Milczenie owiec. Thomas Harris
Chilton nic nie mówił na temat krzesła.
– A co mówią ci twoje dobre maniery, Barney?
– Życzy sobie pani, żebym przyniósł krzesło? – spytał Barney. – Moglibyśmy je tu postawić, ale on nigdy… to znaczy nikt nie zostaje tutaj tak długo, aby go potrzebował.
– Tak, proszę – powiedziała Starling.
Barney wyjął składane krzesło z zamykanej na klucz szafki w korytarzu, rozłożył je i zostawił ich samych.
– Teraz – odezwał się Lecter, siadając bokiem przy stole i patrząc jej prosto w twarz – chciałbym się dowiedzieć, co takiego powiedział pani Miggs?
– Kto?
– Miggs, człowiek o wielu jaźniach, lokator celi w połowie korytarza. Coś do pani syknął. Co to było?
– Powiedział: „Czuję twoją cipkę”.
– Rozumiem. Ja nie czuję. Używa pani kremu Evyan i czasami skrapia się pani wodą L’Air du Temps, ale nie dzisiaj. Dzisiaj specjalnie się pani nie uperfumowała. Co pani czuje w związku z tym, co powiedział Miggs?
– Odczuwa wrogość z przyczyn, które nie są mi znane. To niedobrze. Uważa innych ludzi za wrogów i oni także żywią wobec niego nieprzyjazne uczucia. Prawdziwe błędne koło.
– Czy żywi pani wobec niego nieprzyjazne uczucia?
– Przykro mi, że odczuwa niepokój. Poza tym jest dokuczliwy. Skąd pan wie, jakich perfum używam?
– Z pani torebki zaleciał zapach, kiedy wyjmowała pani legitymację. Torebka jest urocza.
– Dziękuję.
– Wzięła dziś pani swoją najlepszą torebkę, prawda?
– Tak. – Miał rację. Z zaoszczędzonych pieniędzy kupiła sobie elegancką, klasyczną torebkę. Była to najlepsza rzecz, jaką miała.
– Jest o wiele lepszej jakości niż pani buty.
– Może zarobię kiedyś na lepsze.
– Nie wątpię.
– Sam malował pan rysunki na ścianach swojej celi, doktorze?
– Sądzi pani, że wezwałem w tym celu dekoratora wnętrz?
– Ten nad zlewem przedstawia jakieś europejskie miasto?
– To Florencja. Palazzo Vecchio i katedra widziana z Belvedere.
– Rysuje pan z pamięci wszystkie te detale?
– Pamięć, pani inspektor, jest tym, co zastępuje mi widok.
– Następny rysunek to ukrzyżowanie? Środkowy krzyż jest pusty.
– To Golgota, widok po zdjęciu z krzyża. Kredka woskowa i flamaster na papierze pakowym. Widzimy tu, co spotkało w rzeczywistości złodzieja, któremu obiecano Królestwo Niebieskie, już po usunięciu stamtąd paschalnego baranka.
– A co go spotkało?
– Połamano mu nogi oczywiście, tak samo jak jego koledze, który urągał Chrystusowi. Czy zupełnie nie zna pani Ewangelii Świętego Jana? Proszę przyjrzeć się w takim razie obrazom Duccia. Jego ukrzyżowania są doskonałe. Jak się czuje Will Graham? Jak wygląda?
– Nie znam Willa Grahama.
– Wie pani, kim jest. Protegowanym Jacka Crawforda. Pani poprzednikiem. Jak wygląda jego twarz?
– Nigdy go nie widziałam.
– Chyba nie ma mi pani za złe tego żartu, pani inspektor? To się nazywa „wyciąć komuś niezły numer”.
W ciszy, która zapadła, słyszała bicie własnego serca. Zaryzykowała.
