrzydliwości, a on zrobił to samo ze swoim.

      – Twoja kolejka – powiedział, gdy skończyliśmy, a ponieważ jestem idiotą, poszedłem po kolejne.

      Dwa piwa później jego kolano zaczęło pod stołem uciskać moje. Po kolejnym jego dłoń opadła na moje udo, tocząc leniwe kółka. Mój krwiobieg przeniknął jakby wstrząs elektryczny. Wiedziałem, co to oznacza. Wiedziałem, co robić. Lekko wstawiony i napalony wstałem, schowałem telefon do kieszeni i skierowałem się w stronę drzwi, prosto w gorące letnie powietrze.

      Chwilę później Josh złapał mnie za rękę i zaciągnął w wąską alejkę za pubem. Wcisnął mnie za kosze, we wnękę obok beczek, którą lubiłem nazywać „naszą miejscówką”. Nadal było jasno, słońce zmieniało włosy Josha w czyste złoto. Wyraźnie słyszałem ludzi idących ulicą, rozmawiających i śmiejących się. Nie mieli pojęcia, że tu jesteśmy. Miał na mnie taką ochotę, o tak, poczułem to, gdy w końcu mnie pocałował i pchnął na ścianę. Jego usta łapczywie tarły o moje, gdy grzebał przy moim pasku. Robiłem to samo, manewrując przy jego rozporku i owijając palce wokół jego krocza. Jęknął mi prosto w usta, a ja mogę przysiąc, że była to najgorętsza rzecz, jakiej w życiu doświadczyłem. Kiedy pchnął mnie w dół, na kolana, nie myślałem o niczym innym.

      – Przypuszczam, że masz ochotę na jeszcze jedno piwo – powiedział po wszystkim z szelmowskim uśmieszkiem. Był taki… był taki zadowolony z siebie, że to wręcz z niego promieniowało: ten uśmieszek, który nie schodził mu z ust, ten chwiejny krok, gdy podążałem za nim do baru…

      To prawda, miałem ochotę na kolejnego drinka. Czułem się naprawdę dziwnie. Kiedy skończyłem, chciałem go pocałować, lecz on odepchnął mnie, mówiąc, że to jest „chore”. Sam nie próbował mnie dotknąć.

      – Przyniosę – powiedział, a w jego głosie zabrzmiało coś, co spowodowało, że poczułem się tani. Nie spodobało mi się to. – Podłączysz go z powrotem do ładowarki? – zapytał, podając mi swój telefon, zanim odszedł w stronę baru.

      Ale ze mnie głupek, zostawiłem ładowarkę w gniazdku. Podłączyłem do niej telefon, a jego wyświetlacz się zaświecił, ukazując mnóstwo powiadomień.

      Jedno z nich było od kogoś zapisanego jako „Stacey Sexy Morda”.

      „Przyjdź dziś w nocy. Moi rodzice wychodzą, a ty jesteś mi winien…”.

      Stacey? Kim jest ten Stacey? Przeciągnąłem palcem po ekranie, by przeczytać całą wiadomość – by przeczytać cały wątek – ale nie znałem PIN-u. Spróbowałem wpisać datę jego urodzin, ale zauważyłem, że wraca, więc odłożyłem telefon, sięgnąłem po kufel, który przede mną postawił, i upiłem spory łyk. Patrzyłem w ciszy, jak bierze telefon do ręki i sprawdza wiadomości. Widziałem, jak lekkim ruchem jego usta rozszerzyły się w pełnym uśmiechu. Potem podniósł kufel i wypił go prawie jednym tchem.

      – Muszę lecieć – powiedział, wstając i zarzucając kurtkę. – Mama potrzebuje mnie w domu. Odezwę się, co?

      A potem wyszedł. Po prostu wyszedł. Po tym, jak ja…

      Ale ze mnie idiota.

      Moja twarz płonęła, a ja nie czułem się dobrze. Było mi głupio. I wtedy zaświecił się mój telefon. Nic na to nie poradzę, odruchowo pomyślałem, że zmienił zdanie odnośnie do jutrzejszej imprezy i…

      To była Kaitlyn, chciała wiedzieć, w co się ubiorę do Hugona… a ja przez moment byłem bliski napisania jej, by spierdalała. Szczerze myślałem, by powiedzieć do WSZYSTKICH, by spierdalali, a sam odszedłbym w dal i umarł w ciszy.

      Ale wtedy spłynął na mnie dziwny spokój.

      „Pewnie w jakąś tiarę i pióra”, odpisałem. „Coś takiego na pewno pasowałoby na spotkanie w Zamku Delaneyów”.

      Odpowiedziała rzędem emotikon płaczących ze śmiechu.

      Dobra, pójdę na imprezę do Hugona Delaneya. Nie będę siedział w domu jak jakiś przegryw. A jeśli Josh zapyta… Jeśli Josh zapyta…

      Josh nie zapyta. Kogo ja oszukuję?

      KAITLYN

      W mojej


Скачать книгу