– Może lepiej zajmiemy się innymi pana numerami. Mam ze sobą kwestionariusz…
– Nie. Nie, to było głupie i niewłaściwe. Nigdy nie można się odgryzać, kiedy chce się kogoś podejść. To, że zrozumiała pani dowcip i odcięła się, sprawia, że rozmówca na chwilę zostaje wytrącony z równowagi. To z kolei ma negatywny wpływ na jego nastrój. Wszystko opiera się na nastroju. Szło pani bardzo dobrze, pani zachowanie nacechowane było uprzejmością, we właściwy sposób reagowała pani na moją uprzejmość, zdobyła sobie pani moje zaufanie, powtarzając wiernie to, co powiedział Miggs, choć z pewnością było to niekomfortowe. A potem jak pięścią między oczy wali mnie pani swoim kwestionariuszem. Tak się nie robi.
– Doktorze Lecter, jest pan doświadczonym psychiatrą, klinicystą. Sądzi pan, że jestem na tyle głupia, żeby próbować wytrącać pana z równowagi? Proszę o trochę więcej zaufania. Zwracam się do pana, żeby odpowiedział pan na pytania kwestionariusza, a pan albo to zrobi, albo nie. Czy stanie się panu coś złego, jeśli rzuci pan na to okiem?
– Czytała pani ostatnio jakieś materiały opublikowane przez sekcję behawioralną, inspektor Starling?
– Tak.
– Ja również. FBI postąpiło głupio, odmawiając mi prenumeraty „Law Enforcement Bulletin”, ale i tak otrzymuję go z drugiej ręki. Mam również „News” z John Jay, a także czasopisma psychiatryczne. Seryjnych morderców dzieli się tam na dwie kategorie: zorganizowanych i niezorganizowanych. Co pani myśli o tym podziale?
– No cóż… myślę, że jest zasadniczy. Oczywiście, że…
– Jest symplicystyczny, tego słowa chciała pani chyba użyć. Większość psychologii to dziecinada, a ta uprawiana w sekcji behawioralnej niczym nie różni się od frenologii. Zacząć trzeba od tego, że ta dyscyplina nie dysponuje odpowiednim materiałem ludzkim. Proszę iść na jakikolwiek wydział psychologii i popatrzeć, kim są studenci i wykładowcy. Spotka pani albo zwariowanych amatorów krótkofalowców, albo innych zapaleńców z wyraźnymi zaburzeniami osobowości. A i tak są to akurat ci najzdolniejsi. Zorganizowani i niezorganizowani… wymyślił to kompletny dupek.
– A jak pan by zmienił tę klasyfikację?
– W ogóle bym nic nie zmieniał.
– À propos publikacji, przeczytałam pańskie artykuły o uzależnieniu chirurgicznym i o mięśniach mimicznych prawej i lewej strony twarzy.
– Istotnie, są pierwszorzędne – oznajmił doktor Lecter.
– Takie jest też moje zdanie i zdanie Jacka Crawforda. To on mi je wskazał, co jest jednym z powodów, dla których tak bardzo mu zależy na pana współpracy…
– Staremu stoikowi Crawfordowi na czymś zależy? Musi być bardzo zajęty, jeśli szuka pomocy u studentek.
– Jest zajęty i pragnie…
– Zajęty Buffalo Billem.
– Tak sądzę.
– Nie. Nie „tak sądzę”, pani inspektor. Wie pani świetnie, że chodzi o Buffalo Billa. Myślałem, że może Jack Crawford przysłał panią, żeby mnie o niego zapytać.
– Nie.
– Więc nie pracuje pani przy tej sprawie?
– Nie. Przyszłam do pana, ponieważ potrzebujemy…
– Co pani wie o Buffalo Billu?
– Nikt nie wie o nim zbyt dużo.
– Czy w gazetach było wszystko, co wiecie?
– Tak myślę. Doktorze, nie oglądałam żadnych zastrzeżonych materiałów na ten temat, moim zadaniem jest…
– Ilu kobiet użył Buffalo Bill?
– Policja odnalazła pięć.
– Wszystkie